Urodził się w Neuilly-sur-Seine w zamożnej rodzinie mieszczańskiej. Jego matka, Christine de Chasteigner, tłumaczy romanse, natomiast ojciec, Jean-Michel Beigbeder, pracuje w firmie zajmującej się doradztwem personalnym. Po ukończeniu studiów w renomowanej Wyższej Szkole Nauk Politycznych młody Frédéric interesował się wieloma dziedzinami – pisał książki, prowadził kroniki literackie i towarzyskie, przede wszystkim jednak poświęcił się reklamie. Po dziesięciu latach jednak się z nią rozstał (opowiada o tym sławna powieść 29,99) i oddał się głównie literaturze: tworzy programy radiowe i telewizyjne, pisze recenzje (m.in. do „Le Figaro Littérraire”, „Voici”, „Lire”),w latach 2003-2006 był wydawcą w jednym z największych francuskich wydawnictw, Flammarion. Rozwiedziony, ma córkę Chloé. Zadebiutował mając 25 lat powieścią Mẻmoires d’un jeune homme dẻrangẻ (1990). Jej wątki kontynuował w powieściach Vacanses dans le coma (1994) i L’amour dure trois ans (1997). Stworzył w ten sposób narcystyczno-ironiczną trylogię, w której nakreślił portret pokolenia swoich rówieśników. Międzynarodowy rozgłos zyskał powieściami: 99 francs (2000; wyd. polskie 29,99 , Noir sur Blanc 2001) i Windows on the World (2003; wyd. polskie Noir sur Blanc 2004). Oprócz przekładów na obce języki – pierwsza z nich w 2007 r. została przeniesiona na ekran. Ponadto opublikował: Nouvelles sous ecstazy (1999),L’ẻgoiste romanitque (2005),Au secours pardon (2007) oraz Francuską powieść (2009). W 1994 r. stworzył Prix de Flore od nazwy sławnej paryskiej kawiarni na Saint-Germain–des-Prés. Co roku młody francuski autor, którego talent jury uzna za obiecujący, otrzymuje nagrodę w postaci 6000 euro i codziennie (przez rok) kieliszka Pouilly-fuissé we wspomnianej kawiarni. Wśród laureatów Prix de Flore znaleźli się m.in. Vincent Ravalec, Jacques A. Bertrand, Michel Houellebecq, Virginie Despentes, Amélie Nothomb, Nicolas Rey, Christophe Donner, Grégoire Bouiller. Sam również był nagradzany: Prix Interallié w 2003 za Windows on the World oraz Prix Renaudot w 2009 r. za Francuską powieść. Beigbeder jest osobowością bardzo kontrowersyjną i pełną sprzeczności. Zakochany w sobie dandys, który jednocześnie nie waha się obnażać w swoich autofikcjach. Oskarża system polityczny, gospodarczy, wszechwładną reklamę, a zarazem przez 10 lat pozostaje ściśle z nimi związany. Krytykuje społeczeństwo rządzone przez pieniądz, a sam jednocześnie czerpał niemałe zyski jako członek rady nadzorczej spółki giełdowej należącej do jego brata, Charlesa. W czasie wyborów prezydenckich w 2002 r. ten zamożny mieszczanin z Neuilly był doradcą kandydata komunistów, Roberta Hue. Te kontrowersje i sprzeczności Beigbedera mogą śmieszyć, oburzać, ale nie pozwalają przejść obok jego książek obojętnie. Pokazują bowiem jednocześnie hipokryzję i zagubienie współczesnego człowieka.http://www.beigbeder.net/fr
Żarty na bok, moje panie. Czy pomyślałyście kiedyś,że wszyscy ludzie, których widzicie, wszystkie te dupki, które was mijają w tych brykach,...
Żarty na bok, moje panie. Czy pomyślałyście kiedyś,że wszyscy ludzie, których widzicie, wszystkie te dupki, które was mijają w tych brykach, wszystkie te osoby, absolutnie wszystkie, bez wyjątku, umrą? Ten tam za kierownicą swojego audi quatro? I ta podekscytowana czterdziestka, która właśnie nas mija swoim austinem mini? I wszyscy mieszkańcy tych bloków, ukrywający się nieskutecznie wygłuszającymi ekranami> Czy chociaż wyobraziłyście sobie te stosy trupów? Od początku istnienia planety zamieszkiwało ją 80 miliardów istot ludzkich. Zakodujcie to sobie. Stąpamy po 80 miliardach trupów. Czy zdajecie sobie sprawę, że wszyscy ci, z wyrokiem w zawieszeniu, tworzą gigantyczne przyszłe cmentarzysko, przyszły skład cuchnących ciał? Życie jest ludobójstwem.
Zastąpienie książki papierowej lekturą tekstu z ekranu da początek innym formom wypowiedzi. Będą one być może interesujące (interaktywność, ...
