Kryminały bez dekoracji — rozmawiamy z Ryszardem Ćwirlejem

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
06.07.2022

Książki Ryszarda Ćwirleja nieprzypadkowo często osadzone są na tle charakterystycznych wydarzeń historycznych, bo każda wymyślona przez niego intryga kryminalna jest z nimi organicznie powiązana. Zamiast wdzięczyć się do czytelnika, autor poczytnych powieści stawia na porządny historyczny research. Jego najnowsze dzieło, „Śmierci ulotny woal”, nie jest wyjątkiem. Z Ryszardem Ćwirlejem rozmawiamy o serii przedwojennych poznańskich kryminałów o Antonim Fischerze.

Kryminały bez dekoracji — rozmawiamy z Ryszardem Ćwirlejem

[opis wydawcy] Kwiecień 1930 roku. Poznań. Podczas seansu spirytystycznego przywołana zza światów postać pułkownika Hermana von Zanthiera wieszczy śmierć jednego z uczestników spotkania. Można by było uznać to za żart, gdyby nie fakt, że niedługo później, wskazany przez ducha, wicekonsul Albrecht von Pieskow znika bez śladu. Czy przepowiednia się spełniła czy powodów absencji należy szukać gdzie indziej? Jeśli jest w Poznaniu ktoś, kto może rozwiązać tę zagadkę, to jest nim bez wątpienia komisarz Antoni Fischer.

Dramaty rozgrywają się nie tylko na salonach. Stróża gospody Pod Świńskim Uchem znaleziono martwego w jego własnym łóżku. Śmiertelny cios zadano profesjonalnie. Motyw i sprawca pozostają nieznane.

Tymczasem szef złodziejskiej szajki, Tolek Grubiński, przyjmuje zlecenie, które wymaga od niego opuszczenia kraju i wizyty w Stettinie. Sejf, do którego ma się dostać znajduje się w miejscu, do którego włamać się niełatwo. Waga tego zadania jest jednak spora, a ryzyko warte podjęcia.

Ryszard Ćwirlej gawędziarskim stylem snuje opowieść, która przenosi w przeszłość i ożywia ją na oczach czytelnika. Jako przemytnik historii dba o to, by fikcyjnych bohaterów osadzić w historycznych realiach. W tle coraz bardziej napięte stosunki polsko-niemieckie, a na pierwszym planie kryminalne intrygi i bohaterowie, z którymi nie sposób się nudzić.

Rasowy kryminał retro. Ryszard Ćwirlej po raz kolejny udowadnia, że jest prawdziwym mistrzem tego gatunku!

Krzysztof Bochus

Bartek Czartoryski: Dzisiaj, idąc do księgarni, czytelnik chcący przeczytać polski kryminał może dostać istnego zawrotu głowy. Jak więc wybrać ten dobry? Co według pana wyróżnia porządny kryminał?

Ryszard Ćwirlej: Jeszcze całkiem niedawno, bo za czasów PRL-u, kryminały wydawane w naszym kraju były całkowicie inną literaturą niż te, które obecnie królują na naszym wydawniczym rynku. Wtedy wystarczyło, by w kryminale była wartka akcja, interesujący bohater, który prowadził śledztwo w logiczny i nietuzinkowy sposób, no i najważniejsze, by zbrodnia popełniona w powieści na końcu została ukarana. Niby nic nadzwyczajnego, bo jest to przecież uniwersalny przepis na ciekawy kryminał. Jednak czasy się zmieniły i zmienili się dziś czytelnicy, którzy stali się bardziej wybredni. Oni już nie są zainteresowani prostą historią o cechach moralitetu. Dziś czytelnik chce pełnowymiarowej opowieści nie tylko o zbrodni i karze, ale też o świecie, w którym przestępstwo zostało popełnione. Dlatego współcześni autorzy piszący kryminały muszą zdawać sobie sprawę, że byle czym nie zadowolą czytelników. Jeśli swoją opowieść osadzą w wyimaginowanym świecie, który nie ma nic wspólnego z jakąś konkretną rzeczywistością, to raczej nie mają szansy na sukces. Ludzie nie chcą płacić za marne dekoracje, w których odbywa się tani spektakl. Domagają się żywego świata, który trzeba dla nich stworzyć. Jeśli pisarz potrafi to zrobić, może być pewien tego, że czytelnicy dadzą się zaprosić na wyprawę do rzeczywistości, którą dla nich wyczarował.

