cytaty z książki "Trans-Atlantyk"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Co dawne jest impotencją, co nowe i nadchodzące jest gwałtem
A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyncież do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha a zdechnąć nie może! Płyńcież do Cudaka waszego św., od Natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Płyńcież, płyńcież, żeby on wam ani Żyć, ani zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał.
I tak w sobie papirem i myślą kaprysząc się, coraz inteligentniej był inteligentnym i ta inteligencja jego, sama sobą pomnożona i sama na sobie okrakiem, tak już Inteligentna stawała się, że Jezus Maria!
Ale Idę, Idę, bo inni tyż Idą i tak to my wzajem siebie jak owce, cielęta, na ten Pojedynek prowadziemy i próżne plany, próżne zamysły i postanowienia, gdy człowiek ludźmi przymuszony, w ludziach jak w ciemnym zagubiony Lesie. Otóż to idziesz, ale Błądzisz, i postanawiasz co, planujesz, ale Błądzisz i niby tam wedle woli swej układasz, ale Błądzisz, Błądzisz i mówisz, robisz, ale w Lesie,w Nocy, błądzisz, błądzisz...
Przeszłość zbankrutowana. Teraźniejszość jak noc. Przyszłość nie dająca się odgadnąć. W niczym oparcia. Załamuje się i pęka Forma pod ciosami powszechnego Stawania się... Co dawne, jest już tylko impotencją, co nowe i nadchodzące, jest gwałtem. Ja, na tych bezdrożach anarchii, pośród strąconych bogów, zdany jedynie na siebie.
O, zgwałcić Naturę, zgwałcić Los, siebie zgwałcić i zgwałcić Boga Najwyższego!
Stał 2 godziny to tego to tamtego najuprzejmiej staniem swoim zaszczycając.
Sztuka moja jest i pozostanie protestem przeciwko temu właśnie światu, który ukazuje. I nawet gdyby opór był zgoła bezsilny, gdyby świat zewnętrzny do tego stopnia nas przeniknął i zniekształcił, iż nikt z nas nie mógłby zaufać żadnej myśli, żadnemu uczuciu swojemu, to przecież wystarczy sama świadomość zniekształcenia, ona to, świadomość, pozwoli nam wziąć rozbrat ze spaczonym kształtem naszym.
Owoż pierwsza szła dama w gronostajowej pelerynie z piórami strusiemi, pawiemi i z dużą sakiewką, tuż obok kilku Lizusów, a za Lizusami kilku Sekretarzów, dalej kilku Skrybów i kilku Błazenków, którzy w bębenki uderzali. Tyż między niemi człek Czarno Ubrany, a widać znaczniejszy, bo gdy wszedł, głosy słyszeć się dały: "Gran escritor, maestro", "Maestro, maestro"... i z tego podziwu chybaby na kolana padli; lecz ciasteczka jedli.
Pragnienie zaś duszy mojej takie: aby coś się Stało. O, niechże co chce się dzieje, byleby to z miejsca ruszyć... a bo już mnie zmierziło! A bo już nie mogłem! A bo dosyć, dosyć tego starego, niech co Nowe będzie!
Naglący stan finansów moich do działań mnie zniewalał.
Do diabła z Ojcem i Ojczyzną! Syn, syn, to mi dopiero, to rozumiem! A po co
tobie Ojczyzna? Nie lepsza Synczyzna? Synczyzną ty Ojczyznę zastąp, a
zobaczysz!
Ujawnić, zalegalizować ten drugi biegun odczuwania, który każe jednostce bronić się przed narodem jak przed każdą zbiorową przemocą.
Pragnienie zaś duszy mojej takie: aby coś się Stało.
W gniew wpadłem i myślę: co ty się będziesz we mnie Wlepiał, gdy na ciebie Pluję... i drugi raz na niego naplułem. Ale nic, cicho, nie rusza się... Zapałkę tedy zaświeciłem i widzę, że leży a plwocina moja jemu ścieka. Ale zapałka zgasła, a ja myślę, cóż do wszystkich diabłów, ścierwo, to ja pluję na ciebie, a ty nic, draniu, łajdaku, to jeszcze raz ci Napluję w pysk, w mordę, żebyś wiedział!... I Naplułem, ale, gdy zapałkę zaświeciłem, widzę, że leży, nic, na mnie spogląda. I zgasła zapałka, a ja już na głos powiadam: - Ty taki owaki, już ty mnie ścierwo, draniu, nie przemożesz, a może ty myślisz, że ja już pluć przestanę, ale niedoczekanie twoje, już ja ci Napluję i pluć będę, ile mi się zachce!
bo tyż tak rozumiem, że nie ma dla Mężczyzny większego skarbu, jak nieskalana Część Imienia jego.
Rozluźnić to nasze oddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek! Ujawnić, zalegalizować ten biegun odczuwania, który każe jednostce bronić się przed narodem, jak przed każdą zbiorową przemocą. Uzyskać – to najważniejsze – swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!
Jestem z tych ambitnych strzelców , jeśli pudłują to tylko do grubszej zwierzyny
- Milcz, milcz. Owszem, pogrom, klęska, koniec, już i na obie łopatki leżemy! Ale my z JW. Posłem to umyśliliśmy, żeby niczego po sobie nie pokazywać, a właśnie Kuligiem, Kuligiem! Zastaw się, a postaw się!
