Dragonblood

Profil użytkownika: Dragonblood

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 dni temu
14
Przeczytanych
książek
16
Książek
w biblioteczce
12
Opinii
212
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

To moja historia. Urodziłam wcześniaka z hipotrofią w listopadzie 2020r. Szczyt drugiej fali Covidu. Mogłam wyjść do domu po tygodniu, ale wtedy nie pozwolonoby mi znów wejść. Zostałam. Byłam na oddziale trzy miesiące. Za cały świat miałam dwa korytarze, klatkę schodową i dwa oddziały. O spacerach po korytarzu nie było mowy bo codziennie przywożono jakąś pacjentkę z Covidem.
Moje dziecko leżało na OIOMie w sali dokładnie nad moją. Bohaterka nerwowo obserwowała telefon, ja słuchałam odgłosów maszyn i reagowałam paniką słysząc szybkie kroki.
Bez odwiedzin, mogąc zobaczyć bliskich jedynie przez okno, nie mogąc choćby się przytulić, spędziłam Święta, potem Sylwestra, i kolejne dni siedząc przy inkubatorze. W tym czasie moja Mama rozpoczęła walkę z nowotworem. Niemal w tym samym czasie. Mój Syn walczył o życie, Ona również. Po chemii przyjeżdżała postać choć chwilę pod oknem żeby mnie zobaczyć, ledwo stojąc na nogach. Jedyna córka i jedyny wnuk.
Pacjent sam pracujący w służbie zdrowia to najgorszy pacjent. Rozumie za dużo. Za dużo wie. Nadzieja jest mu obca bo zna wszystkie możliwe powikłania i nie umie myśleć pozytywnie.
Od wyjścia ze szpitala minęło pół roku. Wracam tam na szczepienia, wizyty kontrolne, wchodzę tam bez stresu, bo szpital jako taki, ze względu na wykonywaną pracę, nie robi na mnie wrażenia.
Wrażenie robią na mnie wciąż pytania "kiedy stanie na nogi?", "ale będzie normalny, prawda?". Są jak cios w brzuch bo tego się nigdy nie wie i nawet jeśli dziecko rozwija się prawidłowo to może przyjść kryzys. Wcześniak to nie jest miniaturowe niemowlę : to niedojrzały człowiek, który przez tę niedojrzałość skazany jest na szereg powikłań, których rozwój trudno przewidzieć.
Czytając tę książkę otworzyłam szczelnie zamknięte pudło z tym doświadczeniem, które zepchnęłam na dno umysłu. Wszystko znowu wróciło.
Chodzimy na fizjoterapię. Stymulujemy Synka, żeby rozwijał się w przewidzianym tempie. Mieszkam w mieście uzdrowiskowym, dzieci chorych jest tu całe mnóstwo. I trudno nie mieć refleksji jakie mieliśmy szczęście, kiedy patrzymy jak ciężkie komplikacje dotykają nie tylko wcześniaków, ale dzieci w ogóle.
Kto tego nie przeżył, może jedynie posłużyć się wyobraźnią o ile w ogóle potrafi.

To moja historia. Urodziłam wcześniaka z hipotrofią w listopadzie 2020r. Szczyt drugiej fali Covidu. Mogłam wyjść do domu po tygodniu, ale wtedy nie pozwolonoby mi znów wejść. Zostałam. Byłam na oddziale trzy miesiące. Za cały świat miałam dwa korytarze, klatkę schodową i dwa oddziały. O spacerach po korytarzu nie było mowy bo codziennie przywożono jakąś pacjentkę z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nazywam się Don. Lang Don.

