cytaty z książek autora "Michał Rusinek"
Miotłę mam, ale używam jej tylko w celach komunikacyjnych.
Prosiła mnie, żebym nie komentował jej wierszy: "Jeśli pan skrytykuje, będzie mi przykro. Jeśli pan pochwali, to i tak nie uwierzę." Ograniczałem się do nieśmiałych sugestii interpunkcyjnych. Pani Wisława nie przepadała za przecinkami. Mnie, świeżo upieczonego polonistę, ich brak w oczywistych miejscach trochę uwierał. Dostawałem maszynopis pisany przez kalkę. Kopię zostawiała sobie, mnie dawała oryginał, zazwyczaj z ręcznymi poprawkami. Przepisywałem wiersz na komputerze, następnego dnia przynosiłem jej wydruk - z sugestiami przecinków. W ostatnich pięciu tomach wierszy jest sporo moich przecinków. To mój wkład w literaturę polską. Śmialiśmy się, że może kiedyś wydam "przecinki zebrane".
Wojna to zaklęcie, które powoduje, że przestajemy widzieć kolory. widzimy tylko ludzi białych i czarnych, przyjaciół i wrogów, dobrych i złych. Nie interesuje nas, jacy są naprawdę. Nie chcemy z nimi rozmawiać. Nie widzimy, jak bardzo są do nas podobni. i przez to przegrywamy. Wojna jest zawsze przegrana, dla obu stron.
Za to chyba nigdy nie próbowała uczyć się angielskiego (uważała, że nie można poważnie traktować języka, w którym zaimek "ja" pisze się wielka literą).
Wisława Szymborska uważała, że nie wypada do nikogo dzwonić przed dziesiątą rano. No chyba, że stałoby się coś złego.
Tu jest skandalicznie pięknie. Literatury tu się tworzyć nie da". Wracamy do Krakowa.
Na zadane w czyimś liście pytanie: "Dlaczego dostała Pani Nobla?" - nie odpowiedziała. Ale mówi mi, że kusiło ją, żeby odpisać: "Bo najwyraźniej Szwedzi są dziwni".
Moje znaki szczególne to zachwyt i rozpacz (...).
Szymborska mówiła o nienawiści:"Wydaje mi się, że w jakichś kiedyś zamierzchłych czasach nienawiść była może i potrzebna,genetycznie uwarunkowana.Może pomagała wtedy w walce o elementarne przetrwanie ludzkości,której ludzkością nie można było wtedy jeszcze nazwać...Niestety ten gen-przepraszam, że się tak nienaukowo wyrażam-ten gen nienawiści w jakiś sposób przetrwał. Sprawia on, że do dzisiaj na każdą inność reagujemy w pierwszym momencie źle,w pierwszym momencie podejrzliwie i wrogo, nie staramy się wniknąć w racje tego drugiego, innego. Myślę, że trzeba traktować nienawiść jako uczucie archaiczne i już anachroniczne. Rozumiem, że czasem można i należy wpadać w gniew, bo to pozwala walczyć o coś.Ale nienawiść to coś innego niż gniew. Myślę, że jest to uczucie, które ciągnie nas do tyłu, nigdy do przodu...".
Pamięć naturalnie łączy się ze stratą, z brakiem. Pamięć nie jest rezerwuarem obrazów, ale okruchów obrazów.
Pamięć nie utrzymuje przy życiu. Tylko spowalnia tracenie, umieranie, brak.
Ciekawe określenia można znaleźć w żołnierskiej kuchni. "Kaszub w trumnie" oznacza konserwę rybną: jest to więc zarazem metonimia i metafora, jak w poezji. "pterodaktyl" to przenośne określenie drobiu, a najczęściej łykowatego kurczaka. Na salceson mawia się metaforycznie "lastriko", na prostokątny serek topiony w sreberku - "telewizorek", natomiast na kaszankę - "polski kawior".
Wyobraźnia rośnie razem z nami.
Dlaczego mam się deklarować po którejś ze stron? Dlaczego mam grać według reguł narzucanych mi przez polityka: narzucanych przecież właśnie po to, żeby pogłębić podziały? Kiedy naszym myśleniem o świecie i o nas samych zaczynają rządzić proste, a nawet prostackie opozycje - to znak, ze ktoś nas zmanipulował, ktoś nam wmówił jakąś swoją wizję świata.
W mediach sprzyjających "dobrej zmianie" nazwa afera, odniesiona do działań PO i PSL oraz Koalicji Europejskiej, pojawia się zwykle w liczbie mnogiej, co ma stworzyć wrażenie wielkości procederów nazwanych tym słowem.
Przed wyjazdem musi się uczyć na nowo obsługi telefonu komórkowego. Dzwoni do mnie kontrolnie, jeszcze z Krakowa. Widzę, że wyświetla mi się jej numer. Zamiast powiedzieć: »Halo«, od razu mówię: «Dzień dobry, pani Wisławo». Po chwili ciszy pyta, skąd wiem, że to ona. Odpowiadam, że wiem, bo widzę. Na co ona: »Och, a ja nieubrana«!”.
(...)każdemu to, na czym mu najmniej należy(...).
Pytanie - czy nie wiedzieć czegoś "na pewno" to zawsze słabość? Kiedy jeszcze wydawało mi się, że wiem i rozumiem wszystko, byłam w gruncie rzeczy bardziej bezbronna i wewnętrznie chwiejna niż dzisiaj, kiedy to, co wiem na pewno, mogę policzyć na palcach jednej ręki...
(Ojciec WS) Za młodu był w Szwajcarii, chodził tam po górach. Zatrzymał się na noc w klasztorze trapistów. Na kolację dostał kawałek chleba, kawałek sera i pół jajka. Pożarł natychmiast, więc mnich uprzejmie zapytał, czy nie jest aby jeszcze głodny. Ponieważ pan Wincenty zrobił dziwną minę, mnich poszedł do kuchni i powiedział:"Dajcie mu jeszcze pół jajka, niech pęknie".
