Przez Urianchaj i Mongolię. Wspomnienia z lat 1920-1921 Kamil Giżycki 7,1
![Przez Urianchaj i Mongolię. Wspomnienia z lat 1920-1921](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/77000/77184/352x500.jpg)
ocenił(a) na 83 lata temu Doskonała lektura, warto ją przeczytać z wielu względów. Autor był bystrym obserwatorem, doskonale oddaje to co widział. Opisy przyrody, ludzi z którymi się zetknął, niezliczone przygody jakie przeżył w drodze do wytęsknionej ojczyzny, wszystko to warte jest naszej uwagi. Bardzo podoba mi się styl autora, o ile poległem na Ossendowskim, który jakoś mi nie przypasował (być może to także efekt ebooka),ledwie przebrnąłem przez „matematycznego” Goetla, o tyle tutaj czytanie zajęło zaledwie „chwilę”. Nie ukrywam, że do lektury zachęciła mnie znajomość autora z baronem Romanem Ungernem-Sternbergiem. To też jest jeden z powodów dla którego warto przeczytać tą książkę. Całość podróży i przeżyć Kamila Giżyckiego obrazuje sytuację w Azji Środkowej „na moment” przed zajęciem jej przez bolszewików. Lektura pośrednio daje odpowiedź, dzięki czemu odnieśli sukces. Otóż od momentu kiedy Dywizja Syberyjska - w której służył autor - została zlikwidowana na skutek porozumienia Korpusu Czechosłowackiego z bolszewikami, praktycznie przez całą jego podróż nie udało mi się zidentyfikować żadnej zwartej organizacji/administracji/tworu państwowego, który byłby w stanie przeciwstawić się bolszewikom. Odnieśli sukces bo działali wspólnie, stosując absolutnie wszelkie metody od przekupstwa po zwykłe zbrodnie. Symptomatyczne jest to, że spotykani po drodze Rosjanie nazwijmy ich „poddanymi cara”, postępowali w bardzo różny sposób, dzisiaj powiedzielibyśmy, że nie stanowili monolitu i chyba jednak lekceważyli bolszewików lub uważali, ze ich to nie dotyczy. Dlatego przegrali, kogo nie udało się pokonać, został przekupiony, a na koniec znakomita większość przeciwników (i nowych zwolenników) została i tak wymordowana.
Między bajki można włożyć opowieść o potędze barona Ungerna, jego oddziały stanowiły pewną siłę i to wszystko, bez zaplecza, bez regularnego dopływu świeżych rezerw, faktycznie były „małą wysepką”, która prędzej czy później padnie. Nawet sam baron to przewidział, nie można odmówić mu pewnej dozy pragmatyzmu i w miarę trzeźwego osądu ówczesnej rzeczywistości. Autor stał na czele „oddziału chemicznego” w jego dywizji, z samego przebiegu i opisu walk nie wynika, aby Ungern zasłużył sobie na przydomek „krwawego barona”, nie mam wątpliwości, że w całej masie innych ówczesnych dowodzących w swym okrucieństwie nie wyróżniał się niczym szczególnym.
I tu dochodzimy do kilku istotnych detali, pierwszy to konkluzja autora dotycząca propagandy bolszewickiej, trzeba przyznać bardzo trafna (vide cytat),symptomatyczne jest to, że jakoś taka spora część ówczesnych twórców/autorów/pisarzy/obserwatorów życia politycznego nie dała się „przerobić" na bolszewicką propagandę i wyjątkowo zgrabnie potrafiła ją wychwycić i ocenić, nikt inny tylko ta propaganda wykreowała „krwawego barona”. Autor obala również inny mit związany z baronem, a mianowicie jego legendarnym skarbem. Jasno i konkretnie opisuje przeprawę przez rzekę Selengę i straty jakie poniosła jego dywizja i on sam. Giżycki stracił praktycznie wszystko co cenne, wymienia również „koszt” przeprawy wystawiony przez wzburzoną rzekę całej dywizji (2 miliony rubli w złocie i stado koni !).
Moim zdaniem legendarny skarb można włożyć między bajki, to czego nie zabrała rzeka zgarnęli zapewne „czerwoni” po rozbiciu oddziałów barona. Warto dodać, że mit skarbu przewija się także przy okazji śmierci Ferdynanda Ossendowskiego znanego pisarza, który również był na służbie u barona Romana Ungern-Sternberga, a nawet stał na czele jego wywiadu. Pisarz zmarł dosłownie kilka dni przed wkroczeniem Sowietów, którzy kazali rozkopać jego grób w Milanówku, aby sprawdzić czy to aby na pewno on. Hipotezy tych poszukiwań są różne m.in. szukanie wskazówek na temat legendarnego skarbu. Obstawiam, że przede wszystkim szukano samego pisarza, który zapewne zostałby zamęczony za napisanie „Lenina” inną ewentualnością jest jego wiedza wywiadowcza, czego faktycznie szukano mogliby powiedzieć Rosjanie, ale tego nie zrobią …
Biorąc pod uwagę całość działań dywizji barona odnoszę nieodparte wrażenie, że torując sobie drogę przez Azję niejako przygotowała grunt dla bolszewików, oczywiście wyłącznie w sensie militarno – wojskowym, wprawdzie jak wspomniałem wcześniej poza bolszewikami nie było znaczących zwartych sił, ale jednak mieszanka kultur w terenie sprawiła, że dywizja azjatycka przełamywała miejscami opór przede wszystkim Sojotów i Chińczyków, co moim zdaniem jednak ułatwiło potem zadania bolszewikom. Ponadto zaniedbano ważny aspekt jakim jest informacja. Usłyszę zapewne, człowieku … ?, gdzie w tamtych czasach, w tych warunkach, w tej sytuacji tworzyć referat prasowy. Bolszewicy bardzo o to dbali i wg mnie miało to niemały udział w ich ostatecznym sukcesie.
Autor był bardzo bystrym obserwatorem, zwrócił uwagę na wyposażenie oddziałów bolszewickich w nowoczesne karabiny angielskie z datą produkcji z 1920 roku …
Reasumując jest to bardzo dobra lektura, zdecydowanie najlepsza z tych które czytałem, a która opisuje odyseje Polaków zmierzających do ojczyzny z krańców walącej się w gruzy carskiej Rosji. Przewrotnie napisze o tym na koniec, ale jeszcze jeden plus to wstęp do książki - krótko zwięźle i na temat, a zdarzyły mi się lektury, gdzie samo „przebicie” się przez wstęp osłabiło moje zainteresowanie lub całkowicie je wyeliminowało.
Godna polecenia.