Jestem tu przez chwilę, moje dramaty, że ktoś mnie obgaduje za plecami i czy napisałam ładne zdanie, są niczym przy wybuchu białych płatków jabłoni, który wydarzył się właśnie za rogiem mojej kamienicy. Ona tam stoi, dumna, mocna i czysta, królowa wszystkości, opierzona bielą, bogata I bujna, drzewo bóg, jak najświętszy obiekt, do którego dążą pielgrzymi z całego roku, wyrastający pomiędzy foliowymi torebkami z Biedronki i altanką śmietnikową. A pod nią dzieją się kawki, skaczące, czarne, dziobiące; skąd one się tu wzięły w ogóle, przecież nikt ich tu nie zaplanował, jak to jest możliwe, że one są? Jak strasznie nie mam do nich dostępu, jak bardzo są z innego świata, jak wielkie mam szczęście, że mogę na nie patrzeć. Tego się nie da opowiedzieć, bo to jest doświadczenie ze środka. Doświadczenie zachwytu totalnego. Czymś czystym, niezatrutym, świeżym. Kształtami i tętnieniem, i wielością. Już rozumiem,
dlaczego ten mężczyzna patrzył na jerzyka przez pół godziny. Ja na spacerze zatrzymuję co chwila. Podobno niektórzy mają tak po narkotykach. Ja musiałam z nich zrezygnować, żeby zobaczyć tę wspaniałość, żeby ją poczuć z brzucha. Ale kiedy już to poczujesz, to wiesz, że sensem życia jest pojechać do lasu.
Jestem tu przez chwilę, moje dramaty, że ktoś mnie obgaduje za plecami i czy napisałam ładne zdanie, są niczym przy wybuchu białych płatków jabłoni, który wydarzył się właśnie za rogiem mojej kamienicy. Ona tam stoi, dumna, mocna i czysta, królowa wszystkości, opierzona bielą, bogata I bujna, drzewo bóg, jak najświętszy obiekt, do którego dążą pielgrzymi z całego roku, wyrastaj...
Rozwiń
Zwiń