Przed lekturą „Początku” zrobiłam sobie prasówkę z wywiadów z pisarzem. Po jakże wątpliwym „Inferno” nie zamierzałam siadać do niczego, co wyjdzie spod pióra Browna Pana Dana. Niemniej namawiano mnie mocno a wśród rozgorączkowanych recenzji pojawiało się co chwila zdyszane „czytaj i mów co myślisz!!”. Dooobra…czego się nie robi dla ludzi…

Z wywiadów z pisarzem wyłania się chłopiec wychowany na powieściach przygodowych, który zawsze chciał brać w nich czynny udział. Dlatego książki o Langdonie pachną swoistym marzeniem, by choć na chwilę przywdziać piękny frak, ująć za rękę niebiańską niewiastę i rzucić się w wir oszałamiających przygód, miast głowy mając partycję dysku z dostępem do internetu.
Bo w swej istocie książki o Langdonie profesorze Robercie Panie są do bólu przewidywalne. Poniżej przepis, jakby ktoś chciał popełnić własną:

1) stwórz miejsce (najlepiej mocno turystyczne) i czas, koniecznie współczesny. Pamiętaj, że od rangi miejsca zależą późniejsze profity
2) umieść tam Langdona, koniecznie w jakiś galowym wdzianku
3) zaraz obok Langdona umieść niebiańska niewiastę, piękną ale też inteligentną (żeby się feministki nie rzucały) i niech będzie ubrana jak Kim Kardashian
4) dodaj kilka schwarzcharakterów, mogą być kompletni kretyni, i tak nikt nie zauważy
5) wymyśl intrygę, najlepiej prostą jak drut, żebyś się sam nie pogubił
6) przekładaj rozdziały: Langdon, Niewiasta, Kretyn, Langdon, Niewiasta, Kretyn – stworzysz tym poczucie posuwającej się naprzód akcji
7) na początek wrzuć granat w miejsce akcji i niech będzie zamieszanie jak w tajskim burdelu na dniach otwartych
8) na koniec wrzuć pseudonaukowy wywód. Niech będzie długi i pełen mądrych słów. Może być bzdurny, może być nieprawdziwy a nawet nudny. Spokojnie i tak wszyscy będą mówić „Jakie to mądre…”.

Gdyby to był bezpieczne, to książkę wyrzuciłabym za okno, choć tego nie praktykuję. Zwolennikiem palenia też nie jestem. Jednak irytacja jaka mnie ogarnęła po lekturze trudna jest do ugaszenia nawet butelką wina wybornego.
Nie spodziewałam się odpowiedzi na wiadome pytania z okładki: to nie Science czy Lancet, tylko literatura (zbyt) popularna. Niemniej, jakem fizyk, sądziłam, że przeczytam tam o jakimś świeżym spojrzeniu, że znajdę coś nowego, innego, ożywczego, co będzie punktem wyjścia do dyskusji, które i tak prowadzę częściej niż przeciętny człowiek z racji profesji.
Tymczasem dostaję pseudonauowy wywód o … entropii. Autor uznał, że wystarczy się zapoznać z Wikipedią, rzucić znanymi nazwiskami (Stephen Hawking czy Neil Tyson), żeby wydać się człowiekiem wielce, niekoniecznie dobrze, poinformowanym. Napięcie w oczekiwaniu na tę bombę jest miejscami nieznośnie i właśnie zamiast owej bomby strzela zamokły kapiszon. Pomijam, że Autor nie odpowiada na oba pytania, co jest mocnym nadużyciem. Jak już chciał zgrywać naukowca to powinien temat dociągnąć do końca.
Do tego wizja człowieka jako hybrydy nauki i życia, tego technikalium i bios, robiąca z nas stado Terminatorów to nie tylko jakiś passus z przyszłości. To już się dzieje i wcale tak nie wygląda. Jeśli implant biodra, rozrusznik, czy układ scalony pomagający w słyszeniu to powód do strachu to chyba jesteśmy w mentalnej… dziupli.
Ważne: Autor dość lekkomyślnie i bezrefleksyjnie szafuje pojęciem „sztuczna inteligencja”. Największa dziura w fabule dotyczy samego Winstona, który ostatecznie przechodzi test Turinga i go nie przechodzi. Realizując zadanie polegające na spędzeniu przed ekrany monitorów jak największej liczby widzów i mając wolną rękę w zakresie użytych do tego celu narzędzi wykazuje się niczym innym jak wolną wolą, jednocześnie doprowadzając do samozniszczenia, bo tak mu kazał pan. Jeśli Brown nie widzi tu jawnej sprzeczności to chyba Wikipedia to dla niego za dużo.

