Fantastyka nieujarzmiona. „Naznaczone złotem” Naminy Forny
„Naznaczone złotem”, Namina Forna
Nie szukała tam szczęścia, bynajmniej, lecz wytchnienia od wojny domowej, jaka rozpętała się w jej rodzinnym Sierra Leone. Ojciec przyszłej pisarki był wysoko postawionym politykiem, stąd też znalazł się na celowniku i był zmuszony wysłać córkę za ocean, gdzie od czasu rozwodu mieszkała jej matka. Forna, jak sama pisze, z rozpieszczanego dziecka wziętej prawniczki i dyplomaty została zdegradowana do roli outsiderki, a dom z basenem i podarki od samego prezydenta zmuszona była zamienić na dobytek mieszczący się w dziecięcym plecaku.
Cierpiała na zespół szoku pourazowego. Rodzice starali się odciąć Fornę od brutalnej rzeczywistości, podsuwając jej książki, głównie fantastykę. Uwielbiała „Władcę Pierścieni” i kilka lat po jej przeprowadzce do Atlanty pobiegła jak na skrzydłach do kina, chcąc zobaczyć wyczekiwaną przez miliony ekranizację. I tam odbiła się od niewidzialnej ściany. Nie zobaczyła bowiem nikogo podobnego do niej. Opisując później swoje odczucia, mówiła o tym, że jedynymi czarnoskórymi postaciami na ekranie były orki. Było to dla niej cokolwiek twarde lądowanie i kolejne zderzenie z postkolonializmem. Koleżanki ze szkoły nie wierzyły jej, kim jest i skąd przybywa, mając w głowach obraz Afryki jako krainy rodem z „Księgi dżungli”.
Fornie brakowało magii. A ta otaczała cały jej rodzinny dom. Znała opowieści o bogini wody, mieszkającej niemal tuż za płotem, i historie o dahomejskich amazonkach, praktycznie nieznane przesyconej maskulinizmem kulturze zachodniej. Dlatego gdy zasiadła do pisania „Naznaczonych złotem”, wyznaczyła sobie jasny cel: wypełnić lukę, przybliżyć afrykańską tradycję Anglosasom.
Na wydawcę czekała dwanaście lat. Przez ten czas sporo się zmieniło, jak sama zauważa, między innymi dzięki filmom takim jak „Czarna Pantera” i rosnącej popularności czarnoskórych pisarzy gatunkowych. Ale fakt ten nie sprawia, że jej debiutancka powieść, „Naznaczone złotem” (We need YA), stała się mniej potrzebna, nic podobnego. Zwłaszcza w segmencie literatury dla młodzieży. Forna na pewno zawarła tam ekstrakt z własnych, niełatwych przeżyć, ale jej humanistyczna i feministyczna opowieść nie jest w żadnym razie ani autobiograficzna, ani osobna. Bo książka, będąca początkiem planowanej trylogii, gatunkowo idealnie wpasowuje się w obowiązujące w fantastyce konwencje, przez co, mimo rzadko spotykanego settingu, wydaje się znajoma. Zapewne jest to ze strony autorki zabieg umyślny i rozmyślny, wyraża bowiem za jego pośrednictwem bez mała optymistyczną myśl – mimo że jesteśmy od siebie różni, to współdzielimy tę samą wrażliwość.
Szesnastoletnia Deka, bohaterka „Naznaczonych złotem”, to stojąca u progu dorosłości dziewczyna, będąca tuż przed Rytuałem Czystości, mającym określić jej miejsce pośród ludu swojej osady. Jeśli krwawić będzie czerwienią, wtedy zostanie powitana jak swoja, ale gdyby z jej żył popłynęło złoto, skaże ją to na ostracyzm i śmierć. Ceremonia zostaje jednak przerwana przez demony, które odpiera Deka, jednocześnie odsłaniając się jako istota nadludzka. Torturowana i raz po raz zabijana, nie może jednak umrzeć. Ocalona przez podobną sobie kobietę, udaje się do stolicy królestwa, gdzie u boku innych władających tą samą potęgą, na rozkaz cesarza, ma zmierzyć się z demonami. Tyle że Deka zaczyna zauważać, że nie wszystko jest takie oczywiste.
Od pierwszych stron Forna nie szczędzi sugestywnego opisu trudnej rzeczywistości, w jakiej wychowuje się Deka – pełno tu przemocy, fizycznej i psychicznej, co jest niejako cechą definiującą patriarchalny system. Wszystko toczy się pod dyktat mężczyzn i nawet kobiety na pozycjach stają się wykonawczyniami opresyjnej reguły. Deka jest niejako uwięziona pomiędzy lojalnością do swoich a naturalną chęcią samostanowienia o sobie. Jest to, oczywiście, niejaki standard jeśli chodzi o fantastykę, ale sama historia Forny pozwala spojrzeć na tę książkę z nieco innej i oryginalnej perspektywy, zwłaszcza że jej akcja dzieje się w niby-Afryce. Poza tym „Naznaczone złotem” pisane są sprawną, pełną werwy prozą, fabuła potrafi zaskoczyć nagłymi zmianami tonacji, a przedstawiony świat i magiczne arkana są zbudowane z rozmysłem i wigorem.