Przedstawiciel berlińskiej policji, komisarz Alfred Fischer, jest zdania, że w tę sprawę raczej nie można mieszać osób trzecich i rzeczywiście był to nieszczęśliwy wypadek. A skoro był to wypadek, nie ma mowy o jakimkolwiek dyplomatycznym skandalu, który mógłby psuć niemiecko-polskie stosunki.

Przylgnęła do pana etykieta twórcy kryminału neomilicyjnego, przy czym u nas Milicja Obywatelska nie kojarzy się szczególnie dobrze, a PRL-owskie komiksy czy seriale opiewające sukcesy ówczesnych śledczych pokryła patyna. Z tego powodu nie czuł pan, że sporo ryzykuje, podejmując ten temat?

Ryzykowałbym, gdybym zamierzał tworzyć powieści w duchu milicyjnym. Takie kryminały powstawały w naszym kraju mniej więcej od 1956 roku, a ich głównym zadaniem było nie dostarczanie rozrywki, a tworzenie właściwego, zgodnego z oczekiwaniami ideologicznymi wizerunku milicjanta. Milicyjni bohaterowie musieli rozwiązywać skomplikowane zagadki kryminalne lepiej niż Herkules Poirot czy komisarz Maigret razem wzięci i do tego jeszcze powinni byli być przyjemni w dotyku, zupełnie inaczej niż ich koledzy z ZOMO czy SB. Zdawałem sobie więc sprawę, że wracając do czasów PRL-u, muszę w swoich opowieściach przede wszystkim być wiarygodny, czyli pokazywać milicję taką, jaką ona była. Trzeba więc było stworzyć wiarygodne postaci stróżów prawa i osadzić ich w szarej PRL-owskiej rzeczywistości. I jak się okazuje, taki sposób opisywania tamtych czasów bardzo spodobał się moim czytelnikom.

„Śmierci ulotny woal” to jednak książka z serii przedwojennej o Antonim Fischerze, dlatego i tutaj zapytam: co pchnęło pana ku okresowi II RP? Osobiste zainteresowania?

Zawsze interesowałem się historią. Szczególnie tą najnowszą, XX-wieczną. A przy tym fascynował mnie Poznań, ten, którego już nie ma. Przechodząc ulicami miasta, często zastanawiałem się, jak wyglądały one wcześniej, jakie budynki stały w miejscach, które dziś świecą pustką i są jak przestrzenie po wybitych zębach. Odpowiedzi szukałem w książkowych opisach przedwojennego Poznania, a także na dawnych czarno-białych pocztówkach. Cofałem się w czasie, oglądając czarno-białe zdjęcia, ale zawsze czułem pewien niedosyt, bo nawet najlepsza fotografia nie jest w stanie oddać atmosfery tych miejsc. Jedynym sposobem było odtworzenie ich na kartach powieści. Bo dzięki opisom domów i ulic można nie tylko stworzyć ich obraz w głowie czytelnika. Można przecież wyczarować też wszystko to, co niematerialne, ulotne, a co stanowi o niepowtarzalności miejsca – smaki, zapachy, dźwięki – i wreszcie wstawić w te odtworzone ramy żywych ludzi. To wszystko sprawia, że miasto, którego już nie ma, dzięki literaturze zaczyna znów tętnić życiem.

Komisarz pokiwał głową. Właśnie zdał sobie sprawę, że ten szofer najprawdopodobniej był tylko pionkiem tej dyplomatycznej prowokacji. Za sznurki pociągał ktoś zupełnie inny, człowiek, którego do dzisiaj nie podejrzewał o udział w takiej niegodnej rozgrywce.

W powieści tej ciekawe mamy nie tylko morderstwa i zniknięcia, ale również wątek, z braku lepszego słowa, nadnaturalny, bo akcja zawiązuje się podczas seansu spirytystycznego, choć, oczywiście, nie zdradzę, jak on się rozwija. Skąd ten pomysł i co on mówi na temat wrażliwości i stanu ducha ludzi, których pan opisuje?

