cytaty z książek autora "Anna Falatyn"
To nie dyktatorzy są problemem, a ludzie, którzy ślepo za nimi podążają. Mają zwolenników, wyznawców, czym zatem różnią się od tych wybranych w demokratycznych wyborach?
Obaj jesteśmy jak ten skorpion. Stworzenie na pozór spokojne, ostrożne, wydaje się małe i nieszkodliwe. W rzeczywistości to śmiertelnie niebezpieczny drapieżnik. Budzi lęk, zastrasza, powoduje chęć ucieczki.
Dam ci to, co chcesz, żebyś wreszcie był zadowolony z życia, ale jej ci nie oddam. Nie oddam ci kogoś, kogo kocham.
Abigail nie potrafiła sprecyzować, co takiego było w jego spojrzeniu, że tak silnie na nią działało. Przelewało się w nim zbyt dużo sprzecznych komunikatów, zbyt wiele niewiadomych, by jednoznacznie ocenić. Wiedziała jedno: jeśli kiedykolwiek się zakocha, chciałaby, żeby ten ktoś patrzył na nią w taki sposób, jak patrzy Zachary”.
Mawia się, że dobry adwokat musi być też dobrym aktorem. Wszystko tak naprawdę zależy od widowni. Możesz być świetnym aktorem, możesz mieć warsztat, ale nie wygrasz, jeśli nie polubi cię tłum - to on decyduje, to on wydaje opinie. Możesz być przeciętny, nawet słaby, jednak jeśli masz za sobą widzów, jesteś w stanie zrobić wszystko. Dlatego też twoim zadaniem nie jest bycie dobrym aktorem, twoim zadaniem jest bycie dobrym scenariuszem dla aktora. Bo jeżeli scenariusz jest kiepski, nawet najlepszy aktor nie zrobi z niego arcydzieła.
W pogoni za perfekcyjną zbrodnią oraz jej spektakularnym zdemaskowaniem zapomina się o najważniejszym czynniku - o człowieku. Człowiek popełnia błędy, człowiek błądzi, człowiek się myli. Człowiek nie jest idealny i prędzej czy później pokierują nim uczucia. Decydując o ludzkim losie, skazując kogoś lub broniąc, nie ma się nigdy pewności, że konkretne działania są słuszne. Nigdy jednoznacznie nie wskażemy: to on zabił, to on popełnił zbrodnię. Jedno można uznać za pewnik: każdy jest po części winny...
Miłość to nie marsz zwycięstwa, to nie defilada ani huczna parada zakończona pokazem sztucznych ogni. Miłość potrafi upodlić, zgnieść, sprowadzić do parteru, przeciągnąć po ziemi”.
Ale słuchaj kochanie, miłość to nie jakiś marsz zwycięstwa, nie jest przeziębienie i jest zepsute.
Etyka adwokacka jest jak seks dopiero po ślubie – oświadczył. – Istnieje, ale tylko nieliczni uważają, że to fajne i potrzebne. Nie warto o niej rozmawiać.
Elisabeth Davis i James Moretti nigdy nie mieli przyszłości, a w tym momencie nie mieli już nawet teraźniejszości. Zostało jedynie kilka wspomnień chwil, w których kobieta czuła, że naprawdę jest szczęśliwa. Miała tylko nadzieję, że on też przynajmniej przez moment to poczuł, że na moment ukoiła jego ból i pozwoliła mu zastopować tę wyrażającą go martwicę”.
Jej wargi zdawały się szeptać: Chce żałować... chcę żebyś mnie zniszczył. Jego natomiast wtórowały bezgłośnie: Napraw mnie. Pokaż mi światło".
Roztaczał wokół siebie dziwną aurę. Lisa odniosła wrażenie, że bił od niego chłód. Był jak powiew lodowatego powietrza, piekący w policzki i podrażniający boleśnie skórę. Marmurowy, zimny posąg, bez emocji z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Moretti wywoływał w niej erupcję emocji, której nie była w stanie zatrzymać. Jego zamglone, zimne spojrzenie coraz bardziej ją nakręcało. Czuła się jak podczas ich pierwszego spotkania. Chciała go okładać pięściami i pogłaskać po twarzy. Przytulić i udusić. Pocałować i zarazem wbić nóż w plecy.
