Potrzeby kobiecych serc wcale nie były takie oczywiste. Rozmawiamy z autorką „Sagi krynickiej”

BarbaraDorosz BarbaraDorosz
22.02.2023

Patronat LubimyczytaćWywiad z Edytą Świętek towarzyszy promocji jej najnowszej powieści „Sekrety kobiecych dusz”. Emocje wzbudza już samo miejsce akcji – Krynica, słynąca z uzdrowiskowej działalności, w przeszłości gościła wiele znanych postaci. To tutaj wodnych kuracji zażywali Fryderyk Chopin, Ignacy Paderewski czy polski tenor Jan Kiepura. Aż do początku XX wieku na pobyty w uzdrowiskach mogli sobie pozwolić wyłącznie najbogatsi. Edyta Świętek postanowiła cofnąć się do czasów słynnej belle epoque, by odsłonić przed nami losy kuracjuszy i mieszkańców Krynicy.

Potrzeby kobiecych serc wcale nie były takie oczywiste. Rozmawiamy z autorką „Sagi krynickiej” Materiały Wydawnictwa MANDO

Okładka książki [Opis – Wydawnictwo MANDO] Przyjaźń, miłość, pilnie strzeżone tajemnice i krzywdy, za które trzeba zapłacić

W pozornie spokojnym uzdrowisku krzyżują się losy kuracjuszy, przyjezdnych i mieszkańców. Jest rok 1894.

Aurelia mieszka wraz z teściami w zamożnej posiadłości w Krynicy. Po tragicznej śmierci męża obawia się o swoją przyszłość. Jest przecież tylko zwykłą chłopką z łemkowskiej chaty, którą mąż wprowadził na salony. Nie wszystkim w rodzinie się to podoba.

Wkrótce Aurelia zaprzyjaźnia się z Matyldą, dobrze urodzoną i wpływową osobą, która przyjechała latem do uzdrowiska. Kobiety dzielą się ze sobą wszystkimi troskami i radościami. Przenikliwa natura Matyldy prowadzi do odkrycia niezwykłego sekretu, który na zawsze zmieni życie kilku osób.

Edyta Świętek przenosi nas do świata, w którym pochodzenie stawiano na pierwszym miejscu, a za rodzinne tajemnice oddawano życie. W tej opowieści odnajdziecie swoje historie, walkę o szczęście, spełnienie i poszukiwanie własnej tożsamości.

Przeczytaj wywiad z  Edytą Świątek, autorką książki „Sekrety kobiecych dusz”

Barbara Dorosz: Mamy lato 1894 roku, do Krynicy-Zdroju zjeżdża krakowska śmietanka towarzyska, by czerpać siły witalne z tutejszych wód leczniczych. Po uzdrowiskowych ścieżkach spacerują wytworne damy, króluje przepych i blichtr. W kuluarach panowie toczą żywe rozmowy na temat gospodarczego rozkwitu Europy, w powietrzu unosi się zapach dobrego tytoniu. Na tym tle poznajemy główną bohaterkę sagi – Aurelię Drzewicką, młodą wdowę. Doprawdy wspaniale udało się pani oddać realia tamtej epoki.

Edyta Świętek: La belle époque to rzeczywiście niezwykle barwne tło i bujny okres w historii. Ta nazwa idealnie oddaje ducha tamtych czasów: umiłowanie do piękna, sztuki, nieprawdopodobny rozwój i postęp cywilizacyjny, a także powstawanie wzniosłych idei. Ale trzeba pamiętać, że to tylko jedna strona medalu. Z drugiej strony mamy niestety smutniejszą prawdę o tamtych czasach: pozerstwo, życie ponad stan oraz podwójną moralność.

No właśnie, z jednej strony śledzimy losy Aurelii, która dzięki małżeństwu wchodzi na salony, z drugiej podsuwa nam pani postać Eudokii Drowniak, ubogiej łemkowskiej dziewczyny i matki Epifaniusza, znanego później jako Nikifor Krynicki.

Rzeczywiście zależało mi, aby na łamach powieści zestawić ze sobą historie obu postaci, fikcyjnej Aurelii oraz autentycznej Eudokii, których życie potoczyło się dwiema zupełnie odmiennymi ścieżkami. Podczas gdy Aurelii udaje się dobrze wyjść za mąż, Eudokia boryka się z licznymi problemami. Dramatem tej kobiety było zajście w nieślubną ciążę. W pierwszym odruchu pracodawcy wyrzucili ją na bruk jako osobę wyuzdaną i zepsutą. Pod wpływem nacisków udzielono jej „pomocy”, wydając ją za mąż wbrew jej woli. Krótko po ślubie mąż porzucił Eudokię, a pieniądze, które otrzymał za zawarcie małżeństwa, roztrwonił w gospodach. Sprawa została zamieciona pod dywan: wszak brzemienna kobieta wyszła za mąż, więc o co rozdzierać szaty? Problem został rozwiązany! Dzisiaj takie postępowanie wręcz nie mieści się w głowie. A jednak w tamtej, nie tak znowu odległej „pięknej epoce” spod warstwy złota wyzierała często szpetota.