Forna napisała już drugi tom trylogii, który pewnikiem zostanie u nas wydany niebawem. I dobrze, bo po przeczytaniu jej debiutu trudno się dziwić popularności tego tytułu. To wartka, mądra książka, podparta autentycznymi przeżyciami. Fantastyka nieujarzmiona.
O autorce
Namina Forna jest autorką powieści z gatunku YA. Pochodzi z Sierra Leone w Afryce Zachodniej. W wieku dziewięciu lat przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych i od tamtej pory podróżuje tam i z powrotem. Namina uwielbia budować fantastyczne światy i opowiadać historie z udziałem silnych postaci kobiecych. Naznaczone złotem to jej debiutancka powieść, która natychmiastowo znalazła się na liście bestselerów „New York Timesa”.
Książka „Naznaczone złotem” jest dostępna w sprzedaży.
---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.
komentarze [38]
Przez krótki moment brzmiało ciekawie, inna fantastyka niż quasi-średniowieczna Europa, ale zniechęca mnie young adult i sponsoring artykułu. Raczej się nie skuszę.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem... czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? 😈 Dodajmy, że Wydawnictwo We Need Ya ma dość specyficzny profil.
Są rzeczy, które lisy 🦊 omijają szerokim łukiem: szczepionki na wściekliznę i książki pachnących wydawnictw.
Ja mam. Rozumiem, że dziennikarze mają pracować za darmo. Jeśli lekarz Lisa przyjmie i bierze za to pieniądze, to też nie jest okay? Nie rozumiem sytuacji: za pracę należy się wynagrodzenie, czemu podważasz wiarygodność autora tekstu? O co chodzi?
Panno Fox, spieszę wyjaśnić 😁 Doskonałe porównanie do lekarza. Kiedy Lis idzie do lekarza i płaci mu pieniądze to OCZEKUJE, że lekarz go będzie leczy DOBRZE. Jeśli jako wydawnictwo płacę pieniądze za artykuł... to?
Znajdź JEDEN artykuł sponsorowany w którym nie napisano dobrze o książce, do której zniechęcono bo okazało się, że jest kiepska.
Czy teraz panna rozumie? 😈
Rozumiem Twoją logikę, ale się nie zgadzam. Pisałam nie jeden artykuł tego typu i dostając propozycję jego napisania, najpierw czytałam książkę i zgadzałam się napisać pozytywny artykuł, tylko, jeśli byłam w stanie napisać go w zgodzie z własną opinią i sumieniem. Twoja wypowiedź sugeruje, nie... Ty twierdzisz, że sponsorowany, to fałszywy. A tak nie jest.
Teraz rozumiesz?
Tak, twierdzę, że sponsorowany artykuł nigdy nie będzie krytyką książki. Ale nigdzie nie stwierdziłem, że będzie fałszywy. Za pieniądze zawsze otrzymamy to czego chcemy, a wydawnictwo oczekuje POZYTYWNEJ opinii, dzięki której zwróci jej się koszt i zarobi. Ty odmówisz? Super, znajdziemy kogoś innego, kto - oczywiście zgodnie z własną opinią i sumieniem - napisze DOBRĄ bo mu...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
" A kiedy się nie zgadzałaś to pieniędzy nie dostawałaś. " nie prawda.
Zawsze wkładasz w usta czyjeś swoje słowa?
Ja ci nic w usta nie wkładam 😁
Opcje są następujące (jeśli idzie o kwestię negatywnej opinii):
- nie pisałaś negatywnej opinii (ani pozytywnej) i dostawałaś pieniądze
- nie pisałaś negatywnej opinii (ani pozytywnej) i NIE dostawałaś za to pieniędzy
- pisałaś negatywną opinię i dostawałaś za to pieniądze
- pisałaś negatywną opinię i NIE dostawałaś za to pieniędzy
Zatem?...
Mylisz pojęcia: opinia, artykuł, recenzja. Albo Cię różnica nie obchodzi.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nie, nie obchodzi mnie, bo zarówno artykuł, opinia czy recenzja mogą być pozytywne lub negatywne. Na LC nazywa się to "Artykuł sponsorowany", równie dobrze może to być recenzja... a oba zawierają czyjaś opinię.
