cytaty z książki "Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kiedy nasze życie już nie jest w naszych rękach, przychodzi w końcu moment pogodzenia. Czasem pogodnego, spokojnego, a czasem bezsilnego, poprzedzonego buntem, odcięciem się, wyparciem. Kto tego nie doświadczył, nie ma pojęcia, jak samotny jest wtedy człowiek. Pacjent Kaczkowski był spokojny.
W drodze powrotnej spytałem Jana, dlaczego tacy sławni i bogaci ludzie sięgają po prochy i doprowadzają się do upadku? Przecież mają dużo więcej niż inni.
Widzisz , Dyziu , tu luksusy i sława nie mają nic do rzeczy. W ich życiu czegoś zabrakło.
Możesz mieć nawet rezydencję i porsche, ale jeśli masz kompleksy, jeśli wbito cię w niską samoocenę, to luksusy będą tylko scenografią ponurego dramatu.
Samotność w kawalerce jest tak samo nieznośna jak samotność w pałacu. Brak uczuć, brak prawdziwej, wspierającej relacji to potworny dramat.
Ludzie tego nie dźwigają i uciekają w iluzję, gorzałkę, narkotyki.
Zobacz ile jest reklam przy drodze . Mówią ci, jak masz wyglądać, dokąd jeździć na wczasy, jaki mieć samochód, bo inaczej będziesz gorszy.
Ludzie gonią za rzeczami i tracą relacje. Mówią, że brakuje im czasu albo że taki jest świat. Świat Dyziu jest taki, jakim go sami zbudujemy.
Nie trzeba być katolikiem, żeby być dobrym człowiekiem. Dobro czyń, złą unikaj i żyj na pełnej petardzie!
Wiecie, kiedy człowiek zaczyna umierać? Kiedy czuje się niepotrzebny. Byłem trupem. Oddychającym, ale tylko do pewnego momentu.
Nagrody i brawa nie zastąpią człowieka, dla którego jesteś najważniejszy, kochany, potrzebny. I przez którego jesteś rozumiany.
Wiele razy tak mnie przeczołgał, ale w końcu ogarnąłem, jaką życiową zasadę we mnie wbił. Jak coś robisz, rób to najlepiej jak potrafisz. Nie ma zmiłuj. Nie ma odpuść. Do skutku. Na pełnej petardzie!
(...) przemyślane i szczere wybaczenie rozrywa łańcuch zła i naprawdę nas uwalnia.
(...) prawdziwą wartość człowieka widać tam, gdzie jest prawdziwy ludzki dramat.
Czas to coś najcenniejszego, co możemy dać drugiemu człowiekowi. Nasz prywatny czas.
Czasem wystarczy po prostu być.
Tak już jest, że zawsze kogoś wkurwisz. Wkurwisz gdy wygrasz, gdy przegrasz, gdy masz górę hajsu, ładną pannę. Wkurwisz, gdy wśród smutnych ryjów tylko twój będzie uśmiechnięty. I to jest trochę wkurwiające, ale czasem wkurwienie jest nawozem pod coś dobrego.
Płacz to nie krwotok, który trzeba tamować.
Konstrukcja nazywała się "Tarpan" (...). Oko ludzkie mogło dostrzec wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa w postaci dyndającego z lusterka różańca.
Nie ma gorszego uczucia niż bezsilność.
Jan miał rację. Człowiek potrzebuje przytulenia. Nawet recydywista.
Naprawiłem światło u dwóch milczących starszych pań. W trakcie roboty ugryzł mnie wyjątkowo wredny pies córki jednej z nich. Takie kudłate coś, co nie wiadomo gdzie przód, gdzie tył, dopóki się nie zesra. Albo upierdoli.
Myślę, że efektem ubocznym jego wady wzroku było to, że nie widział przeszkód.
Kiedy w człowieku znika strach, kiedy jest pogodzony sam ze sobą i ze światem, to jedynym, co może się przytrafić, jest prawdziwa miłość.
Po cholerę żyjemy? Po co ta cała spina o forsę, bryki, ciuchy? Dlaczego taki Kaczkowski, który robi tyle dobrego, ma zabójczego raka, a największe znane mi skurwysyny chodzą zdrowe i srają forsą? Dlaczego w tym hospicjum nie myślę o chlaniu i ćpaniu?
Stopniowo zaczęło do mnie docierać, jakim zawodnikiem jest ksiądz Jan. Ledwo chodził, ledwo widział, jeszcze śmiertelny nowotwór i codziennie przy czyjejś śmierci. Jak on to dźwigał? I te jego teksty na luzaku. Próbowałem to ogarnąć, ale słabo mi szło.
- Fajnie by było. gdyby braciszek chociaż raz nas posłuchał.
- Zawsze was słucham. I zawsze robię tak, jak uznam za stosowne.
(...) nic tak nie motywuje, jak doświadczenie i świadectwo innego człowieka.
W końcu nadszedł ten dzień, w którym hospicjum przyjęło pierwszych pacjentów. Marzenie, które wyśmiewano i wybijano mu z głowy, stało się rzeczywistością. Dał radę, sukinksiądz.
Na pewno nie był to szpital. Dobrze. Na pewno nie było tłumu. Bardzo dobrze. Było jasno i czysto. Super. I średnia wieku w granicach w pół do prababci. Zajebiście.
Pochodzę z niezbyt religijnego domu, w którym nie brakowało pieniędzy, więc gdy moja mama dowiedziała się, że będę księdzem, załamała się. "Mój syn całe życie żebrakiem!" A ja do niej: "Tak, mamo, ale żebrakiem ekskluzywnym, bo nie przed kościołem, a w kościele!".
Ksiądz Kaczkowski nie pojawiał się na odpustach. Nie był fanem takich religijnych imprez, ale też nikt go tam nie zapraszał. Tak naprawdę nigdzie go nie zapraszali.
- Ja przepraszam, ale może ksiądz będzie patrzał prosto, bo zakręt..
- Ale ja właśnie patrzę prosto. Mam zeza.
Przerażało go, że teraz ludzie nie słuchają innych poglądów niż swoje. I kompletnie nie myślą. Ja doskonale znam ten mechanizm. To mechanizm kibolstwa. Każdy, kto nie jest fanem twojego klubu zasługuje na wpierdol. (...) Tępa przemoc i tępe poczucie bycia razem. Jan był krańcowo załamany tym, że kompletne głąby wycierały swoje gęby symbolami pokoju i miłości bliźniego.
Tymczasem ksiądz Jan Kaczkowski miał być nikim w moim miasteczku. Ważne eminencje uznały, że takiego uszkodzonego klechę trzeba gdzieś ukryć. Ledwo łazi, ledwo widzi. To obciach, co nie? Do tego był megamocny w gadce, a to już groźne.
- Ja pier*, rower nas wyprzedza!
- Zaraz będzie z górki, nie będzie miał szans.