rozwiń zwiń

„Osobni”: nikt nie jest samotną wyspą

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
13.06.2022

Z Katarzyną Franus rozmawiamy o jej debiutanckiej powieści „Osobni”, o zawodowej ścieżce, jaką przebyła, i o jej stosunku do natury. Pytamy, czym urzekł ją Beskid Żywiecki, miejsce, w którym osadziła fabułę swojej powieści, i jakie ma dalsze plany literackie. I czy zgadza się ze słowami Hemingwaya, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą…

„Osobni”: nikt nie jest samotną wyspą Materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca

[Opis wydawcy] Na każdego czeka jego góra...

Mateusz, dyrektor handlowy międzynarodowej korporacji, wiedzie w Warszawie hulaszcze życie niemłodego już singla i unika bliskich relacji. Tymek, osierocony chłopiec z górskiej wioski, marzy o starcie w lokalnym półmaratonie, ale organizatorzy się nie zgadzają, bo ma tylko dziesięć lat i brakuje mu opiekuna. Kinga, biegaczka amatorka, do tej pory sprawna i silna – teraz jednak przerażona zbliżającą się menopauzą – ucieka z miasta, by w beskidzkiej ciszy odzyskać spokój.

Czy przypadkowe spotkanie z dala od miejskiego zgiełku i pośpiechu odmieni życie tej trójki? „Osobni” wzruszają i dowodzą, że czasami warto się zatrzymać, żeby sprawdzić, czy po drugiej stronie lęku czeka szczęście.

Sonia Miniewicz: Autorzy zwykle mówią, że pisali od najmłodszych lat i od zawsze wiedzieli, że literatura jest ich powołaniem. Czy tak też było w twoim przypadku? Pamiętasz swoje pierwsze pisarskie wprawki?

Katarzyna Franus: W podstawówce nauczycielka polskiego była przekonana, że prace domowe piszą za mnie rodzice. W liceum polonistka specjalnie dla mnie wymyślała wolne tematy na klasówkach i gdy raz wybrałam temat konkretny, mocno powiązany z epoką, której poznawanie właśnie zakończyliśmy, za karę obniżyła mi ocenę. Bardzo lubiła czytać moje młodzieńcze eseje, luźno powiązane z tematyką omawianą na lekcjach, i nie chciała, żebym przestała je pisać. To dzięki jej zachętom zakiełkowało we mnie przekonanie, że pisanie jest moją drogą i kiedyś na nią wejdę. Gdy wreszcie poczuję, że mam coś do powiedzenia.

Kingę od dawna korciło, żeby wyruszyć w trasę bez żadnego planu. Bez żadnej mapy z chronologią przyszłych wydarzeń. Żadnych konkretów. Żadnych odgórnych ustaleń. Tylko kierunek był oczywisty. Południe. Tam, gdzie góry.

Jesteś absolwentką Studium Kreatywnego Pisania, a w 2016 roku zostałaś laureatką konkursu w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław za „Zapach zbrodni”. Czy to wyróżnienie zmobilizowało cię do dalszego tworzenia, dało motywację?

Do tworzenia mobilizowały mnie kursy i studia pisarskie, które odkrywały przede mną tajniki opowiadania historii. Zgłębianie warsztatu pisarza i scenarzysty to fascynująca podróż, która nie ma końca. Sama nagroda w konkursie, choć daje chwilową satysfakcję, jest dla mnie mniej ważna, bo mam świadomość, że literatura jest trudno mierzalną dziedziną i nie ma żadnych ostrych kryteriów, które pozwalałyby jednoznacznie określić, że dany utwór jest dobry lub nie. Poza tym przywiązywanie się do cudzych opinii to droga do piekła, zwłaszcza że te opinie są rozbieżne i nie wiadomo, czyimi ocenami należy się kierować: jurorów, krytyków, recenzentów czy tych, dla których przede wszystkim piszemy, czyli czytelników. 

Niedługo potem sama zostałaś jurorką i jako kierowniczka literacka Empik Go – między innymi wraz z Wojciechem Chmielarzem – oceniałaś utwory innych. To jak to jest z tym jurorowaniem i ocenianiem? Widzisz ich sens?

Jak najbardziej! Ale tylko dlatego, że nie szukam skończonych dzieł, których ocena jest spaczona naszym gustem, osobistymi preferencjami czy biznesowymi czynnikami. Szukam potencjału. W autorze i w jego pomyśle. Ponieważ jestem konsultantką scenariuszową i redaktorką literacką, to wiem, że z utalentowanym autorem, który ma świetne pióro i wpadł na genialny pomysł, tak zwany „high concept”, można rozwinąć naprawdę dobrą historię. Wybitną. Bestsellerową.

