cytaty z książki "Kokaina"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie kochasz, nie cierpisz. Nie jesteś kochany - nikt nie cierpi z twojego powodu. To podstawy pewnej wolności. Złudnej. Mieć i mieć. Posiadać. Gromadzenie rzeczy i tragedia ich utraty. No tak, spokojnie można naćpać się rzeczami. Cały świat jest uzależniony od rzeczy.
Jestem tym kim (czym) jestem . Jeżeli nie potrafisz mnie zaakceptować, odejdź! Oboje będziemy szczęśliwi.
Czy może istnieć na Ziemi tak szalona, jedyna, wierna i prawdziwa miłość, jaką ma ćpun do narkotyku? Miłość, która zawiera w sobie wszystkie formy zniszczenia?
To było oczywiste, że Normalni byli poważnie chorzy na Przeciętność i Nieświadomość, wtłoczeni w tryby maszyny toczącej rzeczywistość w sposób ogłupiający i niosący inny rodzaj zagłady. Radosne drżenia wolnych myśli były natychmiast tłumione przez nakazy, religie, systemy polityczne.
Miłość pochowana w mrokach duszy ludzkiej, nie wzniecał jej żaden powiew, nie było wzruszenia czy drgnięcia przyspieszonego pulsu.
Narkomania stała się sposobem na życie, tj. sposobem na śmierć."
Dowodem na istnienie wiary jest to,
że ludzie mieszkający tuż obok mnie uwierzyli, że nie istnieję."
Śmierć kliniczna to taka śmierć, z której się powraca po to tylko, by rzec: - Niestety.
To ja sama, tylko ja sama obdzieram się ze skóry do pulsującego mięsa, ociekającego zatrutą krwią. Amen
Wędrowałam godzinami po ulicach miasta naznaczonego świętością i prostytucją, modlitwą i przekleństwem za niespełnione modlitwy. O tak, tutaj istniała idealna równowaga dobra i zła, można było przykleić się do którejś ze stron jak kawałek przeżutej gumy i trwać, rozrastać się lub gubić, przekraczać granice w milczeniu, ze skargą lub ze śpiewem. Przypatrywać się spokojnie jak giną inni.
Na wagarach zaczęłam inaczej patrzeć na ludzi. Byli szarozielonymi pasożytami usiłującymi pożywić się moją duszą, włożyć do ciasnej szufladki ich umysłu, sklasyfikować i zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
Niepokój istnienia powracał. Niepokój pustki, niemocy, zagubienia. To dziwne, przecież nie trzeźwiałam.
Jasność bez światła. Ciemność bez mroku. Każdy nosi w sobie niespełnioną miłość.
Przyjaciele często okazują się wrogami a obojętni nagle wyciągają pomocną dłoń.
Przed sobą nie uciekniesz w żaden czas, krainę czy chorobę. Przyjdzie taki moment, że chociaż na chwilę będziesz musiał powrócić.
Kiedy wszystko obejmowałam wzrokiem i przyglądałam się naszej sytuacji, nadchodziło przekonanie, że całość jest jedynym sensownym rozwiązaniem naszej egzystencji, zanurzonej w specjalnej odmianie obłędu i cierpienia. Całością był brak miłości.
To inni nie potrafili istnieć w roli narzucanej przez nich samych, spętani w nienaturalnych gestach, zagryzani przez twory swoich chorych emocji.
Moje oczy lepiej widzą w ciemnościach i poznaję wówczas mroczny świat duszy ludzkiej. Cichy płacz prostytutki, lęk złodzieja, sumienie mordercy. Tutaj gra się tylko paroma kartami: twardą bezwzględnością- sztuczną lub prawdziwą- oraz, jak czynią prawdziwi złoczyńcy- udawaną przyjaźnią, której ofiary cierpią najbardziej. Innej twarzy mieć nie można, to byłby koniec prawa wstępu do piekieł.
Świat na swojej kruchej, chwiejnej podstawie kusił i wciągał coraz głębiej na szlak o nieodgadniętych zakrętach.
Tańczyłam ponad miastem, w rozkołysanych podmuchach wiatru, wirowałam obok przechodniów, wpadałam na witryny sklepów, roztrzaskując szyby.(...) Pokonywałam ciszę przestworzy, mówiłam, nawoływłam, śpiewałam, krzykiem budziłam śpiących, domagałam się miłości.
To Księżyc wskazywał nowe drogi,a Słońce porażało, zmuszało do poszukiwania cienia.
W życiu można przetrzymać tylko jedno piekło. Każde następne jest jego lustrzanym odbiciem.
,,Szukacie winnych: dom, rodzice, szkoła. A winnych nie ma, NIE MA! To my sami chcemy być nałogowcami, chcemy być uzależnieni, zniewoleni, zamknięci w obłędzie.".
Śmierć dobrym krokiem baletnicy, z rozkołysanymi piszczelami, delikatnie brała skazanego za rękę i popychała w stronę wąskiego tunelu. Po tej stronie pozostawało jedynie ciało, wiotkie, pokryte fioletowo-pomarańczowymi plamami jak nadpsuty, przejrzały owoc, z oczami porażonymi przestrachem. A ostatecznie pełnymi ulgi. Pytałam Ją, dlaczego ludzie z takim zdziwieniem przyjmują oczywisty los, a Śmierć mijała mnie lekceważąco rzucając jedynie:-Nie, na ciebie jeszcze nie dano mi pozwolenia.