I jużem rękę wyciągał, ażeby go zbudzić, Ignac, Ignac, na Boga, wstań, Ojca tobie chcą mordować! Ale patrzę, leży. I znów mnie nagle zwątpienie chwyciło. A bo, jeśli mu to powiem, a on Gonzala, Horacja przegoni, Ojcu swojemu z płaczem do nóg padnie, to i co? Z powrotem wszystko po staremu, tak jak było? On więc znowu przy Panu Ojcu będzie, i dalej za Panem Ojcem pacierz klepać, Pana Ojca poły się trzymać... Dalejże tedy dookoła Wojtek, wciąż to samo?
Pragnienie zaś duszy mojej takie: aby coś się Stało. O, niechże co chce się dzieje, byleby to z miejsca ruszyć... a bo już mnie zmierziło! A bo już nie mogłem! A bo dosyć, dosyć tego starego, niech co Nowe będzie! Dać tedy trochę luzu chłopakowi, niech on Co Chce robi. A niech ta Ojca sobie zamorduje, niech bez Ojca będzie, niech z domu idzie na Pole, na Pole! Dać jemu grzeszyć, niech on siebie w Co Zechce przemienia, a choćby w Mordercę, Ojcobójcę!
Wszystko - powiada - aby los nasz przeklęty przemóc i natury wrogość zgwałcić i odmienić!
Wtenczas dopiero ja się mało za głowę nie złapałem! I zaraz jasnem mnie się stało, żeśmy jak w potrzask wpadli a wcale tu końca żadnego nie może być i Pojedynek ten wcale skończyć się nie może: bo przecie on do krwi, a jakże tu krew wystąpi jeśli bez kul pistolety? A toż to niedopatrzenie, pomieszanie nasze, pomyłka nasza, żeśmy to przy układaniu warunków przegapili!!! Przecie oni tak przez dzień cały i noc i dzień następny i dalszą noc i dalej przez dzień cały pukać mogą, bo ja im wciąż Kule w Rękaw i ognia, ognia, i tak bez końca, bez wytchnienia! Boże, co robić, co począć!
Bo przecie nie na to mnie Matka urodziła, nie na toż Rozum mój, Wzniosłość, Twórczość moja i lot Natury mojej niezrównany, nie na to Wzrok przenikliwy, Czoło dumne, Myśl ostra gwałtowna, abym ja ...
Bójcie się Boga, szaleni jesteście, a toż szaraków nima, szaraków!
[...] Obyż to Synowie wierni Ojcom i Ojczyźnie byli! Tak mówię, ale tyż zaraz mnie strach zdjął, po co ja to mówię i dlaczego mówię... aż tu Pusto! Nagle tak Pusto! Nagle tak Pusto jakoś jakby Nic... jakby niczego nie było... i tylko on tu Leży, leży leży... Pusto we mnie i pusto przede mną. Krzyknąłem: - Wszelki duch Pana Boga chwali!
Daremne wszakże Boga Ojca imię, gdy Syn przede mną, gdy tylko Syn i nic oprócz Syna! Syn, Syn! Niech zdycha Ojciec! Syn bez Ojca. Syn Samopas, Syn Rozpętany, to mi dopiero, to rozumiem!
Ja Poseł! Ja Minister! I rzecze: G...rzu, ja nie jestem g...rz, ja tu rządu, Państwa przedstawiciel! I już dalej krzyczał, a bez przestanku i jak opętany: - Ja Poseł! Ja Rząd, tu Poselstwo, ja Minister jestem, ja Państwo, ja Poseł, ja Minister, ja Rząd, Poselstwo, Państwo, a Kawalkada się odbędzie, odbędzie, bo Państwo, bo Rząd, bo Poselstwo i ja Poseł, Poseł, i Rząd, i Państwo i na Berlin, na Berlin, do Berlina, do Berlina! Bieży tedy pod ścianę, pod okno, stamtąd znów do szafy i krzyczy, krzyczy wniebogłosy, że Państwo, Rząd, Poselstwo, że on Poseł, i dalejże krzyczeć, że on Poseł... Lecz krzyk jego pusty i ja gmach Poselstwa opuściłem.
[...] Powidzże mnie; żadnego ty Postępu nie uznajesz? Mamyż w miejscu dreptać? A jakże ty chcesz żeby co Nowego było, gdy Stare wyznajesz? Wiecznież tedy Pan Ojciec syna młodego pod batogiem swoim ojcowskim mieć będzie, wiecznież ten młody za Panem Ojcem ma klepać pacierze? Dać trochę luzu młodemu, wypuścić go na swobodę, niech pobryka!
I myślę: - Jakże ty się nie boisz, jeżeli Bać się powinieneś? Czemu się nie dziwisz, jeżeli dziwić się potrzeba? Czemu ty tak Siedzisz, czemu Nic nie Robisz, gdy Biec, Pędzić trzeba? Gdzie strach twój, gdzie wzburzenie twoje? I już to coraz większa Trwoga moja z przyczyny, właśnie, braku Trwogi, a w pustce, w ciszy, jak Bania urasta i gniecie.
Przeszłość zbankrutowana, teraźniejszość jak noc, przyszłość na dająca się odgadnąć