cytaty z książki "Gdzie jesteś, piękny świecie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ciągle natykam się na tę osobę, która jest mną, i nienawidzę jej całym sercem. Nienawidzę tego, jak się wyraża, nienawidzę tego, jak wygląda, nienawidzę jej opinii na temat wszystkiego.
I nienawidzimy ludzi za popełniane błędy o wiele bardziej, niż kochamy ich za wyświadczane nam dobro, najłatwiej zatem w życiu nie robić nic, nie mówić nic i nie kochać nikogo.
Co, jeśli to ja sama nie pozwalam sobie być szczęśliwą? Bo się boję lub wolę się nad sobą użalać albo nie wierzę, że zasługuję na coś dobrego (...) Ilekroć przytrafia mi się coś dobrego, zawsze prędzej czy później zaczynam się zastanawiać: ciekawe, jak długo potrwa, zanim to się źle skończy.
Czy w tym momencie były nieświadome, a nawet bardziej niż nieświadome - czy w jakiś sposób były odporne, nieczułe na wulgarność i brzydotę, przez chwilę zaglądając głębiej, w coś kryjącego się pod powierzchnią życia, nie nierzeczywistość, lecz ukrytą rzeczywistość: obecność w każdej chwili, w każdym miejscu pięknego świata?
Lepiej być głęboko kochaną niż powszechnie lubianą.
Zastanawiając się teraz nad tym, myślę, że branża kosmetyczna stojąca za współczesnym ideałem piękna jest odpowiedzialna za najgorsze przejawy brzydoty widoczne w naszym otoczeniu oraz za najgorszy, najbardziej fałszywy wzorzec estetyczny, mianowicie konsumpcjonizm. Te wszystkie trendy i style ostatecznie ilustrują tę samą zasadę – zasadę wydawania pieniędzy.
Gdy próbuję sobie wyobrazić, jak takie szczęśliwe życie miałoby wyglądać, ten obraz nie zmienił się zbytnio od czasów, kiedy byłam dzieckiem – dom otoczony kwiatami i drzewami, w pobliżu rzeka, pokój pełen książek i ktoś, kto by mnie kochał, to wszystko.
(...) najzwyczajniejszą rzeczą, gdy chodzi o człowieka, nie jest przemoc ani chciwość, tylko miłość i troska.
Niekiedy wyobrażam sobie ludzkie relacje jak coś miękkiego, takiego jak piasek lub woda, czemu nadajemy kształt, umieszczając to w konkretnym naczyniu. Związek matki z córką jest więc przelany do naczynia oznaczonego jako „matka i jej dziecko” i relacja ta przybiera formę swego naczynia, i w niej się zawiera, lepiej lub gorzej. Może jakieś nieszczęśliwe przyjaciółki byłyby w pełni zadowolone w roli sióstr, a małżeńskie pary w roli rodzica i dziecka, kto wie? Ale jak by to było utworzyć związek bez jakiegokolwiek z góry określonego kształtu? Po prostu lać wodę i pozwalać jej płynąć. Nie przybrałaby wtedy żadnej formy i rozlała się na wszystkie strony.
Wyobrażam sobie wiek XX jako jedno długie pytanie, na które ostatecznie podaliśmy błędną odpowiedź.
Więc oczywiście w kontekście tego wszystkiego, co się dzieje, gdy stan świata jest taki, jaki jest, a ludzkość stoi na skraju zagłady, oto ja piszę kolejnego mejla o seksie i przyjaźni. Czyż jest coś innego, dla czego warto żyć?
Jeśli kiedyś rzeczywiście cię złapię, nie będziesz mi musiała tego mówić - dodał. Sam będę wiedział. Ale nie zamierzam się zbyt długo uganiać. Po prostu zostanę tam, gdzie jestem, i zobaczę, czy do mnie podejdziesz.
Tak, tak właśnie myśliwi postępują z sarnami - powiedziała. - A potem je zabijają.
Więc oczywiście w kontekście tego wszystkiego, co się dzieje, gdy stan świata jest taki, jaki jest, a ludzkość stoi na skraju zagłady, oto piszę kolejnego mejla o seksie i przyjaźni. Czyż jest coś innego dla czego warto żyć?
Uważa się, że socjalizm jest utrzymywany siłą – poprzez przymusową konfiskatę własności prywatnej – ale chciałabym, żeby przyznano, że kapitalizm również jest utrzymywany siłą, tylko ukierunkowaną odwrotnie, poprzez przymusową ochronę istniejącego podziału własności.
...i w tym spojrzeniu jak w glebie pogrzebanych było wiele lat.
Jest religijny, wiesz.
Felix przekrzywił głowę, jak gdyby czekał, aż Alice wytłumaczy mu dowcip.
W sensie, że wierzy w Jezusa? - upewnił się.
No.
