Młodzieżówka, że tak powiem. O czym jest nie będę pisać. Jest w opisie, więc wystarczy przeczytać.
Fajnie się obserwowało jak Jackson zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że kocha Holly. I że to nie jest tylko młodzieńcze zauroczenie, lecz prawdziwa miłość.
I uważam, że to co zrobił na końcu, to było jedyne słuszne wyjście. Tylko tak mógł zapewnić jej ( a może też i innym ) bezpieczeństwo.
Z tego co zrozumiałam są jeszcze dwie części, ale niestety w oryginale wyszły one już dość dawno i skoro w Polsce do tej pory ich nie ma to chyba raczej nie doczekamy się polskiego wydania…
Jeśli ktoś zna angielski to pewnie i tak już przeczytał… ja niestety… obejdę się smakiem.
Opowieści o podróżach w czasie bywają bardzo zdradzieckie. Te wszystkie pułapki, które czekają na autora, te związki przyczynowo-skutkowe, rozłożone na rożne plany czasowe, które tak łatwo mogą się wymknąć spod kontroli...
Julie Cross postanowiła zabezpieczyć się przed wpadkami, odbierając bohaterowi możliwość "namieszania" w teraźniejszości poprzez zmiany przeszłych wydarzeń. Powrót z każdej wycieczki w przeszłość kończy się wygodnym resetem, żeby czytelnik nie zachodził w głowę, co się właściwie wydarzyło. Tylko że w pewnym momencie w książce jednak robi się bałagan, a autorka w jednym z kulminacyjnych momentów (spektakularna scena na dachu) zapomina, jak dotąd wyglądały podróże bohatera i serwuje nam bardzo dorodną nieścisłość :)
Głupiutka historyjka, ale czyta się szybko i lekko. I później równie lekko się zapomina.