cytaty z książek autora "Dominika Smoleń"
Zakochanie lub zauroczenie były naprawdę słabym powodem na to, by pozostać na tym świecie. To nie mogło stanowić sensu życia. Nigdy nie powinno pokładać się aż tak wielkiej nadziei w drugim człowieku. Ludzie ranią. Niektórych relacji w pewnym momencie nie da się już odbudować.
Byłam jak bezpański pies, który musiał nauczyć się radzić sobie sam i przez całe życie udawać, tylko dlatego, że ludzie wokół czegoś oczekiwali.
Uśmiechy też potrafią być dobrą maską, często mogą zmylić nawet specjalistów, którzy stykają się z wieloma takimi przypadkami.
Dotknęłam palcami blizn na swoich nadgarstkach, na swoich rękach. Czułam wypukłości po ranach, które sama sobie zadałam. Rany, które pomagały mi żyć. Pokazywały, że dalej jestem człowiekiem, chociaż czasem sama w to nie wierzyłam.
Nikt nigdy nie mówił, że życie musi być proste. Nikt też nie wspominał, że każdy z nas musi być szczęśliwy. Każdy kolejny dzień jest dla nas wielką zagadką, ale to, co czeka nas „po”, jest jeszcze większą.
Czasem nic nie wychodzi zgodnie z naszymi planami i oczekiwaniami i czujemy się przez to beznadziejnie. Ale taki jest już świat. Trzeba się przyzwyczaić, że jak ma się miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę.
Miłość nigdy nie jest łatwa, ale sprawia, że warto o nią walczyć.
Naprawdę warto być szczęśliwym... nawet jeżeli trwa to tylko chwilę.
To emocje czynią nas ludźmi.
Bo miałam tylko jedno życie i nie mogłam go zmarnować.
- Wróciłem! I żyję! Chociaż uważam, że powietrze poza naszym domem jest dziwne...
Nie było jeszcze wszystkich zainteresowanych. Nie zjawiała się jeszcze nawet sama prowadząca, toteż bacznie rozglądałam się po smutnych twarzach zebranych osób. Cierpieli na to samo, co ja, a jednak każdy z nas chorował inaczej, każdy z nas czuł inaczej, myślał inaczej. Nie mieliśmy ze sobą jakiejś specjalnej więzi. Byliśmy dla siebie obcymi, którzy zostali zamknięci i uwięzieni w tej samej rzeczywistości.
W pokoju miałam wiele powieści. Każda z nich była moją prywatną przepustką do świata fantazji i wyobraźni, do jedynego świata, w którym czułam się bezpiecznie i spokojnie. Do jedynego miejsca, gdzie nie liczyło się to, kim jestem i co czuję. Tu nie istniało pojęcie życia i śmierci. Nie istniało pojęcie bólu i cierpienia. Na końcu każdej historii pojawiał się happy end.
Czasami chciałabym być wiatrem. Wolna, ulotna, niewidzialna. Wyzwolona, impulsywna, naiwna. Wiatr był siłą, niepowstrzymaną potęgą. Chciałam być jak on. Może wtedy moje życie inaczej by się potoczyło?
Lampiony napełniły się ciepłym powietrzem – podobnie jak te duże balony – i chciały lecieć w górę. Puściłyśmy je więc, a one poszybowały w niebo, znajdując się wysoko nad nami, jakby w drodze do gwiazd.
– Pomyśl sobie jakieś życzenie – powiedziała mi Karolina, zanim jeszcze je wypuściłyśmy.
– Pomyślę – odrzuciłam, ale nie zrobiłam tego. Wszystko, o czym mogłam marzyć, w obecnej chwili już miałam.
Bycie popularnym może oznaczać bycie samotnym. Łukasz okazał się tego świetnym przykładem.
Każdy dąży do szczęścia, ale kto tak naprawdę je złapie?
Nigdy nie wiadomo, jak wiele czasu każdy z nas ma jeszcze przed sobą. Kto powinien decydować o tym, kiedy to wszystko ma się skończyć? Przypadek? My sami? Czasu nie da się zatrzymać. Trzeba pamiętać o tym, że każda sekunda może być naszą ostatnią. Najwidoczniej większość osób tego nie rozumiała. Choroba otworzyła mi oczy, chociaż byłam jeszcze dzieckiem. Całkowicie zdjęła klapki z moich powiek. Już nigdy nie będę w stanie żyć tak, jak przedtem.
Kiedyś w końcu zrozumiesz, że mimo wszystko warto zaryzykować w imię miłości, chociaż miałaby ona trwać bardzo, bardzo krótko.