Uciekasz w "mylisz pojęcia", bo nie chcesz przyznać racji, że za pieniądze zawsze dostaje się pozytywną opinię/artykuł/recenzję, bo za nic innego nikt nie zapłaci.
Uciekasz w "mylisz pojęcia", bo nie chcesz przyznać racji, że za pieniądze zawsze dostaje się pozytywną opinię/artykuł/recenzję, bo za nic inneg
Hahahah, okay, niech Ci tak będzie, że wiesz, co chcę powiedzieć i co mam na myśli.
Oczywiście, bo po raz kolejny wykonujesz unik. Gdybyś czuła się pewnie, to byś odpowiedziała. Tworzysz wątek poboczny, by uciec od odpowiedzi, która by potwierdziła by to co pisałem. Takie sztuczki nie ze mną, Brunner 😈
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzuję się wystarczająco pewnie, by powiedzieć Ci żegnam, nie mam czasu, sił i ochoty na gadanie z kimś, kto ma profesurę z wszystkiego. 😂 😈
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postBrzmi dla mnie mega ciekawe. Ląduje mi w liście książek, które "Chcę przeczytać"
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTo trochę wstyd, że tak Pan chwali książkę, a ani słowem nie wspomina o osobie tłumaczki. Ba, nawet nie pojawia się jej nazwisko, choć jest świetnie widoczne na okładce (przypomnę: Anna Dobrzańska). Zwłaszcza że sam Pan jest doświadczonym tłumaczem.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCieszę się że w dyskusjach coraz częściej docenia się osoby, które również wpływają na sukces książki - przede wszystkim ilustratorzy/graficy i tłumacze. To przecież filary, na których opiera autor swoje dzieło 😁, bez których książka może być niezauważona. Wiem, że przecież "książki nie ocenia się po okładce", jednak to pierwsze co czytelnika przyciąga lub odrzuca. A...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Ostatnio zrezygnowałam z zakupu książki, na której okładce znalazł się tłumacz. Z przykrością doszłam do wniosku, że mój dom jest za mały i nie zmieści się w nim jego wybujałe ego 😉
Cleopatrapl - przynajmniej Pani horyzonty się w nim mieszczą. ;)
A poważnie - decyzja o umieszczaniu nazwisk tłumaczy na okładkach należy do wydawnictw. I, co Panią zapewne zmartwi, zdarza się coraz częściej.
Jestem skromna osobą, aczkolwiek nie mam kompleksu niższości, więc mam dużo przestrzeni na moje horyzonty😉
umieszczanie tłumaczy na okładce nie ma dla mnie sensu. Takowy by zaistniał, gdyby wydawnictwa oferowały tą samą książkę przetłumaczoną przez kilku różnych tłumaczy, aby każdy mógł sobie wybrać. Jeden lubi Jana Kowalskiego i kupi sobie jego wersje przykładowo „Władcy...
Wydawnictwa może nie oferują... ale rynek książki już tak. Pamiętam eksperyment wydawnictwa Prószyński. Wypuścili kilka książek Terrego Pratchetta tłumaczonych przez innego tłumacza, kiedy całą serię tłumaczył Piotr W. Cholewa. Efekt był taki, że wydali te same książki raz jeszcze, tym razem przetłumaczone przez Cholewę.
Dodam jeszcze, że są przekłady zupełnie słabe i...
@Lis Gracki czy te dwa tłumaczenia zostały wydane równocześnie, czy podczas kolejnego wznowienia wydawnictwo zleciło nowe tłumaczenie? Jeśli nie lubię przykładowo pani Anny Dobrzańskiej to jaką nam alternatywę? Wnioskuje, że tylko rezygnację z przeczytania książki.
Po drugie nie porównuj Terry Pratchett do jakiejś Namina Forna
Rozumiem @Cleopatrapl, że Pani już jest po przeczytaniu tej, jak Pani ujęła "szmiry" skoro już tak jednoznaczne osady Pani publikuje.
A zapewniam, że są osoby, które pewne książki czytają tylko w oryginale ( dzięki temu też rozwijają swoje zdolności lingwistyczne) właśnie ze względu na słabego tłumacza.
"..jest to poroniony pomysł. Jednak bezwolna masa gawiedzi bezmyślnie...
Ta książka zwróciła moja uwagę i zastanawiałam się nad jej zakupem dla siostrzenicy. Jako, że staram się w ciemno nie kupować, to zweryfikowałam ją u córki sąsiadki, która też czyta takie książki. Jej opinia była druzgocąca, aczkolwiek dała rade tylko do połowy.
Zachwyt nad tłumaczami jest bezmyślny, ponieważ nie ma wyboru. To trochę tak jak ja bym rozważała, czy lepiej...