Dan Brown jest w chwili obecnej tym, kim niegdyś był Paulo Coelho: kieszonkowym przewodnikiem dla dusz, który to przewodnik można poczytać w autobusie, podczas porannej kawy, czy na ławce w parku.

Cóż…jakie czasy, tacy filozofowie.

A…i jeszcze jedno. Langdon ma ejdetyczną pamięć. Ale jakbyście nie pamiętali, to Langdon ma ejdetyczną pamięć. Bo należy pamiętać, że Langdon ma ejdetyczną pamięć. Ku wszelkiej pamięci należy zważać, że Langdon ma ejdetyczną pamięć. Więc gdybyście nie pamiętali to Langdon ma ejdetyczną pamięć.

Arrrrgggghhhhh……

Nazywam się Don. Lang Don.

Przed lekturą „Początku” zrobiłam sobie prasówkę z wywiadów z pisarzem. Po jakże wątpliwym „Inferno” nie zamierzałam siadać do niczego, co wyjdzie spod pióra Browna Pana Dana. Niemniej namawiano mnie mocno a wśród rozgorączkowanych recenzji pojawiało się co chwila zdyszane „czytaj i mów co myślisz!!”. Dooobra…czego się nie robi dla ludzi…

Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeglądając recenzje książki Piątka na lubimyczytac.pl na pierwszy plan wybijał się jeden fakt: właściwie wszystkie recenzje są zero-jedynkowe. Albo cudo albo szmira.
Jednocześnie widać po komentarzach, że znakomita część osób nie zadała sobie trudu przeczytania tej publikacji bo wbrew pozorom książka nie traktuje o Ministrze Obrony Narodowej a o jego środowisku, o ludziach jakimi się otacza. To zasadnicza różnica.
Do tego argumenty ad personam w stylu „narkoman i alkoholik”. No tak, to już wiemy, Tomasz Piątek tego nie ukrywa. Gdyby to było takie proste to zapewne spod pióra Piątka wyszłaby publikacja traktująca o tajemniczych wypadach Antoniego na imprezy bunga-bunga, albo o walizie kokainy w stodole Szyszki, albo, co jeszcze lepsze, niejasnych stosunkach z pewnym Misiem i Harrym Potterem. Z pewnością zdałoby egzamin bo widać po wytykaniu nałogów Autorowi jak łatwo rzuca się błotkiem obyczajowym.