Ja pierdolę, serio? Ma coś nie tak z głową czy co?
Nie może chyba dziwić, że ludzie z tęsknotą patrzą w przeszłość na czasy, zanim przyroda zaczęła obumierać, zanim formy kulturowe, w których wspólnie uczestniczymy, się zdegenerowały i zamieniły w masowy marketing i zanim nasze miasta i miasteczka stały się anonimowymi centrami zatrudnienia.
Każdy dzień, nawet każda godzina dnia zastępuje i dezaktualizuje okres wcześniejszy, wydarzenia naszego życia mają sens tylko w odniesieniu do wiecznie się aktualizującej osi czasu.
Aż się zastanawiam, czy kultura celebrycka nie rozprzestrzeniła się jak nowotwór, by wypełnić pustkę po religii.
Teraźniejszość straciła ciągłość. Każdy dzień, nawet każda godzina dnia zastępuje i dezaktualizuje okres wcześniejszy, wydarzenia naszego życia mają sens tylko w odniesieniu do wiecznie się aktualizującej osi czasu.
Zapamiętane cierpienie nigdy nie wydaje się tak straszne jak to obecne (...).
Ale właściwie jak osoby, które w przeszłości zrobiły coś złego, miałyby postąpić? (...) a co, jeśli na całym świecie grono złych ludzi, którzy czekają, aż ich złe uczynki zostaną zdemaskowane, nie jest wcale małe? A co, jeśli wszyscy nimi jesteśmy?
Tak już teraz będzie do końca naszych dni? Czas będzie się rozpływał w gęstej ciemnej mgle, będzie nam się wydawało, że od zdarzeń z zeszłego tygodnia minęły lata, a od zdarzeń z zeszłego roki - godziny?
Czyżby to było aż tak proste? Musimy tylko szlochać i się ukorzyć, a Bóg wszystko nam przebaczy? A może to wcale nie jest proste – być może najtrudniej jest nauczyć się płakać i korzyć w sposób autentycznie szczery?
Dużo ostatnio myślę o polityce prawicy (jak my wszyscy, prawda?) i o tym, jak to się dzieje, że konserwatyzm (siła społeczna) zaczął być kojarzony z pazernym kapitalizmem rynkowym.
Tak czy inaczej każdy dzień stał się teraz wskutek tego nową i unikatową jednostką informacyjną, przerywając i zastępując świat informacji z dnia poprzedniego.
Gdyby autorzy powieści pisali o swoim życiu uczciwie, nikt by ich nie czytał – i całkiem słusznie! Może wtedy musielibyśmy się wreszcie zmierzyć z tym, jak bardzo chory, jak głęboko chory w sensie filozoficznym jest obecny system produkowania literatury – jak odciąga pisarzy od normalnego życia, zatrzaskuje za nimi drzwi i przekonuje ich raz za razem, jacy to są wyjątkowi i jak ważne są ich opinie.
Między mną a moimi rodzicami rozpięłam tak wielką przepaść wyrafinowania, że nie są w stanie mnie teraz dotknąć ani w ogóle dosięgnąć. I ja spoglądam nad tą przepaścią nie z poczuciem winy ani straty, lecz z ulgą i satysfakcją. Jestem lepsza niż oni? Z pewnością nie, chociaż może miałam więcej szczęścia. Ale jestem inna i nie rozumiem ich zbyt dobrze, nie mogę z nimi mieszkać ani wciągnąć ich do mojego wewnętrznego świata – a jeśli już o tym mowa, także pisać o nich. Wszystkie moje obowiązki wynikające z bycia córką nie są niczym innym, tylko szeregiem rytuałów, które mają mnie ochronić przed krytyką, a jednocześnie nie pozwolić, bym odsłoniła choćby cząstkę siebie.
Nie może chyba dziwić, że ludzie z tęsknotą patrzą w przeszłość na czasy, zanim przyroda zaczęła obumierać, zanim formy kulturowe, w których wspólnie uczestniczymy, się zdegenerowały i zamieniły w masowy marketing i zanim nasze miasta i miasteczka stały się anonimowymi centrami zatrudnienia.
Powtarzam sobie, że chcę szczęśliwego życia i że okoliczności prowadzące do szczęścia jeszcze się nie zmaterializowały. Ale co, jeśli to nieprawda? Co, jeśli to ja sama nie pozwalam sobie być szczęśliwą? Bo się boję lub wolę się nad sobą użalać albo nie wierzę, że zasługuję na coś dobrego, a może jest jakiś inny powód. Ilekroć przytrafia mi się coś dobrego, zawsze prędzej czy później zaczynam się zastanawiać: ciekawe, jak długo potrwa, zanim to się źle skończy. I chcę niemal, żeby najgorsze się stało szybciej, nie później, a w miarę możliwości od razu, żeby już nie czuć w związku z tym niepokoju.