Czeski pisarz, dramaturg, reżyser filmowy i scenarzysta, z zawodu lekarz. Urodzony we wsi Háj koło Opawy (Śląsk Czeski) w inteligenckiej rodzinie protestancko-katolickiej. Za młodu miał kłopoty z nauką, z trudem poddając się rygorom programu szkolnego i dyscypliny. Krótkotrwale skłaniał się ku karierze artystycznej, zafascynowany malarstwem. Początkowo studiował prawo, po ciężkiej chorobie matki podjął studia medyczne. Po ukończeniu fakultetu pracował jako lekarz w Zbrasławiu. Od roku 1919 publikował w czasopismach „Červen”, „Kmet”, „Host” i „Panorama”. Był recenzentem teatralnym w dzienniku „České slovo” (1919-20),a później „Československá samostatnost” (1924). Od r. 1920 członek i pierwszy przewodniczący ugrupowania „Devětsil” m.in. propagującego specyficznie czeski kierunek literacki – poetyzm. Był także przewodniczącym zrzeszenia filmowców czeskich.
W latach 1921–1929 należał do Czechosłowackiej Partii Komunistycznej, z której wystąpił po narzuceniu jej stalinowskiego kierownictwa Klementa Gottwalda. Związany nadal z lewicą, podczas okupacji prowadził (od jesieni 1939) literacką sekcję nielegalnej organizacji konspiracyjnej „Výbor inteligence” podlegającej komunistom. Aresztowany przez gestapo w maju 1942 i torturowany, został rozstrzelany na strzelnicy w praskich Kobylisach podczas tzw. heydrichiady (terrorystycznej akcji odwetowej Niemców po zamachu na R. Heydricha – protektora Czech i Moraw).
Pośmiertnie nagrodzony tytułem „twórcy narodowego” (1946) oraz odznaczony Orderem Lwa Białego „Za zwycięstwo” i czechosłowackim Krzyżem Walecznych 1939, a w r. 1992 – Orderem T. Masaryka I klasy. Upamiętniony pomnikiem w rodzinnej miejscowości i przyznaniem honorowego obywatelstwa gminy (1995).
Początkowo pozostawał pod wpływem ekspresjonizmu. Z witalizmem łączył skłonność do groteski. Awangardowy stosunek do rzeczywistości wyrażał jednak najbardziej przez eksperymentatorstwo formalne. Ustawicznie poszukiwał nowych środków wyrazu, czego efektem jest specyficzny, niezwykle bogaty język (zarówno leksyka, jak i składnia) jego utworów, sprawiający istotną trudność w przekładach. Mimo to, twórczość jego przetłumaczono na kilkanaście języków obcych – poza najważniejszymi językami zachodnimi i rosyjskim, także m.in. na włoski, duński, bułgarski, estoński i litewski. Poszukując nowych dróg sztuki, sięgał również do filmu – pisał scenariusze i sam reżyserował.
...nie sądziłem, że w tych odległych stronach zetknę się z tak postępową elitą.Dotychczas moja publiczność wyrażał mi uznanie w sposób nader...
...nie sądziłem, że w tych odległych stronach zetknę się z tak postępową elitą.Dotychczas moja publiczność wyrażał mi uznanie w sposób nader toporny, obsypując mnie rzeczami niejadalnymi.
Razem z Brandysem polecono mi Vančurę i jest to kolejny strzał w dziesiątkę. Wcześniej o nim nie słyszałem i teraz doskonale rozumiem, dlaczego – nie bardzo wyobrażam sobie proces przekładania tej prozy. Na szczęście w Polsce kilka podobnych prób podjęto, choć dawno temu – może dziś mamy mniej odwagi.
Czeski pisarz zasłynął tym, że próbował tchnąć nowe życie w stare formy – w tym wypadku w powiastkę oświeceniową i powieść łotrzykowską. Bez trudu dowodzi swej językowej maestrii, opartej tu z jednej strony o tradycję ludową, z drugiej zaś o wysmakowane archaizmy. Cóż za przednie wyzwiska tu padają, godne zanotowania i rażenia nimi z zaskoczenia niecnych adwersarzy!
„Koniec starych czasów” mocno osadzony jest również w literackiej tradycji. Powieść poprzedza znakomity wstęp pióra Jacka Balucha, który umieszcza Vančurę w szerokim kontekście – przede wszystkim widzi w nim kontynuatora „karczemnego humanizmu” Rabalais’go, między inspiratorów autora licząc również France’a i Rollanda.
Sama postać księcia Megalrogowa niesie pokrewieństwo z szerokim wachlarzem bohaterów ze spuścizny wieków, ze szczególnym wskazaniem na literaturę naszego wielkiego wschodniego sąsiada. Vančura znakomicie uchwycił rosyjską duszę wraz z jej zewnętrznymi manifestacjami, zamaszysty ukłon składając przede wszystkim Gogolowi.
Schemat powieści pikarejskiej również został tu odświeżony i przekręcony – oto bowiem łotr niespełniony opowiada o łotrze spełnionym. Przy narratorze warto się zresztą na chwilę zatrzymać, bo postać to szczególna i budząca mieszane uczucia swą starannie wyważoną mieszaniną inicjatywy i tchórzostwa, chłopskiego rozumu i maskowanej pseudouczonością durnoty. Bernard Spera zapadł mi w pamięć i trzeba żałować, że w dziedzictwie światowej literatury lokuje się w szerokim obszarze niepamięci.
Tym swobodnym igraniem z rozmaitymi źródłami, a także swą niedościgłą lekkością, przywodzi mi Vančura na myśl znamienitego i znacznie młodszego kolegę po piórze, Italo Calvino. Czeski pisarz, wierny tym razem narodowej i szerszej niż piśmiennicza tradycji, mocniej akcentuje jednak elementy humorystyczne, obficie szafując dowcipem rubasznym i przewrotnym.
Oznaczając koniec starych czasów, który przyniosły wydarzenia drugiej dekady dwudziestego wieku, ani śnił Vančura o mającym wkrótce nadejść końcu jeszcze gwałtowniejszym, w jego przypadku tożsamym zresztą z końcem osobistym, jako że czeskiego pisarza rozstrzelali hitlerowcy w ramach reperkusji za zamach na protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha.
Mimo tej przedwczesnej śmierci, zdołał napisać sporo, a „Koniec starych czasów”, jako powieść szczególną, bezwzględnie warto czytać również dlatego, że gdy kłamca snuje opowieść o kłamcy, musi się między te strony zaplątać i trochę prawdy.
Vladislav Vančura to pisarz odrębny. Jego proza nosi znak jakości i wyróżnia się przede wszystkim stylem, a żadna powieść nie jest podobna do drugiej. „Trzy rzeki”, epickie ujęcie zbiorowych doświadczeń początku XX wieku, odznaczają się przede wszystkim lżejszą odmianą naturalizmu i swoistą epizodycznością akcji, skaczącej swobodnie ku coraz to nowym momentom węzłowym artystycznej kompozycji powieści.
Na tle chwiejnej rzeczywistości czasu rewolucji rysuje Vančura losy jednostek reprezentujących różne środowiska. Staje się przy tym rzecznikiem uciśnionych, po których bezlitośnie jeździ walec historii.
Pojawiają się tu elementy konstrukcyjne sprytnie podebrane z form literackich nieskrępowanych wymogiem realizmu; te wszystkie sztuczki nie przesłonią jednak faktu, iż opowiadające o zupełnie mi obcych doświadczeniach „Trzy rzeki” nie wyzwoliły we mnie emocjonalnego zaangażowania, pozostawiając mnie obojętnym, choć nie znudzonym.