Nie jestem omdlewającą dobrze urodzoną panienką, by zważać na takie drobiazgi – pocieszała niejeden raz samą siebie, znosząc drobne szpileczki, które czasami ktoś jej wbijał.

Aurelia dzięki małżeństwu zalicza społeczny awans, jednak, powiedzmy to sobie otwarcie, również nie ma łatwego życia. Nie wszystkim podoba się, że dziedzic fortuny wziął sobie za żonę kobietę spoza elity. Dziewczyna jest traktowana z dużym dystansem nawet przez niektórych członków rodziny swojego męża, którzy tylko czekają na jej najdrobniejsze potknięcie. Czy potrafi pani jakoś uzasadnić to poczucie wyższości? Skąd taka hermetyczność i niechęć grup z wyższych sfer?

W tamtych czasach mieszanie się poszczególnych grup społecznych nie było sprawą oczywistą. Każda tego rodzaju sytuacja pociągała za sobą spore zainteresowanie i zapewne lawinę komentarzy. Było to zjawisko o tyle niecodzienne, że Stanisław Wyspiański postanowił uwiecznić je w swoim „Weselu”. Być może za tę hermetyczność odpowiadały znaczące dysproporcje stanu posiadania. Ludzie majętni zawierali małżeństwa pomiędzy sobą choćby dla dobra prowadzonych interesów. Z obecnej perspektywy wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, a jednak dawniej wiele małżeństw było aranżowanych głównie z tego powodu. Dawniej różnice klasowe były mocno zarysowane, a wręcz nawet uwypuklone poprzez odmienne stroje, inny poziom wykształcenia, inny sposób spędzania czasu.

Zamożni szczęśliwcy mogli rozwijać swe pasje i zainteresowania dzięki posiadanemu kapitałowi. Ubodzy borykali się z biedą, głodem i chorobami. Człowiek pracujący kilkanaście godzin na dobę nie miał czasu na rozwój intelektualny. To z kolei sprawiało, że brakowało mostów porozumienia pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi. Bo o czym może rozmawiać syty z głodnym? Moja bohaterka postrzegana jest przez pryzmat miejsca, w którym się wychowywała. Wzbudza zazdrość z powodu nagłego awansu społecznego, często staje się ofiarą plotek, o czym czytelnicy będą mogli przekonać się podczas lektury drugiego tomu sagi, który właśnie kończę przygotowywać.

Bardzo wyraziście pokazuje pani różnice klasowe. Bohaterki reprezentują różne warstwy społeczne, a mnie ciekawi, o czym marzyły ówczesne kobiety? Co było ich życiowym celem? Czy mimo różnego statusu było coś, co łączyło je wszystkie?

Zacznę od końca: bez wątpienia łączyło je pragnienie, by przeżyć życie tak dobrze, jak tylko jest to możliwe. Wiele z nich miało bardzo przyziemne, emocjonalne potrzeby: akceptacji, ciepła, miłości czy spełnienia się w macierzyństwie. Różniło je natomiast znacznie więcej, ponieważ w powieści mamy do czynienia zarówno z kobietami wyemancypowanymi i nowoczesnymi, jak i takimi, które o emancypacji marzą, oraz tymi, które są wrogie rozprzestrzeniającym się ideom. Dla części kobiet wielkim marzeniem jest równouprawnienie, zyskanie praw wyborczych, nieograniczona droga do edukacji oraz niezależność. Inne uważają to za zamach na ciepło domowego ogniska. Bardzo zależało mi na tym, aby na kartach mojej powieści zaprezentować różne środowiska oraz światopoglądy.

Kobiety z okresu belle epoque były dla siebie wsparciem czy jednak rywalkami? Na łamach książki zakwitnie piękna przyjaźń pomiędzy Aurelią i Matyldą, jednak odnoszę wrażenie, że to była rzadkość.