Czyli pracujesz jako redaktorka, i – jak lubią mówić pisarze – znęcasz się nad biednymi autorami i czepiasz ich bez powodu. Jak to się stało, że twoja ścieżka zawodowa potoczyła się w tym kierunku?

Oj, muszę zaprotestować! Ja się nie znęcam i nie czepiam. Ja wspieram i inspiruję. A odpowiadając na twoje pytanie… Nigdy nie planowałam zostać redaktorką literacką czy konsultantką scenariuszową. Chciałam sama nauczyć się dobrze pisać. Dla siebie. Dlatego podjęłam kilka studiów twórczego pisania oraz wiele warsztatów i kursów scenariopisarskich. A ponieważ jestem również psychologiem, coachem i terapeutą, to wspieranie innych w pisaniu i dzielenie się wiedzą stało się naturalną i oczywistą ścieżką. Która pojawiła się tak jakby przypadkiem, niejako przy okazji podążania pisarską drogą.

Szukając scenerii do książki, trafiłaś do Beskidu Żywieckiego – i znalazłaś miejsce, w którym chcesz wybudować dom. Jesteś gotowa porzucić miasto i uciec w naturę? Czy podobnie jak twoja bohaterka Kinga, która boi się, że „zwariuje w tej zakurzonej, dusznej i hałaśliwej Warszawie”, chcesz odpocząć od zgiełku i nacieszyć się ciszą?

Góry to tylko jedno z moich miejsc. Jest jeszcze morze. Są jeziora i rzeki. Moje ciało cieszy się, gdy może sobie pohasać na otwartej przestrzeni, czy to surfując na falach, spacerując po wodzie na SUP-ie, biegając na bosaka po nadmorskiej plaży, czy wspinając się w górskim terenie. Drewniany dom w górach jest w planach, podobnie jak kamper, z którego chcę kiedyś pracować zdalnie. Jestem nomadem, potrzebuję do życia różnych miejsc, wszystkie one inspirują mnie i stymulują.

Rzuciłaby to wszystko w cholerę i wyjechała gdzieś. Tylko gdzie?  W góry. Ale jakieś mniejsze. Bez wspinania się po skalistych stromiznach. Miłe, obłe górki. A pod nimi – drewniany domek. Tak, jutro poszuka czegoś takiego.

Z tych wszystkich miejsc wybrałaś jednak beskidzką wieś i to właśnie w niej umieściłaś akcję powieści „Osobni”. Dlaczego akurat tam? 

Beskid Żywiecki uwiódł mnie swoją ciszą i dzikością. To jeden z niewielu górskich zakątków, gdzie jeszcze można uniknąć tłumu turystów. A i ludzie mieszkają tu wyjątkowi – charakterni, szczerzy i wierni swoim wartościom. Wyobraź sobie, że podanie ręki oznacza przypieczętowanie umowy, nawet umowy kupna-sprzedaży ziemi. Gdy góral mocno uściśnie twoją dłoń, to z ustnej umowy już się nie wycofa. I tego samego oczekuje od ciebie.

Wzdłuż drogi wyrosły jednopiętrowe, drewniane chaty z dwuspadowymi dachami. Ustawione kalenicami równolegle do szosy, z gankami przy wejściach, wyzierały na ulicę oknami z krzyżującymi się szprosami. Szyby, podzielone na małe kwadraty, i ażurowe deski, pomalowane na bordowo, nadawały chatkom bajkowy wygląd. Przed ciekawskimi turystami wnętrz domów strzegły koronkowe firanki. Kinga wolno sunęła przez wieś. Po prawej kasztanowy koń gryzł trawę. Po lewej dwie krowy czerwonej maści pasły się na szerokiej łące.

Górski krajobraz nie jest tylko tłem twojej powieści. Góry są wręcz jednym z głównych bohaterów książki.

Zdecydowanie tak! Górskie ścieżki, hale i szczyty oglądamy oczami Kingi, która w górskiej przestrzeni odżywa i łapie wiatr w żagle, ale nie zdradza nam wszystkiego. Nie nazywa siedlisk, dolin i schronisk, zgodnie z ich rzeczywistymi nazwami. Wszystko po to, żeby czytelnik mógł sam odkryć, gdzie dokładnie rozgrywa się akcja powieści. Książka jest topograficzną zagadką. Zabawą i rebusem dla uważnego i dociekliwego czytelnika.

Leśny dukt, wygodny i łatwy to pokonania, wyprowadził go prosto na Przełęcz. Szerokie i długie siodło rozpinało przestrzeń między dwoma wzniesieniami. Żeby objąć ją wzrokiem, trzeba było przekręcać głowę o sto osiemdziesiąt stopni. Z lewa do prawa. Lub z prawa do lewa. Kręcił tak głową, oniemiały.

