Dzień Niepodległości Dean Devlin 5,8
ocenił(a) na 86 lata temu Po sukcesie związanym z bardzo dobrze przyjętym filmem ,,Gwiezdne Wrota” z 1994r., Roland Emmerich dwa lata później : na podstawie scenariusza wychodzącego spod swego pióra i wynikającego ze współpracy z Dean’em Devlinem , wyreżyserował jedną z najbardziej ikonicznych kreacji w historii nie tylko popkultury sci-fi, ale i całej kinematografii. Dzięki niemu świat ujrzał ,,Dzień Niepodległości”, czyli - jak to się mówi - film z rozmachem i „jajem” oraz niebotycznymi jak na tamte czasy efektami specjalnymi okraszonymi gwiazdorską obsadą, spod której wybijał się humor i specyficzna luźno-dramatyczna rola Willa Smith’a. Opowiadający o inwazji na Ziemię, a potem celowym i jednoznacznym jej przejęciu przez Inteligentną, czującą rasę Obcych film, wywołał spore poruszenie wśród publiczności na całym świecie, a nie bez powodu, gdyż jego premiera miała miejsce na kilka lat przed wejściem ludzkości w nowe millenium, z którego powodu to, wynikały ogromne nadzieje, a sceptycy wręcz przeciwnie dawali się ponieść emocjom i przepowiadali rychłe nadejście końca egzystencji cywilizacyjnego dobytku Ziemi.
Lata 90’te w kwestii produkcji z gatunku science-fiction przeżywały prawdziwy boom, a dziwić się raczej temu nie można. Nowe Tysiąclecie, które stało przed nami otworem, momentalnie ukazało się jako symbol nowej ery, swoistego początku, który na nowo nakreśli ścieżkę postępu technologicznego lub wraz z wybiciem północy i nastaniem 1 stycznia 2001 roku spowoduje kolaps, powolną męczarnię oraz zagładę wszelkiego istnienia, kończącą się ostatecznym wymazaniem organicznego życia z egzystencji. Począwszy od wizji utopijnej przyszłości, przez mocno futurystyczne podejście a skończywszy na wyjałowionej post-apokaliptycznej Ziemi – filmy z ostatniej przed- milenijnej dekady w ten właśnie sposób pokazywały hollywoodzką wizję skrajnego przerażenia zmieszaną z uwielbieniem wobec nowych eonów lat, które z hukiem lub nie ,będą częścią kolejnych tysiąca lat dziejów i myśli rozwojowej ludzkości. Do takich dzieł, które jeszcze dodatkowo wymuszają od widza pytanie: ,,a co by było gdyby?...” należą: „Hardware” z 1990r.; „Terminator 2”z 1992r.; ,,Sędzia Dredd” i ,,12 Małp” z 1995r.; wspomniany wyżej „Dzień Niepodległości” z 1996r. oraz ,,Godzilla” z 1998r. Można by dodać jeszcze wiele innych klasycznych, hollywoodzkich fantastyczno-naukowych obrazów, które miały premierę pod koniec lat 90-tych, lecz wymieniłem te, które według mnie były najważniejsze i które nie tylko barwną oprawą graficzną i fabułą wciskały ,,popularnie” w fotel widza, ale zmuszały i intrygowały tym słynnym: „ A gdyby tak,… a co jeśli” .
No właśnie, zastanówmy się: a co by było gdyby tak rzeczywistość ukazana w kinowym hicie Emmericha z 1996r. nagle się sprawdziła ? Gdyby od dziesiątek lat, rasy Obcych infiltrowały Ziemię by w końcu któregoś dnia przepuścić ostateczny atak i zniewolić sobie całą,trzecią od Słońca życiodajną planetę? Na to pytanie odpowie nam nie tylko film ,,Dzień Niepodległości”, ale także jego książkowa adaptacja, którą w oparciu o scenopis i dodatkowe elementy wzbogacające linię fabularną wspólnie wydali Devlin, Emmerich oraz Molstad.
Do tej pory miałem czytelnicze szczęście i jakoś dobrze trafiałem w książki z cyklu ,, na podstawie filmu”, cyklu będącego swego rodzaju wyzwaniem , którego się podjąłem, gdyż chciałem doświadczyć różnic i porównań między książkową a kinową wersją tego samego tworu, odbyć projekcję , prawdziwą ucztę własnego „ja” ,nie siedząc przed ekranem telewizora lecz poprzez własne zmysły, dać się ponieść wyobraźni i przeżyć kilku-godzinną ucztę dla szarych komórek mózgu. Czytając daną powieść i dokładnie realizując w umyśle będący rozszerzeniem filmu jej obraz, można poczuć się jak w kinie, w którym to my puszczamy sobie film i jednocześnie jesteśmy jego widzami oraz skonfrontować prawdziwe umiejętności pisarskie reżyserów i scenarzystów, sprawdzić czy powieść nie jest tylko skopiowaniem i dodaniem kilku słów do zarysu fabularnego.