Zastąpienie książki papierowej lekturą tekstu z ekranu da początek innym formom wypowiedzi. Będą one być może interesujące (interaktywność, hipertekst, tło dźwiękowe lub muzyczne, ilustracje w technice 3D, przkaźniki wideo...),ale to już nie będzie powieść w tym znaczeniu, w jakim rozumiemy ją my, marudni czytelnicy, staromodni histerycy, nidzisiejsi bibliofile.
Frederic Beigbeder staje w obronie książki papierowej. W świecie, gdzie królują już e-booki, audiobooki i formaty tekstowe ściągane z Internetu, zastanawia się czy klasyczna forma książki jeszcze ma szanse na przetrwanie. W tym eseju wymienia sto najważniejszych dla siebie tytułów i autorów, których jego zdaniem trzeba przeczytać, zanim staną się tylko swoimi cyfrowymi plikami. Robi to w swoim stylu, z humorem i czasem trudną do zrozumienia kolejnością(zaczynamy od numeru 100 w kolejności malejącej)ale jak zawsze błyskotliwie i co ważne zwięźle, przez co Pierwszy bilans po apokalipsie czyta się bardzo szybko i z przyjemnością. Nie do końca da się wymienić klucz, według którego ten spis ułożył największy enfant terrible współczesnej literatury(nie tylko francuskiej). Część dzieł i pisarzy tu wymienionych nie była nigdy wydana i tłumaczona na język polski, co budzi żal i chęć ich przeczytania, w taki atrakcyjny i interesujący sposób przedstawia ich autor. W efekcie powstał niesamowity miszmasz, gdzie Bułhakow i Hemingway sąsiadują z kompletnymi dla nas no name'ami, choć jak możemy się przekonać, bardzo zasłużonymi dla sztuki i literatury. Jest to swoisty przewodnik po zaskakującej i niepokornej literaturze, który warto poznać. Przyznam z dużą chęcią rację Beigbederowi. Sam czytam tylko klasyczną formę książki, w ulubionym fotelu i kawą z papierosem, jako przerywnikami między rozdziałami. Lubię zapach farby drukarskiej i szelest przewracanych stron, a także zakreślanie cytatów ołówkiem, czego oczywiście nie da się zrobić na czytniku czy innej nowocześniejszej formie druku. Pierwszy bilans... to jest książka o książkach. Dowcipna, erudycyjna, która równie dobrze mogłaby się ukazać przed apokalipsą, którą już odczuliśmy. Polecam!!!
„Oona i Salinger” rozpoczyna się fragmentem, na który natrafiłam w wydanej w tym roku książce Znaku „Kobiety Capotego. Śniadanie u Tiffany'ego, mroczne sekrety i zdrada w świecie glamour”. Nie przez przypadek pojawiła się u mnie ostatnio, wspomniana wyżej, książka samego Trumana. Pisałam wtedy, że po publikacji „Śniadania u Tiffany'ego” wiele kobiet rościło sobie prawa do wizerunku głównej bohaterki, Holly Golightly. Tak naprawdę nikt nie miał pewności, kogo dokładnie opisał Truman, ale jedno jest pewno, wzorca nie szukał daleko.
Beigbeder na początku swojej opowieści zaprasza czytelnika do kultowego Stork Clubu, gdzie pośród takich piękności jak Gloria Vanderbilt, Carol Marcus i Oona O'Neill, bryluje niczym nieskrępowany Truman Capote, dla którego ta bajecznie bogata trójka it girl jest swoistym biletem wstępu, który otwiera każde nowojorskie drzwi. Uroda O'Neill jest jak powiew świeżości, który porusza zmysły niemal każdego mężczyzny. To właśnie w tym klubie po raz pierwszy spotyka ją Jerry Salinger i przez jedno mgnienie wieczności udaje się im przeżyć niezwykłe zauroczenie, które w późniejszym okresie życia pisarza będzie światłem w dolinie ciemności, a jeszcze potem czymś, co ciąży jak kamień, jak to dzieje się z niespełnionymi marzeniami, które do końca życia wywołują jedynie żal.
Książka Beigbedera z jednej strony jest niezwykle ciekawa, ponieważ doskonale pokazuje kontrast pomiędzy wolną jeszcze Ameryką a krwawiącą już Europą, z drugiej zaś strony jest przejmująco smutna. Złota, amerykańska młodzież pozostawiona sama sobie, zbyt wcześnie dorosła, pozbawiona szczęśliwego dzieciństwa wprost rezonuje smutkiem, którego skalę powiększa część dotycząca Salingera. Jego wojenne historie gniotą sumienia nawet tym, którzy z pozoru są twardzi jak skała. W tym wszystkim jest jeszcze miejsce na dużo smaczków i ciekawostek z epoki, umiejętnie wplecionych przez autora. Tu uprzedzam, nie dajcie się zmanipulować początkiem, do wywodów Beigbedera na swój temat lepiej nie przywiązywać wagi. Reszta warta uwagi :)
IG @angelkubrick