Czasami WS pyta o największą gafę w życiu. Sama wspomina jedną. Rodzice mieli niezbyt rozgarnietą znajomą, o której wprawdzie nie mówili tak przy córkach, ale jednak dziewczynki miały świadomość, co rodzice o niej sądzą. Raz, kiedy przyszła, mała Wisława poczestowała ją orzechami, mówiąc: "Proszę, to dobre na rozumek".
Przedstawiciele branży turystycznej wszystkich szczebli posługują się ochoczo określeniem "destynacja", w sensie celu podróży. Rzecznicy linii lotniczych chwalą się liczbą destynacji, pracownicy biur podróży polecają destynacje egzotyczne, a kasjerki w sklepach wolnocłowych na lotniskach pytają: "Jaka jest pana finalna destynacja?". Mam wówczas ochotę odpowiedzieć, że najprawdopodobniej cmentarz Rakowicki.
Sprzedający motocykl natomiast retarduje jak rasowy pozytywista: "Cena za ten jednoślad, zrobiony przez grupę osób spośród 120-milionowego narodu samurajów (...), jest zabawna. Otóż ci ludzie, których nie załatwiły ani najazdy Mongołów, ani wojna japońsko-koreańska z końca XVI w., japońsko-rosyjska 1894-1895, wojna japońsko-chińska 1937-1945, których nie ruszyło żadne tsunami, trzęsienie ziemi, Fukushima, któzy nadal kują słynne nihonto, mają roboty, gejsze, Godzille, anime, hentai, karate, judo i charakterystyczne fałdy nakątne - ci ludzie stworzyli ów motocykl, który ja teraz sprzedają (...) za śmieszne 3 tys. złotych".
Zdarzają się też historie smutne, jak chęć sprzedaży pierścionka zaręczynowego, bo przyszła narzeczona jednak odeszła z innym. Za tym ogłoszeniem jest już tylko prawdziwa literatura. I słynne przypisywane Hemingwayowi opowiadanie o sześciu słowach: "Na sprzedaż: dziecięce buciki, nigdy nienoszone".
PRL był krajem zakazów, wstępów surowo wzbronionych, baczności i awarii. Nasze poruszanie się po nim powodowane było nie zachętami i pokusami, lecz zniechęcaniem, pogróżkami i zakazami. Zmiana ustroju spowodowała zmianę wektorów sił: napisy na tabliczkach zaczęły nas przyciągać. A jeśli teraz mają czegoś zabronić, to robią to dyskretnie i tak, by nie naruszać naszej psychiki nadmiarem negatywności.
Na koniec przykład, który nie ma autora, nikt więc nie ponosi odpowiedzialności za jego śmieszność. A śmieszy głównie paralotniarzy i motocyklistów, którzy palnują trasy wokłów Lublina. Jedna z nich biegnie przez następujące miejscowości: Kazimierz- Nielisz- Cyców-Niemce. Sądzę, że warto pokonać tę trasę, tak z powodów językowych, jak i patriotycznych.
Istnieje powszechne przeświadczenie, że należy rzeczom zwykłym nadawać obcojęzyczne nazwy. Rzeczy te zyskują wówczas posmak zagraniczności. Ocywiście musi to być zagraniczność właściwie ukierunkowana: ku krajom i miastom, do których wzdychamy, a ich mieszkańcom zazdrościmy.
Kiedyś zelektryzowała opinię publiczną wiadomość, że język polski jest najtrudniejszym językiem świata. Przegoniliśmy nawet Finów, Estończyków, Węgrów, Arabów i Chińczyków, choć ci ostatni, jak zwykle, trzymają się mocno.
Bądźmy dumni. Przodujemy. Możemy z góry patrzeć na Anglików - z ich uproszczoną gramatyką; na Włochów - z ich mało wymagającą wymową; na Niemców - z ich logiczną ortografią. No bo u nas tyle wyjątków, odstępstw, nieregulaności, przypadków, żywotności i niemęskoosobowości! A jeszcze do tego chrząszcz brzmi w trzcinie.
Jednym z najbardziej widicznych skutków "dobrej zmiany" jest wysyp twórczości transparencyjnej. Ostatnie, regularnie organizowane manifestacje ujawniły językowy potencjał drzemiący w narodzie - przez ostatnie ćwierć wieku. Ale także kreatywność ludzi młodych na tyle, że niepamiętających czasów komuny.
Ułożenie dobrego hasła wcale nie jest takie łatwe. Dawniej ideałem było takie, które nie tylko było widoczne na transparencie, ale i dawało się skandować. Za komuny znakomite było pod tym względem "Precz z komuną!": na tyle dobre, że można było usłyszec je długo po upadku komuny. Skandowanie, jak wiadomo, ponosi.
(...)
Naprawdę duże wrażenie zrobiło na mnie hasło z zeszłorocznego Marszu Niepodległości: "Wolimy kotleta od Mahometa". Pomijając modny ostatnio błąd gramatyczny (dopełniacz zamiast biernika), proponuję w przyszłym roku iść dalej: "Wolę dorsza z kutra od Marcina Lutra", "Wolę boczek chuddy od nauki Buddy", "Wolę przetwory od Tory" czy "Wolę pierogi, niż obce bogi". Na zdrowie.
Dawniej było inaczej. Płonęła stodoła i wszyscy lecieli z wiadrami. Dziś lecą, ale z telefonami. A człowiek jest sam jak palec.
Zwykły człowiek to bardzo ładny tytuł. Ja też jestem zwykłym człowiekiem.