Trudno jednoznacznie ocenić, jednak wiele lektur skłania mnie do refleksji, że na pierwszy plan wysuwała się dyskretna rywalizacja. Dla młodych panien priorytetem było „zrobienie dobrej partii”, czyli znalezienie atrakcyjnego kandydata na męża. Pole do manewru było wówczas niewielkie, ponieważ młodzi ludzie nie mogli przebywać sam na sam. Stroje dziewcząt podlegały określonym regułom. Dodatkowym aspektem był posag lub jego brak. O atrakcyjności panny nie decydowała piękna twarz ani nawet charakter, lecz bardzo często właśnie owe nieszczęsne względy materialne. Gdy panna szczęśliwie zmieniła stan cywilny, nadal nie była panią samej siebie, bowiem na każdym kroku jej zachowanie obwarowane było etykietą oraz czujnymi spojrzeniami wszystkowiedzących matron. Ludzie z wyższych sfer przez własne otoczenie poddawani byli surowej ocenie. Każde uchybienie mogło wywołać skandal. Osoba skompromitowana z reguły spotykała się z ostracyzmem. W takiej atmosferze trudno o miejsce na szczere przyjaźnie.

plakat promocyjny

Żeby „zrobić dobrą partię”, panie szczególną uwagę przywiązywały do wyglądu. Sporo miejsca poświęca pani XIX-wiecznej modzie. Opisuje pani stroje ówczesnych dam obfitujące w gorsety, koronki i paryskie fasony. Z rozbawieniem przyglądałam się Zuzannie, która pomimo wyjścia na wymagającą wędrówkę, nie potrafiła zrezygnować z kosztownego, choć niewygodnego stroju. Z jakich źródeł pani korzystała, aby pokazać czytelnikom ów fragment tamtego świata?

Od bardzo dawna interesuję się modą oraz obyczajami przełomu XIX i XX wieku. Szczególnym sentymentem, mimo wcześniejszych słów, darzę właśnie belle epoque – za ówczesną finezję i piękno. Bardzo często przeglądam blogi oraz fora tematyczne, mam także w domowej bibliotece kilka książek związanych z modą na przestrzeni wieków. Dawniej do wyglądu podchodzono ze znacznie większą surowością. Damom i dżentelmenom z wyższych sfer narzucano znaczne ograniczenia dotyczące nie tylko poszczególnych elementów garderoby. Kobieta wychodząca na ulicę musiała kilkakrotnie przejrzeć się w lustrze, by sprawdzić, czy wszystko jest jak należy, bowiem w miejscach publicznych pod żadnym pozorem nie wolno było dokonywać żadnych poprawek przy stroju. Owszem, wygładzenie sukni, gdy się wstało, było dopuszczalne, ale już zdjęcie z siebie jakiejkolwiek części garderoby mogło wywołać oburzenie.

Zanim tutaj nastałam, byłam nikim – przemknęło jej przez myśl. – Na chwilę moje życie się odmieniło. Ale ta chwila przeminęła i trzeba się z tym pogodzić.

Podobno nawet zdjęcie rękawiczek było w bardzo złym tonie.

Dokładnie, jeśli więc jakaś dama odziała się niestosownie do warunków pogodowych, musiała przeżywać katusze związane z zimnem bądź upałem. Zdjęcie bucika, jak w przypadku Zuzanny, która obtarła piętę, byłoby niemalże skandaliczne. Podobnie rzecz miała się z żakietem od kostiumu, w którym mojej bohaterce było zdecydowanie zbyt gorąco. I pozostaje się tylko zastanowić, z czego to wynikało. Z próżności? Czy może z obawy przed utratą dobrej reputacji? Jestem oczarowana sukniami oraz kapeluszami, które nosiły ówczesne strojnisie, jednak nie wyobrażam sobie wkładania tego na co dzień.

Podtytuł sagi brzmiący „Sekrety kobiecych dusz” oddaje crème de la crème powieści, czyli to, czym żyły kobiety na przełomie wieków. Przyznawanie się do swoich pragnień i marzeń również było w złym guście?

W tamtych czasach otwarte wyrażanie myśli nie było pozytywnie postrzegane. Wiele rzeczy należało przemilczeć, by nie wyjawiać w sposób bezpośredni swych pragnień. Dla niektórych, jak na przykład Eudokii Drowniak, marzenia o szczęściu pozostały sekretem noszonym właśnie w głębi duszy. Inna bohaterka, Emilia, skrywa bardzo mroczną tajemnicę…

Podobno ma pani do Krynicy-Zdroju osobisty sentyment. Może pani opowiedzieć nam o tym coś więcej?

Tak, to prawda. Darzę Krynicę-Zdrój ogromnym sentymentem, w dzieciństwie spędzałam tam letnie wakacje. Z całą pewnością Krynica widziana oczami dziecka wyglądała zupełnie inaczej niż z perspektywy dorosłego człowieka i jego doświadczeń. Na pewno na tamtym etapie obce mi było imię Nikifor, a Jan Kiepura jeszcze nie wywoływał żywszego bicia serca. W miarę upływu lat perspektywa, z której spoglądam na tę piękną miejscowość, uległa znacznej metamorfozie. Teraz postrzegam to miejsce nie tylko jako przestrzeń sielankowych zabaw, ale przede wszystkim jako perłę architektoniczną, która przyciągnęła wiele wybitnych osobowości.