„Gdy się biegnie, świat wygląda trochę inaczej”, mówi Kinga, która kocha bieganie po górach. O wzięciu udziału w maratonie marzy też mały Tymek. Bieganie jest dla twoich bohaterów formą relaksu, odcięcia się od rzeczywistości, wolnością. A czym jest dla ciebie?

Duchowym przeżyciem, przede wszystkim. Są różne sposoby łączenia się ze światem, z przestrzenią, z czymś większym od siebie. Dla mnie tym łącznikiem jest ciało. Gdy biegnę, gdy się wspinam, a potem spaceruję na bosaka po trawie kopuły szczytowej góry, to każdą komórką ciała czuję przestrzeń, niebo, ziemię. To doświadczenie metafizyczne, wręcz mistyczne.

Twoją książkę rozpoczyna cytat z Kena Wilbera, cenionego amerykańskiego filozofa i psychologa. To jeden z twoich autorytetów? Jakich innych twórców cenisz? 

Z każdego myśliciela biorę to, co w jego koncepcji ze mną rezonuje. Nie wierzę w autorytety absolutne. Układam swoją filozofię z klocków, które przynależą do różnych paradygmatów, systemów i tradycji duchowych. Jest w niej miejsce i dla wiedzącego pola Ruperta Sheldrake’a, i dla jungowskiej synchroniczności, i dla mitu życiowego Arnolda Mindella, i dla szamanizmu huny hawajskiej, i dla zachodniej fenomenologii, i dla wielu, wielu innych pojęć i idei.

Z literaturą jest podobnie. Gdy mam ochotę wolno smakować dzieło i podziwiać literacki kunszt, rymy, rytmy i metafory, to sięgam po prozę poetycką Anny Janko, a gdy na kartach powieści chcę zobaczyć kino akcji i dać się porwać dynamicznej historii, to czytam powieści szpiegowskie Vincenta V. Severskiego. Dla mnie ważny jest autentyzm i dlatego wybieram autorów, którzy piszą z trzewi, z własnych doświadczeń i zapraszają czytelnika do swojego intymnego świata.

„Nie może. Nie może nikogo zawieść. Nie może stracić pracy. Musi upewniać wszystkich wokół, że jest cennym zasobem. Żeby w końcu uwierzyli. Żeby ona sama uwierzyła”. Te słowa doskonale opisują panujący u nas kult katorżniczej pracy – w końcu jeśli nie pracujesz przez szesnaście godzin, to jesteś leniem, który nie zasługuje na sukces. Dla pracy rezygnujemy z przyjemności, zaniedbujemy zdrowie. Chcesz dać czytelnikom znak, że powinni zwolnić i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy?

Bohaterka, którą cytujesz, nie ma w sobie przymusu katorżniczej pracy. W jej przypadku chodzi raczej o rozminięcie się pragnień zawodowych z pracą, którą przyszło jej wykonywać. Gdy robimy to, co kochamy, nie mamy ani takich myśli, ani potrzeby udowadniania komukolwiek czegokolwiek, a już na pewno nie czujemy się bezwartościowi. W książce zachęcam do wsłuchiwania się w pragnienia swojej duszy i do odważnego podążania za nimi. Wtedy wszystko staje się proste i naturalne. I może nawet pracujemy przez te osławione szesnaście godzin na dobę, ale wtedy jest to nasz wybór. Wpadamy w tak zwany stan przepływu (po angielsku „flow”), czyli całkowicie angażujemy się w zadanie, które wykonujemy, pochłania nas proces tworzenia, zapominamy o upływie czasu, zapominamy o jedzeniu, zapominamy o wypoczynku, ale jesteśmy szczęśliwi i spełnieni.

Mateusz robi karierę, imprezuje, sypia z przypadkowymi kobietami; unika głębszych relacji i wejrzenia w głąb siebie. To coraz częstszy wzorzec zachowań, czy uważasz, że boimy się tego, co możemy zobaczyć, jeśli na chwilę przystaniemy?

Jedni boją się zatrzymać, inni nie chcą, a jeszcze inni nie mają świadomości, że jest coś poza maniakalnym pędem do przodu i jazdą na automatycznym pilocie. Zatrzymujemy się dopiero wtedy, gdy coś nas do tego zmusi, często są to jakieś kłopoty ze zdrowiem, utrata pracy lub nagły zwrot akcji, który wysadza nas z siodła. Można próbować szybko wrócić na utarty szlak, właśnie taką strategię przyjął Mateusz. Ale często to się nie udaje i wtedy musimy zmierzyć się z całą tą nędzą i całym tym bałaganem, które mamy w sobie. Co robi pisarz? Zmusza takiego Mateusza do zatrzymania, piętrzy przed nim problemy i przeszkody, nie pozwala mu wrócić do poprzedniego życia. Żeby w końcu zajrzał w siebie i dostał impuls do zmiany.