Tak jak film dzieło beletrystyczne ,,Dzień Niepodległości” zaczyna się naprawdę z solidnym przytupem. Nie mija nawet kilka minut ,a już potężne czasze skupiające anten i odbiorników S.E.T.I. zaczynają odbierać tajemniczy sygnał, w niczym nie przypominający zwykłego kosmicznego szumu - pozostałości po Wielkim Wybuchu: eksplozji, która wraz z późniejszą inflacją dała początek wszelkiemu życiu we Wszechświecie. Po tym jak owe anteny odebrały ,,Inteligentną” układającą się we wzór wiadomość, tego co później wynikło z jej zrozumianego przez naukowców przekazu, specjalnie domyślać się nie trzeba. I tak, generał Grey dowiaduje się, iż zza księżyca ku Ziemi pędzi olbrzymi galaktyczny moloch, eliptyczny dyskowy twór, statek o średnicy ponad 500km i prawdopodobnej masie ¼ masy naszego naturalnej satelity. Jest to tzw. krążownik matka, którego w kulturze science-fiction przedstawia się jako głównodowodząca jednostka, na której czele staje jakiś wyżej rozwinięty lub będący podniosłą rangą oficer. To od takiego gargantuicznego mechanizmu zazwyczaj wychodzą najważniejsze rozkazy, a sama ,,matka” jest również ,,wadą i przywarą” Obcych, gdyż jej unicestwienie często raz na zawsze rozwiązuje kwestię inwazji Istot pozaziemskich.
Paryż, Tokio, Pekin , Berlin, w końcu największe metropolie świata. Ponad dwudziesto-kilometrowej średnicy kołowe mechanizmy, które unoszą się bezszelestnie na nieboskłonie i początkowo odbierane są przez ludzi jako fenomen atmosferyczny, jak śmiercionośny wirus momentalnie zalewają cały glob ziemi. Do ,,Dnia Niepodległości”, który przez Amerykanów uznawany jest jako powód do domy i poczucia patriotycznego obowiązku zostało niecałe dwa dni, a być może już teraz egzystencja cywilizacyjnego dorobku ludzkości staje pod znakiem zapytania. Począwszy od prezydenta USA Thomasa Whitmore’a, a skończywszy na naukowych osobistościach i specjalistach z kryptografii i fizyki jądrowej, nikt nie wie jak powstrzymać ,,to coś”, które przywędrowało ,,nie wiadomo skąd”, z przestrzeni kosmicznej , i które „ nie wiadomo co” zamierza zrobić z ,,ludzkim robactwem”. Na pomoc rusza David Levinson, który według swego ojca, marnował tylko talent pracując jako inżynier w jakiejś zwykłej telewizji kablowej. Nieśmiały i irytujący technik odczytuje sygnał, który następnie można wyizolować i zakłócić komunikację między statkami ,,Obcych” . Z górki dopiero jest wtedy gdy szef CIA Albert Nimziki wyjawia prezydentowi Whitmore’owi całą prawdę o strefie 51, w której jak się okazało rzeczywiście prowadzi się „nielegalne” badania na pozaziemskich przybyszach i ich sekretnej technologii. Pod skalistą powierzchnią, głęboko pod ziemią dr Okun prezentuje wszystkim zebranym mały ,,oblatywacz” Obcych. To dzięki temu mikro-krążownikowi, Davidowi udaje się odkryć, że pole siłowe chroniące ,,Niszczyciele” kosmicznych najeźdźców ,da się usunąć. Wystarczy tylko wgrać wirusa do głównego systemu operacyjnego, umieszczonego w jednym z bezładnie wiszących nad ziemią molochów. Dzięki odwadze tak zwyczajnych osób jak: Russell Casse czy kpt. Steven Hiller udaje się wgrać złośliwe oprogramowanie do tych gargantuicznych statków, znieść fluktuującą i osłaniającą je sferyczną powierzchnię i zapobiec dalszej Inwazji. Jest 4 lipca a my zwyciężyliśmy. Cały świat, nie tylko USA, obchodzi teraz swoje święto.
Mimo, iż darzę szacunkiem ,,książki na podstawie filmu”, to po przeczytaniu literackiej wersji ,,Dnia Niepodległości” czuję lekki niedosyt, jakby coś usilnie dodano albo pominięto. Kto wie, czy przybysze z Kosmosu, kiedy zjawiliby się w taki sposób jaki zaprezentowano w tym dziele, to czy zakładając, że stoją na dużo wyższym rozwoju cywilizacyjnym niż Ziemianie nie będą się rządzić prawem walki o byt? Czy zetknięcie się z tak technologicznie zaawansowanymi Istotami nie będzie naszym końcem, końcem słabych i wątłych ludzi?