Jedną z takich osobowości jest postać Józefa Dietla, którą przywołuje pani na łamach powieści w kontekście rozwoju Krynicy. Jaki wpływ miał ten człowiek na popularyzację miasta i jego uzdrowiskowej odsłony?

Doktor Józef Dietl jest bardzo mocno związany zarówno z moim ukochanym Krakowem, czyli miastem, w którym dorastałam, jak i z Krynicą. Obydwa miejsca bardzo dużo mu zawdzięczają. Skupmy się jednak na Krynicy. To za sprawą doktora uzdrowisko zostało uratowane. Mniej więcej w połowie XIX wieku władze austriackie podjęły decyzję o jego likwidacji. Zapadła decyzja o rozbiórce już istniejących i mocno podupadłych obiektów. Józef Dietl postanowił przyjrzeć się temu z bliska. Osobiście przybył do Krynicy, by rozeznać się w sytuacji. Dostrzegając ogromny potencjał leczniczy wód, wspaniały klimat i urok tego miejsca, postanowił o nie zawalczyć. Potrafił przekonać do swojego punktu widzenia odpowiednie osoby, dzięki czemu nie tylko wstrzymano się z rozbiórką, ale również asygnowano fundusze na rozwój kurortu.

Ach, ta okropna obłuda! – zżymała się w duchu. Osobiście uważała, że życie byłoby znacznie prostsze, gdyby ludzie mówili sobie prawdę i nie posuwali się do podłego intrygowania.

Czaruje pani słowem, z łatwością, subtelnie i z dużą wrażliwością oddaje emocje, jakie towarzyszyły bohaterom. Czy dużo czasu upłynęło, nim wypracowała pani swój własny, autorski styl?

Myślę, że praca nad stylem to niekończący się proces. Pisząc kolejne powieści, staram się go doskonalić, aby treści były przyjazne w odbiorze i jednocześnie pełniły funkcje poznawcze. Uwielbiam zaskakiwać czytelników jakimiś wiadomościami, wiedzą zdobytą w trakcie researchu. Wprowadzać pomiędzy fikcyjnych bohaterów autentyczne postaci. Bardzo lubię pogłębiać portrety psychologiczne wykreowanych przeze mnie osób, ukazywać świat ich wewnętrznych przeżyć. Cieszę się, gdy czytelnicy mówią o tym, że utożsamiają się z niektórymi bohaterami, zaprzyjaźniają się z nimi lub odczuwają w stosunku do nich różne emocje, nawet te skrajnie negatywne.

Jaka jest według pani rola współczesnego pisarza?

Oj, to wbrew pozorom bardzo trudne pytanie. Przede wszystkim myślę, że w dobie niemiłościwie panującego nam internetu musimy skłaniać czytelników do sięgania po słowo pisane. Zachęcać ich do zgłębiania kolejnych lektur. Powinniśmy prezentować na kartach książek różne punkty widzenia, poszerzać horyzonty. Dobrze jest, gdy powieść, prócz fabuły, która ma bawić, posiada jeszcze wartość dodaną w postaci wiedzy, którą autor zdobywa w trakcie researchu i przekazuje dalej. Musimy też dbać o piękno naszej ojczystej mowy, aby za kilka dekad nie okazało się, że wracamy do epoki pisma obrazkowego.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję. Pozdrawiam serdecznie czytelników serwisu Lubimyczytać.

O autorce

Edyta Świętek - urodzona w Krakowie autorka powieści obyczajowych. W jej książkach nie brakuje wątków historycznych i kryminalnych. Chętnie pisze też sagi rodzinne. Inspiracje czerpie z codziennych wydarzeń i drobiazgów.

Wielka miłośniczka kawy i długich rodzinnych spacerów. W wolnych chwilach ogląda filmy dokumentalne i poświęca czas swoim czworonożnym przyjaciołom. Jej największą pasją pozostają książki, zarówno ich tworzenie, jak i czytanie.

Książka „Sekrety kobiecy dusz” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Sillie 28.02.2023 14:49
Czytelniczka

Pani Edyta to sympatyczna kobieta, nie mniej jednak w swoim przygotowaniu troszkę na wyrost i wybiórczo zarzuciła argumentem jakoby różnice społeczne były na tyle uwypuklane, że nawet Wyspiański napisał o nich "Wesele". No to nie było do końca tak Pani Edyto. Bo Wyspiański nie dość, że pisał inspirując się weselem przyjaciela, to sam wziął sobie kobietę prostą, pochodzenia...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Meszuge 27.02.2023 11:18
Czytelnik

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem. 
Więc o czym tu dyskutować? Miałaby taka dyskusja tyleż sensu, co dyskusja ze spotami reklamowymi. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 22.02.2023 14:30
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post