Ich miłość była brudna, brzydka, wypełniona ciemnymi barwami. Zrodzona w bólu, cierpieniu, naznaczona krwią i śmiercią. Nietypowa, wydawać by się mogło, że bez przyszłości. Z pozoru niepewna i krucha, została związana najtwardszymi wieżami. Emanowała nadludzką siłą, rozganiała mrok, pozwalała ujrzeć słońce".
Chcesz czy nie, jestem teraz twoją jedyną szansą na przeżycie. Twój wybór, ja albo śmierć...
- Nie żartuj. Całe tabuny kobiet na ciebie lecą, po co ci jakaś rozwrzeszczana, rozhisteryzowana wiedźma, która chowa się pod kołdrą jak małe dziecko, bo nic lepszego nie przychodzi jej do głowy. - Uśmiechnęła się zalotnie, nalała do jego kieliszka szampana i chwyciła go w dłoń. - Dobranoc. Wiem już wszystko co chciałam - dodała na koniec i zniknęła w drzwiach balkonu.
- No właśnie, kobiet! Jeszcze żadna wiedźma na mnie nie leciała! - krzyknął za nią prześmiewczo.
- Kup jej miotłę, to może poleci.
- Nie wiem, czy Alfa Romeo je produkuje.
Przeszłość wróci i znajdzie nas prędzej czy później. Nawet nie będziemy wiedzieć, kiedy stanie się znowu naszą teraźniejszością i co najgorsze przyszłością.
Przez wiele lata w pocie czoła budowała mur mający ją ochronić przed całym światem. Z każdym miesiącem dokładała kolejną cegłę z rozczarowań, lęków i prób ukrycia prawdziwego ja. Mieszała zaprawę z niespełnionych ambicji, potrzeby udowodnienia swojej wartości i voila! Gotowe. Nawet najmocniejszy taran nie miał szans po zderzeniu ze ścianą obojętności i pozorów. Aż do niedawna. Taran tym razem miał błękitne oczy.
James Arturo Moretti -rzeźbiony dłutem w skalę skurwysyn, który w ciągu paru sekund potrafił przeistoczyć się z socjopatycznego narcyza w najlepszego przyjaciela i obrońcę. Wirtuoz nieprzewidywalności, operator emocjonalnej kolejki górskiej. Jednym zdaniem mógł wynieść pod niebiosa, a za chwilę boleśnie wbić w ziemię.
- James Arturo Moretti, boss klanu Morettich. Dziwnie to brzmi - rzucił cierpko. - Nie spodziewałem się.
-Ja też nie. - Zacisnął dłonie w pięści. - Ale brzmi to lepiej niż epitafium na nagrobku.
Nigdy, przenigdy nie możesz ujawnić emocji. Nigdy nie możesz obnosić się z uczuciami. Żadnymi….ani tymi negatywnymi, ani tym bardziej pozytywnymi.
Skupiony, płomienny wzrok mężczyzny kruszył ją na drobne kawałki. Powodował, że traciła rozum i dawała się ponieść chwili. Zapominała, co powinna, a czego nie, co wypada, a co nie. A przede wszystkim wplątywała się w siatkę utkaną ze swych sprzecznych emocji.
Dla niego była posągowo piękna. Doskonała w swojej niedoskonałości. Stanowiła mieszankę kontrastów, grę przeciwności. Zimno z ciepłem, kolory z szarością, smutek z promienną radością. Była granatową, pochmurną nocą i błękitnym, słonecznym dniem.
Gniew daje siłę i przewagę. Miłość niszczy, przesłania pole widzenia i przełamuje rzeczywistość. Dewiza, którą zawsze kierował się Liwio, stała się i jego sposobem na życie. Czy w związku z tym kiedyś naprawdę kogoś kochał? Czy było to tylko poczucie odpowiedzialności za czyjeś życie?
- Nie wiesz, co charakteryzuje prawie sto procent społeczeństwa, w tym też po części seryjnych, zabójców i innych dewiantów? Hipokryzja – wydała osąd, akcentując każdą sylabę. – Byli krzywdzeni, nie akceptują tego, ale zaakceptują krzywdę kogoś innego. Nie mogą wyjść z traumy po molestowaniu, więc będą molestować kogoś innego, żeby na moment poczuć ukojenie. Wierzą w Boga, a zabijają. To tylko mrzonki, szukanie na siłę wytłumaczenia.