cytaty z książek autora "Romuald Pawlak"
Rycerze zakuci w stal dawno wymarli. Jak dowiodły działania wojenne, byli łatwym celem dla wszelkiej maści hałastry walczącej niehonorowo, za to skutecznie. A w dodatku magowie zbyt często urządzali sobie zawody, który szybciej podgrzeje taką mięsną puszkę.
Wpuść smoka do składu porcelany, dostaniesz z powrotem glinkę, wodę i wapno.
Gdyby armia nie wyglądała tak ładnie w czasie defilad, wręcz najrozsądniej byłoby ją rozwiązać.
W smoczym oku błysnęło zainteresowanie, jak zawsze wtedy, kiedy padały słowa zemsta, ugryź, zabij albo robaki do zjedzenia.
- Czy jak go teraz zjem, zanim się całkiem utopi, to bardzo się będziesz na mnie gniewał?
Był to ten ton, którym kobiety tną mężczyzn na plasterki, po czym sklejają i odstawiają do kąta, a nieboracy stoją tam grzecznie, bo jeśli się ruszą, to się rozpadną.
W poszukiwaniu miłości idealnej łatwo przegapić tę mniejszą, ale za to pozostającą w zasięgu ręki.
Ja ci dam pustynna jaszczurkę, bydlaku, niech no się tylko znajdziemy w kajucie.
(...) mag przyodziany w swój płaszcz w barwach cechu i ciągnący smycz, a na smyczy... nic.
(...) rodzice oddali go do Akademii Magicznej, zapowiadając, żeby omijał ich wioskę, bo będą musieli go zabić.
Różne rzeczy mogą się zdarzyć człowiekowi po drodze... Można się potknąć na śmierć, poderżnąć sobie gardło w trakcie obierania jabłka albo nawet utonąć na pustyni...
W końcu mag to mag, mag z jaszczurem to mag uzbrojony, no a mag z jaszczurem i dziewczyną - gotów byle co uznać za próbę nadepnięcia mu na ambicję.
Zmiennokształtny. Z tym że kształtny zawsze, a zmienny niechętnie i w zależności od potrzeb.
Rosselin miał ochotę kopnąć go w żebro. Niemniej powstrzymał się, bo bez jednej nogi
trudno chodzić, a gdyby w paszczę Filippona dostały się obie, to byłby nawet nie Rosselinem
bez Nogi, tylko Beznogim. A to zasadnicza różnica, chociaż literki prawie takie same.
(...) trzeźwiał tylko po to, aby stwierdzić, ile jeszcze może w siebie wlać, zanim padnie na twarz. Kontroluję się - mawiał przy tym z dumą.
Noszenie w sobie tajemnicy wzbogaca i mimo poniżeń i złych dni pociesza.
Smoki i ludzie mogą trzymać razem. Ale ostatnie słowo i tak zawsze należy do kobiety.
Znowu ten sen, niezmienny od lat, pojawiający się bez przyczyny, na tyle rzeczywisty, że nawet po przebudzeniu mijają długie minuty, nim zdajesz sobie sprawę, że już nie śnisz. Czasem mijają miesiące i nic nie zakłóca twojego nocnego odpoczynku, tak, iż wspomnienie blednie z nastaniem każdego poranka, aż do momentu gdy koszmar znowu daje o sobie znać. Nie pomogły środki nasenne, długie godziny spędzone na kozetce także nie dały rezultatu, chociaż początkowo wydawało Ci się, że mara została pożegnana. Niestety, nadzieja matką desperatów, upiorny majak powrócił, nie był ani gorszy, ani lepszy, taki sam jak zawsze, jednak wiara, że strach odejdzie, znikła, a wraz z nią zaufanie do siebie samego. Jak można mieć zaufanie do swojego umysłu, gdy podsuwa on takie obrazy? Lęk staje się twoim cieniem, wiecznym towarzyszem, każda minuta twojego istnienia jest nim naznaczona. Podobno, gdy rozum śpi, budzą się demony, a co, gdy nigdy nie zasypia? Wiecznie na jawie, chociaż, czy jesteś tego pewny? Jawa czy mara... W jakim świecie żyjesz? A może już Cię nie ma?
- A umiesz zionąć ogniem? - dopytywał dalej.
Smok popatrzył na niego z niesmakiem.
- Cóż, jak mi się źle odbije... to i owszem. Ale tak normalnie to nie.
- A latać umiesz?
- A ty? - warknął smok, wybijając ogonem świeżą dziurę w ścianie stajni.
Rosselin uznał, że lista pytań uległa wyczerpaniu.
Minę (...) zrobił taką, jakby mu ktoś nagle oznajmił, że musi przejść na dietę wegetariańską, wreszcie dobił go stwierdzeniem, że nawet robaki w winie są wykluczone. I, aha, samo wino też, bo dieta nie tylko bezmięsna, ale i bezalkoholowa. A najlepiej niech się Filippon posila powietrzem, bo ono zdrowe jak mało co.
Gdyby mógł, zapewne spuściłby mu na głowę nie tylko lawinę, ale wręcz cały łańcuch górski. I jeszcze ze trzy stada harpii górskich, dla pewności. A potem nasłał poborcę podatkowego, żeby łowczy nawet po śmierci nie zaznał spokoju.
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
- Się da, się zrobi - mruknął Duendain. - A jak się nie da, to się popchnie kolanem.
Prawda może okazać się okrutna. Nie ma sensu jej odkrywać, jeśli brak odwagi na jej przyjęcie.
Alicja Minicka, opowiadanie "Strach".
Czy jest szczęśliwy? Trudno powiedzieć. Kiedy się mu tak porobiło? Dawno. Coś umarło razem z wiarą w przyjaźń i nadzieją na ułożenie sobie życia z kimkolwiek. Tak żeby można było wyciągnąć rękę i natrafić na kogoś, kto odwzajemni dotyk.
Katarzyna Rogińska, opowiadanie "Śpiący policjant i samobójca".
Nadworny lekarz cesarzowej, Bernard o'Cencor, razem z kilkoma medykami czuwał, aby nikomu nic się nie stało. A gdyby już - na przykład jakiś kochanek nieszczęśliwie potknął się i pechowo nadział na szpadę małżonka, któremu przyprawiał rogi - to lekarz gotów był udzielić pomocy: zaszyć, uciąć, związać albo wypuścić, w zależności od potrzeb.
(...) bluznęła potokiem słów, z których do zacytowania nadawały się zaledwie przecinki, a i to nie wszystkie.
W zadumie popatrzył na smoka. Ten wyglądał kwitnąco, jakby całe życie nie pił nic oprócz źródlanej wody.
- Jak ty to robisz, że głowa cię nie boli? - jęknął z zazdrością.
Filippon wygodniej wyciągnął się na swoim krześle.
- To proste, tylko trzeba umieć - odparł z szerokim uśmiechem. - Wystarczy sobie dodać wątrobę, dwie nereczki i rankiem budzisz się jak świeżo wyjęty z jaja.
(...) prosta droga do portu, przecinająca Fert w poprzek niczym szpada wrażona w trzewia tego z dyskutantów, który w pojedynku użył słabszych, mniej finezyjnych argumentów.
Filippon zaklął po swojemu, w języku bardzo przypominającym próbę porozumienia się twardej skały z jeszcze twardszym wiertłem - i to na sucho.