System przyrody czyli prawa świata fizycznego i moralnego Paul-Henri D'Holbach 8,7
ocenił(a) na 102 lata temu Atak barona Holbacha na religię nie znajduje sobie równych spośród dzieł tego gatunku. Kwintesencja wolnej myśli splotła się tutaj z geniuszem krytycyzmu, a wszystko to dla chwały członków republique des lettres. Kto nie powinien sięgać po Holbacha? Z pewnością wszyscy ci, którzy za dobrą monetę biorą przekaz swego nauczyciela od religii. Nie tykać "Systemu przyrody" powinny również te osoby, dla których obcą jest myśl lotna, nie znajdująca żadnych barier konwenansu, a przy tym ujęta w karb żelaznej logiki. Zachwalać dzieło Barona można by na wiele sposobów. Najlepiej będzie jak oddamy mu samemu głos:
"Przyzwyczajenie opiera się najoczywistszym nawet dowodom, które są bezsilne wobec zakorzenionych namiętności i wad, wobec najbardziej naiwnych teorii, wobec najdziwniejszych obyczajów, a zwłaszcza wtedy, gdy łączy się z nimi ideę użyteczności, interesu publicznego lub dobra społecznego. To jest właśnie źródłem ślepego uporu, z jakim ludzie trwają zazwyczaj przy swoich religiach, starych zwyczajach i nierozsądnych obyczajach, przy niesłusznych prawach, przy nadużyciach, z których powodu bardzo często cierpią, oraz przy przesądach, których absurdalność uznają niekiedy nie chcąc jednak uwolnić się od nich." (t. I, s. 184);
"Gdyby władcy zużyli na oświecenie i uszczęśliwienie swoich państw jedną dziesiątą wydatków i trudów, które ponoszą na ogłupianie ich, oszukiwanie i gnębienie, to poddani ich staliby się niebawem równie mądrzy i bogaci, jak są obecnie ślepi i ubodzy." (t. I, s. 193);
"Gdyby konieczność nie zmuszała ludzi do odstępowania w praktyce od ich bezsensownych systemów, gdyby wbrew dogmatom religijnym potrzeby nie kierowały ich na drogę rozsądku, cały świat stałby się wkrótce rozległą pustynią zamieszkałą przez kilku osamotnionych dzikusów, którzy nawet rozmnażać się nie mieliby odwagi. Cóż to za pojęcia, o których z konieczności trzeba zapominać, aby umożliwić trwanie społeczności ludzkich." (t. I, s. 321-322);
"Teologia, nauka tak ważna i tak wychwalana, pożyteczna jest tylko dla ludzi żyjących na koszt innych lub uzurpujących sobie prawo do myślenia za tych wszystkich, którzy pracują. Ta czcza i zajmująca się chimerami nauka staje się w społeczeństwach cywilizowanych (które nie są jednak przez to bardziej oświecone) gałęzią handlu bardzo zyskowną dla księży, a wielce szkodliwą dla ich współobywateli, zwłaszcza gdy ci ostatni są tak nierozsądni, że chcą podzielać niezrozumiałe poglądy teologów." (t. II, s. 90);
"Gdyby Bóg istniał i gdyby był bytem rozumnym, sprawiedliwym i pełnym dobroci, a nie - dzikim, bezrozumnym i złośliwym, jakim lubi go przedstawiać religia to czegóż miałby się lękać cnotliwy ateista, gdyby sądząc w chwili śmierci, że zasypia na zawsze, znalazłby się przed obliczem Boga, którego za życia nie uznawał i zaniedbywał?" (t. II, s. 287-288);
Jednakże "System przyrody" nie jest wyłącznie klasycznym XVIII wiecznym "podręcznikiem" ateusza. Baron Holbach zaskakuje czytelnika wieloma refleksjami natury ogólnej - politycznej, społecznej, obyczajowej. Jak każdy szanujący się filozof napomyka coś niecoś również o cnocie. W jego ujęciu ma ona wymiar fatalistyczny. Jej ilustracją są następujące słowa:
"Przyznaję, że wskutek koniecznego następstwa błędów ludzkich, cnota rzadko pozwala zdobyć przedmioty, w których pospólstwo widzi swoje szczęście. Większość społeczeństw zbyt często rządzonych przez ludzi, z których ignorancja, pochlebstwa, przesądy, nadużycie władzy i bezkarność czynią wrogów cnoty, obdarza zazwyczaj szacunkiem i obsypuje dobrodziejstwami ludzi niegodziwych, wynagradza błahe, a nawet szkodliwe cechy charakteru, zasłudze zaś nie oddaje wcale należnej jej sprawiedliwości. Ale człowiek dobry nie ubiega się ani o nagrody, ani o poklask tak źle ukonstytuowanego społeczeństwa. Zadowalając się szczęściem zacisza domowego, nie usiłuje bynajmniej rozszerzyć swoich stosunków, które zwiększyłyby tylko grożące mu niebezpieczeństwa. Wie, że występne społeczeństwo to wir, w którym nie ma miejsca dla człowieka uczciwego, usuwa się więc z gościńca, na którym zostałby niewątpliwie zdeptany. Czyni tyle dobra, ile może we własnym zakresie, i pozostawia wolne pole niegodziwcom, którzy pragną wyjść na arenę; cierpi nad ciosami, jakie sobie zadają i cieszy się ze swojej przeciętności, która zapewnia mu bezpieczeństwo." (t. I, s. 361-362).