@Cleopatrapl nie, absolutnie nie porównuję Pratchetta... jedynie pokazuję sytuację, w której wybór tłumacza miał kolosalne znaczenie. Tłumaczenia nie zostały wydane jednocześnie ALE książki o Małych Ciutludziach czy O Maurycym są częścią uniwersum Świata Dysku. W czasie kiedy Cholewa tłumaczył kolejne serie cyklu, wydawnictwo wymyśliło, że puści książki równolegle,...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej@Lis Gracki oczywiście, że tłumacze, tak jak zresztą ludzie w każdej profesji dzielą się na lepszych i gorszych. Jednak w przypadku powyższej książki nie ma to znaczenia, bo czytelnik nie ma wyboru tłumacza. Książki, które posiadają kilka różnych wariantów, to zazwyczaj uznane klasyki w swoich gatunkach. Są często wydawane, dużo ludzi je kupi i opłaca się czymś zaskoczyć...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Chyba warto było by sięgnąć po oryginał... bo nie sądzę, że to tłumacz poprawił tłumacza 😈
Są tłumacze którzy wysławili się wspaniałymi przekładami np. Piotr Cholewa. Nie dziwię się, że wydawnictwo chce zachęcić czytelnika do kupna książki dając nazwisko tłumacza na okładkę. To jak wiadomość: przeczytasz świetną powieść X i masz gwarancję, że została świetnie...
W kwestii przekładu powieści McCullers garść faktów: tłumaczka, Jadwiga Olędzka, zmarła w 1988 r. Nie mogła więc nic zmienić w nowym wydaniu z 2017 r. (Przypomnę, że pierwsze wydanie książki ukazało się w Polsce w 1964 r.). W przypadku wznowień starych wydań jest w wielu wydawnictwach taka praktyka, że poddaje się je na nowo redakcji i korekcie i wprowadza poprawki...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej@Lis Gracki osobiście to myśle, że jakość tłumaczeń się pogorszy, bo wszelakiej masy aktywiszcza zażądają parytetów pod groźbą bojkotu. Natomiast z pozytywnych aspektów bedą umiłowane przez każdego czytelnika podwyżki cen, bo wydawnictwa beda musiały zamawiać w LC nie tylko pochwalne artykuły sponsorowane autorów, ale dodatkowo jeszcze dla tłumaczy. Jak nie wiadomo o co...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
He he, sponsorowane artykuły na LC 😈Ponoć dobrych rzeczy nie trzeba reklamować... jakoś nie widziałem niepochlebnej opinii za która zapłacono 😂 Rozumiem o co chodzi.
Nie wiem czy udział znanego i dobrego tłumacza podbije cenę książki.
Dla jednych ma znaczenie kto książkę tłumaczył i ilustrował - dla innych nie. Nie próbuję Cię przekonać do swojego zdania... raczej...
Mój mąż już sobie pyka w Hogwarth Legacy. Czy powinnam zabić okna deskami, żeby nas nie spalili na stosie?
No i o co chodzi znowu tym wariatom?
A co do ceny książki, to pójdzie w górę. Jeden z tłumaczy napisał jak się go zapytałam dlaczego musi być na pierwszej stronie i co jest złego w trzeciej. Odpisał mi, że da im to lepszą pozycje podczas negocjacji, bo wydawnictwa często zlecają studentom tłumaczenia za niższa cenę, za która jemu nie opłaca die tłumaczyć.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
No jak to co? Skoro grasz ( i nie daj Boże) strimujesz, to musisz być TERFEM i transfobem. A takich zsyła się do obozu. Maja nawet specjalna stronkę gdzie możesz to zgłosić i wypełnić swój goszystowksi obowiązek 😈
https://www.sportskeeda.com/esports/news-you-re-villain-here-web-developer-creates-site-track-streamers-play-hogwarts-legacy-twitter-meltdown
Uuuuu, widzę,...
LGBT same kręcą na siebie bicz. W Niemczech pare razy ekoterroryści przecholowali i już nawet politycy się od nich odwracają.
Co do tłumaczy, to ich ostatnie podrygi. ChatGPT ich wkrótce wyeliminuje. Pierwsza kupię książkę przetłumaczoną przez KI.
A jak tam tek kolega co sobie przykleił dłoń do asfaltu klejem przemysłowym zmieszanym z piaskiem... ponoć groziła mu amputacja dłoni. Jak na to patrzą zwyczajni Niemcy?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Są wściekli, bo byli kilka przypadków, że przez protesty ludzie umierali w karetkach, które nie mogły dojechać do szpitala. Ostatnio zaczęły media pisać, ile aktywiści zarabiają na tym całym interesie. Oprócz tego ojciec podał do sadu szkole i żąda wykreślenia z nauczania gender. Skarży się, że jego dzieci doświadczyły Anpassungsdruck ( presja dostosowania się).
Do tego...