Seanse spirytystyczne były bardzo modne w dwudziestoleciu międzywojennym. Mimo że to czasy, kiedy ludzie bardzo mocno wierzyli w zdobycze nauki, świat ezoteryczny uwodził wielu swoją tajemniczością. Ludzie zawsze szukali odpowiedzi na trudne pytania, a ci, którzy mogli im ułatwić kontakt ze światem transcendentalnym, cieszyli się wielkim szacunkiem i poważaniem. Na fali zainteresowania tym, co nieoczywiste, pojawiały się całe masy różnych hochsztaplerów wykorzystujących ludzką naiwność. I co ciekawe, mam wrażenie, że pod tym względem niewiele się zmieniło także dzisiaj. Niby wierzymy autorytetom naukowym i wydawać by się mogło, że ufamy osiągnięciom nauki, a dajemy się omamić antyszczepionkowym paranoikom. Niedługo ludzie dzięki rozwojowi techniki polecą na Marsa, a tymczasem u nas doskonale mają się sprzedawcy szczęścia oferujący, za niewielką opłatą, wyssaną z palca wiedzę o przyszłości. Wszystko dlatego, że ludzie chcą wierzyć szarlatanom z internetu, którzy lepiej niż lekarze wiedzą, co nam dolega i jak to leczyć. Ciekawe, że jeszcze wierzymy mechanikom samochodowym, choć oczywiście nie zawsze.

Wie pan, byłem na kilku seansach spirytystycznych i na wszystkich wynudziłem się jak mops. Jednak na dzisiejszym ubawiłem się setnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Niech mi pan, wszakże, jedno tylko powie. Skąd pan wytrzasnął tego ducha?

Jest pan znany z zamiłowania do historycznego detalu, mówi pan o tym, że nie powinien on stanowić wyłącznie ornamentu, ale mieć swoje integralne miejsce w całej opowieści. Lecz czy nie zdarzyło się panu przez to poświęcić mnóstwa godzin na znalezienie jakiegoś drobnego szczegółu, mało znaczącego z punktu widzenia czytelnika? Czy mógłby pan podzielić się etapami procesu researchu?

Lubię takie swoiste wykopaliska, dzięki którym na światło dzienne można wydobyć pozornie nic nieznaczący szczegół, który w powieści stanie się ważnym elementem. A szukać można wszędzie. Na ulicy, przyglądając się starej kamienicy, można znaleźć niezwykły, secesyjny ornament w kształcie winorośli zdobiącej poręcz balkonu. Wystarczy użyć odrobiny wyobraźni, by opowiedzieć historię z nią związaną. Jeśli do tego sprawdzi się w przedwojennej książce telefonicznej, kto mieszkał pod tym adresem, łatwo jest stworzyć całą opowieść o właścicielu domu i jego miłości do włoskiego wina. A jeśli przypadkiem na parterze tej kamienicy była przed wojną restauracja, to wystarczy w zachowanym menu sprawdzić, jakie wina tu serwowano, by historia o winie i właścicielu została podlana konkretnym gatunkiem chianti z Toskanii.

W serii z Fischerem (w milicyjnej też!) skacze pan to o kilka lat do przodu, to o kilka do tyłu. Czy nie sprawia panu wtedy trudności szkicowanie spójnego portretu charakterologicznego bohatera?

Chciałbym tworzyć swoje opowieści, ściśle trzymając się chronologii. Niestety należę do poszukiwaczy intrygujących historii, więc jeśli trafię na jakiś ślad, który pociągnie mnie za sobą, łatwo się poddaję i podążam nowym tropem. Tak było na przykład z moją drugą powieścią przedwojenną. Po napisaniu pierwszego tomu chciałem pisać o wydarzeniach rozgrywających się w 1926 roku. Pomysł już był, więc trzeba było go tylko rozbudować, dodając do intrygi kilka ciekawych historii. I wtedy natrafiłem na opowieść o wizycie Adolfa Hitlera w Schneidemuhl, czyli w przedwojennej Pile w 1932 roku. Przyszły kanclerz Niemiec przyjechał do Piły na przedwyborczy wiec, wygłosił przemówienie na miejskim stadionie i natychmiast potem wyleciał w dalszą podróż, mimo że miał zostać w mieście do następnego dnia. Pomyślałem, że z jakiegoś powodu musiał szybko zmienić swoje plany. A może dowiedział się o czymś, co mu zagrażało? Może się czegoś przestraszył? Uznałem, że to doskonały pretekst, by spróbować rozwiązać zagadkę tej ucieczki Hitlera z Piły. No i książka opowiadająca o roku 1926 została odłożona na później, a ja przeniosłem się do przedwojennej Piły. 

