Dla mnie subiektywnie absolutnie wybitna pozycja, nie mogłem oderwać się od tej opowieści.
To z jakim nastawieniem Jesse Livermore podchodził do gry giełdowej na początku swojej drogi i cały proces swojej dalszej kariery na Wall Street, stanie się lub już stało bez wątpienia dla wielu osób inspiracją i zarazem czymś w rodzaju drogowskazu jak radzić sobie na rynku, nawet gdy ten postanowi nas czasami znokautować. Są dwa wyjścia poddać się i żyć spokojnym życiem, lub wyciągnąć lekcję i ruszyć w stronę kolejnych wielkich emocji jakich dostarcza gra na rynku. Być może Jesse był połączeniem genialnego analitycznego umysły, z człowiekiem który przypadkowo znalazł się niejednokrotnie we właściwym miejscu i czasie, np. Zniszczenie przez trzęsienie ziemi San Francisco w roku 1906, który był w pewien sposób być albo nie być dla Livermore’a, gdzie postawił wszystko co mógł postawić opierając się na przeczuciu...
Ostatecznie większość ludzi zaczyna z zerowym rachunkiem i z takowym kończy, a fortuna sprzyja odważnym, więc być może warto po drodze wspiąć się na kilka szczytów, pobyć pięć minut, a później pogodzić się że trzeba zrobić miejsce dla innych, a następnie ruszyć jeżeli nie brakuje nam odwagi i sił w kierunku jeszcze większej góry.
Po przeczytaniu tej swego rodzaju spowiedzi gracza giełdowego wiele osób mających do czynienia z tą trudną grą nabierze wiatru w żagle lub stwierdzi, że nie jest gotów na takie emocje.
„Nie przekonasz się póki nie obstawisz”.

Dla mnie subiektywnie absolutnie wybitna pozycja, nie mogłem oderwać się od tej opowieści.
To z jakim nastawieniem Jesse Livermore podchodził do gry giełdowej na początku swojej drogi i cały proces swojej dalszej kariery na Wall Street, stanie się lub już stało bez wątpienia dla wielu osób inspiracją i zarazem czymś w rodzaju drogowskazu jak radzić sobie na rynku, nawet gdy...