Depresja do dzisiaj sprawiała, że co jakiś czas miałam wahania nastroju i brak chęci do tego, żeby wstać z łóżka – nie widziałam sensu w swoim życiu. Nie miałam myśli samobójczych, leczyłam się już od tak dawna, że w mojej świadomości nic takiego się nie pojawiało. Ale poczucie braku sensu życia ciągle powracało, jak bumerang. Kiedyś wydawało mi się, że łatwiej byłoby nie żyć, niż znaleźć w swojej codzienności coś, co mogłoby mnie zmotywować do tego, abym codziennie rano otworzyła oczy.
Jesteś wyjątkowa, Ado. Nie pozwól sobie wmówić inaczej. Gdybym miał do wyboru nawet milion takich jak Anka, zawsze znalazłbym i wybrałbym ciebie. Coś we mnie wie, że jesteś słusznym wyborem. Nie znamy się długo, ale mam nadzieję, że kiedyś poznam cię lepiej niż samego siebie. Chcę odgadywać twoje myśli i słyszeć twój głos jako pierwszy, kiedy będę się budził, i jako ostatni, kiedy będę zasypiał.
Jestem silniejsza niż myślisz. Jestem silniejsza, niż się każdemu wydaje. Gdyby było inaczej, już dawno podcięłabym sobie żyły. Depresja w żaden sposób mnie nie definiuje, szczególnie że od dawna jest ze mną dużo lepiej. A ty potrafisz mnie oceniać tylko przez pryzmat choroby, co? Nawet nie wiesz, ile trzeba mieć siły, żeby prosić o pomoc i walczyć z czymś tak podstępnym jak choroba psychiczna.
Po paru krokach oparłam się jednak o chłodną ścianę i westchnęłam głośno. Przy pani Melanii mój mózg zaczął zmieniać się w papkę. I nie wiedziałam, czy jest jakiś sposób, żebym przestała czuć... to wszystko. Emocje i uczucia są głupie. Fajnie by było, gdybyśmy mogli nimi sterować. Zazwyczaj kończy się jednak tak, że oddajemy swoje serce niewłaściwej osobie i kończymy, cierpiąc w samotności.
Na początku roku obiecałam sobie, że się nie zakocham. Albo że przynajmniej zrobię to z pełną świadomością, że to mój wybór, że to dobry wybór. Miałam nadzieję, że niebawem dalej będę mogła powiedzieć, że nic do pani Gałęziowskiej nie czuję. Zresztą, nie mogę czuć. To byłaby totalnie chora sytuacja.
Moje serce było złamane wystarczająco dużo razy, żebym wiedziała, że zawsze można je odbudować.
Jestem samotnikiem – nie do końca z wyboru – i bycie strażakiem to moje powołanie. Nie umiałbym wybrać innej drogi, chyba nawet bym tego nie chciał. Za bardzo zależało mi na tym, aby pomagać ludziom. Do tego uwielbiałem, gdy podczas trudnych sytuacjach adrenalina krążyła w moich żyłach.
Prawda była taka, że historia każdego człowieka miała swoje dobre i złe momenty. Czasem te złe przeważały, jak w moim przypadku.
Dotknęłam palcami zimnej płyty nagrobka i załkałam cicho. „Nie powinnaś mnie opuszczać – pomyślałam. – Tak wiele jeszcze powinno być przed tobą. Kochałaś życie. Uwielbiałaś obserwować, jak przemija czas, jak zmieniają się ludzie. Chciałaś też, żebym stała się taka jak ty. Nigdy jednak nie będę tak dobra i szczęśliwa. Mogę być jednak równie martwa na zewnątrz, jak dotychczas byłam w środku”.
Wydawało mi się, że mogliśmy stać się dla siebie nie tylko powodem do niepokoju, ale także lekiem na całe zło.
Bo miłość jest przecież najbardziej szalonym uczuciem, które może zawładnąć człowiekiem. Nie ma od niego ucieczki. Głupotą jest więc sądzić, że nigdy nas nie dopadnie – zrobi to, wcześniej lub później. A wtedy będziesz błagać, żeby jak najdłużej z tobą pozostała.
Ale ona nie jest łaskawa.
Nigdy nie była. I nigdy nie będzie.
Usiadłam przy laptopie i włączyłam przeglądarkę internetową. Wpisałam hasło: „Jak być szczęśliwą?”. Wyskoczyła mi cała masa wyników. Kliknęłam pierwszy link. Wyświetliło mi się kilka podpunktów, które z uwagą przeczytałam. Zaczęłam się jednak śmiać. To nie była żadna recepta na szczęście. Nikt nie mówił, jak tego dokonać.
Jestem samotnikiem – nie do końca z wyboru – i bycie strażakiem to moje powołanie. Nie umiałbym wybrać innej drogi, chyba nawet bym tego nie chciał. Za bardzo zależało mi na tym, aby pomagać ludziom. Do tego uwielbiałem, gdy podczas trudnych sytuacjach adrenalina krążyła w moich żyłach.