Takie przeskoki oczywiście utrudniają życie pisarzowi, ale trzeba sobie jakoś z nimi radzić. Ja musiałem się tego nauczyć.

Poznań i Wielkopolska w owym okresie były swoistym tyglem kulturowym, gdzie mieszały się narodowości. Czy mógłby pan opowiedzieć, jak zbudować wiarygodny portret miasta leżącego niejako na styku kultur?

Ten portret został już dobrze namalowany, bo przecież pograniczna dwukulturowość Poznania to fakt historyczny. Historia ta jest dobrze zadokumentowana i opisana. Wystarczy poczytać trochę o przedwojennym Poznaniu, by móc zanurzyć się w tej niecodziennej rzeczywistości. Jednak najważniejsze to wiedzieć, gdzie szukać. O społecznej tkance Poznania pisali poznańscy socjologowie, którzy badali zjawiska dyfuzji kulturowej w mieście. To przecież tu właśnie swoje badania prowadził ojciec polskiej socjologii Florian Znaniecki, zostawiając po sobie wyniki swoich badań. Ale prócz źródeł naukowych jest jeszcze codzienna poznańska prasa, która dostarcza całą masę informacji na temat codziennego życia miasta i wzajemnych stosunków polsko-niemieckich. No i pozostają jeszcze wspomnienia tych, którzy te wzajemne relacje tworzyli. 

Dzięki wielorodności źródeł można odtwarzać obrazy, które są niemal jak reporterskie relacje, na przykład ze zdobycia poznańskiej Ławicy przez wojska powstańcze, czy relacjonować przebieg obrad rady miejskiej Poznania, które odbywały się w języku francuskim, by żadna z nacji reprezentowana w radzie nie czuła się pokrzywdzona.

On nie przyjechał patrzyć na ręce miejscowym, ale został tu zesłany za karę. Wszystko przez to, że wdał się w zupełnie niepotrzebny romans z pewną kapitałową, i jak to w takich sytuacjach bywa, sprawa ściśle ukrywana wydała się i doszło do skandalu. Gdyby porucznik był nic nieznaczącym żołnierzem, wywaliłoby się go z wojska na zbity pysk i byłoby po sprawie. No ale on był bohaterem znad Wieprza. Takich ludzi się nie spuszczało do rynsztoka.

Jako że pracuje pan bez wytchnienia, zapewne już przynajmniej planuje pan kolejną powieść. Co to takiego będzie?

Właśnie w tej chwili mam w swoim komputerze otwartą nową powieść, która ma już kilkadziesiąt stron. Jej tytuł to „Granica możliwości”, a jej akcja rozgrywa się w roku 1990. Zamierzam więc zabrać czytelników na wyprawę do czasów, kiedy skończył się w Polsce komunizm i tak naprawdę nikt jeszcze nie wiedział, co z tego wszystkiego wyjdzie. Ja też jeszcze do końca nie wiem.

Książka „Śmierci ulotny woal” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
rad 22.07.2022 20:56
Czytelnik

Nie byłem fanem kryminałów. Ale dzięki milicji z Poznania, odkryłem fascynację gatunkiem na nowo.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ossa 08.07.2022 11:43
Czytelnik

Bardzo dobre kryminały. Przeczytałam wszystkie. Jestem z Poznania z dziada pradziada i dlatego też mam duży sentyment do wszystkich książek tego autora, bo znam wszystkie te fyrtle. Fajnie też autor przenosi czytelnika w „tamte” czasy. Polecam gorąco. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
AgaGaga 07.07.2022 10:19
Czytelniczka

"Woal" czeka już na półce. Mam jednak okropne zaległości w czytaniu i postanowiłam chociaż trochę czytać chronologicznie" (wg daty zakupu). Ale na pewno się wyłamię i pan Ćwirleja złapię wcześniej.
A ta zapowiadana "Granica możliwości" z akcją w 1990 roku!! To będzie dopiero uczta smakowita. Mogłaby być nawet "Pod Świńskim Uchem", chociaż już nie czasy na takie nazwy... 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 06.07.2022 13:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post