Drobne kamyki uciekały spod butów. Duchota siadła mu na ramionach i przygarbiła plecy. Znad sąsiedniego pasma nadchodziły chmury. Ciężkie, burzowe. Nauczył się rozpoznawać sygnały zmiany pogody na niebie. Kiedyś nie zwracał na nie uwagi. W mieście szkło, metal i beton zasłaniały horyzont. (…) wspinało mu się coraz trudniej. Czy to z powodu dużego nachylenia terenu, upału, zbliżającej się burzy, czy też strachu spowodowanego tym, co zaraz zobaczy – tego nie wiedział.

Złośliwa z ciebie pisarka. Jakie jeszcze pułapki i utrudnienia naszykowałaś bohaterom? 

Ależ ja kocham moich bohaterów! To wszystko z troski i czułości. Chcę, żeby zmierzyli się ze swoimi lękami i przeszli łuki przemiany. Dlatego wysłałam ich w górską przestrzeń. Góry są metaforą wyzwań i zadań życiowych, których się boimy i których próbujemy uniknąć. Dla Mateusza taką górą jest ojcostwo i wejście w stały związek. Dla Kingi – bliskość, która ją przeraża i której jednocześnie bardzo pragnie. Żadne z nich nie jest gotowe, żeby z ufnością i otwartością zbliżyć się do drugiego. Dlatego taniec męskości z kobiecością w ich wykonaniu na początku nie jest możliwy.

Obserwował ją z ukosa, gdy maszerowała, zatopiona w swoich myślach. Wolał się nie odzywać, bo cokolwiek by powiedział – ona zawsze inteligentnie zakpi, a on poczuje się jak idiota. 

Zerknęła na niego ukradkiem. Ostry, klasyczny profil nie przestawał jej zachwycać. Silne ręce, spalone słońcem, ginęły w kieszeniach bluzy. Kiedy wreszcie złapie ją za dłoń i już nie puści?

Przeczołgałaś bohaterów bez litości, zmusiłaś do wspinaczki na ich metaforyczne góry, prawie złamałaś im kręgosłupy. Po co to wszystko? Co jest na końcu tej drogi, trudnej i pełnej zmagań z samym sobą? 

Szczęście. Po drugiej stronie lęku czeka szczęście.

„Żaden człowiek nie jest samotną wyspą”, pisał Ernest Hemingway. Twierdzisz, że osobność nie jest ani dobra, ani zła – pozwala nam bowiem na zachowanie indywidualności – ale człowiek osobny pragnie połączyć się z innym. Tylko wtedy możemy wypełnić tę tęsknotę i być naprawdę szczęśliwi?

Doświadczać pełni człowieczeństwa i doświadczać Boga (kimkolwiek i czymkolwiek ten „Bóg” jest) można tylko poprzez drugiego człowieka. Tak czuję, tak myślę. Gdy się rodzimy, nie mamy poczucia oddzielenia. Dopiero po jakimś czasie dziecko orientuje się, że nie jest jednym z piersią matki. Ten moment odkrycia własnej odrębności jest momentem, w którym pojawia się tęsknota. Tęsknota za bliskością i ponownym zespoleniem się, która będzie nam towarzyszyć do końca naszych dni. 

Planujesz kolejne powieści? Masz już pomysł na kolejną książkę i uchylisz nam rąbka tajemnicy?

Drugi tom „Osobnych” już się pisze. Pracuję też nad zbiorem opowiadań i scenariuszem filmu pełnometrażowego. Kolejnym bohaterom funduję emocjonalny rollercoaster i czarną noc duszy, a gdy już prawie toną, rzucam im koła ratunkowe. Z troską i czułością.

O autorce

Katarzyna Franus – psycholożka, anglistka, konsultantka scenariuszowa, redaktorka literacka, pasjonatka biegania po górskich graniach i piaszczystych plażach. Żyje w nieustannej podróży pomiędzy górami, morzem a stolicą. W beskidzkiej wiosce, która jest miejscem akcji powieści „Osobni”, kupiła ziemię i zamierza postawić na niej drewniany dom. Wierzy w życiopisanie – znalazła zaciszny przysiółek w dzikiej części Beskidu Żywieckiego, gdy szukała idealnej scenerii dla spotkania trójki bohaterów swojej debiutanckiej książki.

Wybrańcy

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Osobni” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Lis 14.06.2022 10:18
Bibliotekarz

Tytuł tego artykułu "Nikt nie jest samotną wyspą" przypomniał mi o pięknym utworze John'a Ozbay'a z albumu "Syndynamia" z 2017 roku:

https://www.youtube.com/watch?v=gvcWnd6RjUU

W utworze Alan Watts cytuje fragment wiersza "No Man is an Island" John'a Donne'a (1572-1631):

https://web.cs.dal.ca/~johnston/poetry/island.html

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Sonia 13.06.2022 11:00
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post