Zadając sobie trud obcowania z dziennikarstwem śledczym, tak mocno zaniedbywanym w naszym kraju (w końcu dziś liczy się informacja lekka, łatwa i przyjemna/szokująca a nie żmudna dłubanina w bibliotece) już dawno skonstatowałam, że podchodząc emocjonalnie do osoby, grupy osób, partii itp., opisywanych w publikacji robię sobie krzywdę: zamykam oczy na fakty tylko dlatego, że mi nie pasują. Co więcej, Polska to chyba jedyny kraj, gdzie osoby o odmiennych poglądach politycznych dałyby się pokroić a na pewno ostro poturbowały za odmienność polityczną interlokutora. Tylko u nas, tylko tu!
Dlatego też zabierając się do takich opracowań należy bezwzględnie odrzucić swoje sympatie i antypatie. I w tym wypadku czy byłaby to publikacja o Antonim, Włodzimierzu Cimoszewiczu, Lechu Wałęsie czy Jarosławie Kaczyńskim, potraktowałabym/potraktuję ją tak samo.
Książka Piątka napisana jest bardzo dobrym, jasnym i zwartym językiem, naszpikowana jest mnóstwem odnośników, można prześledzić wiele publikacji, filmów, dokumentów będących powszechnie dostępnymi. Wiedza ta nie jest z kręgu tajemnych, jest powszechnie dostępna. Fakty są jasno i przejrzyście przedstawione, hipotezy, poszlaki i domysły oddzielone grubą kreską. Trudno zarzucić Autorowi tendencyjność.
Czyli to co wiem, oparłem na faktach. A jak mówi staro-słowiańsko-szwedzkie przysłowie z faktami się nie dyskutuje.
Do tego Piątkowi jasno przyświeca myśl, że nie ważne kto z kim się kłóci, ważne kto z kim pije wódkę. Stara zasada, zawsze się sprawdza.
I jeszcze jedna, ważniejsza: follow the money. To najskuteczniejszy trop.
W opracowaniu trudno doszukiwać się leitmovitu „nienawidzę Antka!”. Piątek nie ocenia, nie formułuje konkretnych zarzutów, jednocześnie nie insynuuje, dlatego po tej publikacji nie spodziewałabym się nowych terminów jak choćby „Antek – Rusek dwa bratanki”, albo „Antek i Wlado w jednym stali domu”, wzorem „resortowych dzieci”. Nie o to Piątkowi chodziło. Przez całą publikację czuć podprogowo myśl „masz tu czytelniku walizę faktów i zrób z tym co chcesz”. To swego rodzaju przewodnik po dżungli firm, zarządów, powiązań i wspólnych interesów, nad którymi zastanowi się po tysięczna osoba. A i to być może, bo kto z nas chce/ma czas/ zaangażuje się w poszukiwania?
Na część pytań możemy znaleźć odpowiedź, część pozostaje zadanych, Autor próbuje na nie odpowiedzieć, ale nie wszystkie puzzle są na stole, więc możemy jedynie się domyślać.
Do opracowania dołączono także bardzo zgrabne grafy, które obrazują kto z kim i na jakiej zasadzie. Informacje rozwinięte w książce zebrane rysunkowo na kilku stronach dość widowiskowo oddają istotę rzeczy.
Z zainteresowaniem obserwować będę rozwój wydarzeń. Spodziewałabym się procesu (przynajmniej ja bym tak postąpiła), ale wiadomo, że w takim trybie trzeba będzie udowodnić, że Piątek miewa bardzo kolorowe sny, które następnie przelewa na papier. A to nie będzie takie proste.
Publikacja Piątka, w moim odczuciu, jest niezwykle potrzebna. Wykonanie żmudnej, trudnej, czasami nudnej a z pewnością w tym czasie mało spektakularnej pracy dziennikarskiej od której stronią prawie wszystkie media (bo kosztuje, bo nudno, bo nikt tego nie czyta) jest niezmiernie ważne. W dobie bullshit politics, tej tak zwanej post prawdy, gdzie nie tylko interpretuje się fakty z wielką dowolnością, ale zwyczajnie się je wypacza znalezienie godnego zaufania źródła, które w spektakularny sposób się nie ośmieszy nie mogło być łatwe.
Trudno będzie podważyć Antoniemu Macierewiczowi wyciągi z KRSu, publikacje poważanych dziennikarzy zachodnich mediów, czy wreszcie własne oświadczenia majątkowe.
Dla nas wszystkich byłoby jednak lepiej, żeby Tomasz Piątek miewał kolorowe sny.

Przeglądając recenzje książki Piątka na lubimyczytac.pl na pierwszy plan wybijał się jeden fakt: właściwie wszystkie recenzje są zero-jedynkowe. Albo cudo albo szmira.
Jednocześnie widać po komentarzach, że znakomita część osób nie zadała sobie trudu przeczytania tej publikacji bo wbrew pozorom książka nie traktuje o Ministrze Obrony Narodowej a o jego środowisku, o...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Dragonblood

z ostatnich 3 m-cy
2024-02-18 18:55:13
Dragonblood Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-18 18:55:13
Dragonblood Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"

statystyki

W sumie
przeczytano
14
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
212
razy
W sumie
wystawione
14
ocen ze średnią 5,8

Spędzone
na czytaniu
112
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]