Otwarte drzwi Anders Bodelsen 6,1
ocenił(a) na 79 lata temu Z końcem czerwca kilkanaścioro młodych ludzi wyjeżdża do Szwecji, żeby obejrzeć całkowite zaćmienie Słońca. Inicjatorem wyprawy jest najmłodszy z nich, astronom-amator imieniem Allan. W ciągu trzydniowego pobytu znika jedna z uczestniczek – dziewczyna o imieniu Frida. Brak śladów, brak ciała, brak wyjaśnień. Mijają 42 lata i sprawa odżywa… Dostajesz list od Allana, i ja dostałem. I Ty też.
To kryminał – od początku mamy zagadkę do rozwikłania. Co z ta Fridą; żyje- uciekła, nie żyje – nie uciekła? Wszystko jest możliwe. Bardzo ciekawa kompozycja, gdyż składa się z listów Allana oraz jego dawnych znajomych (ale nie tylko z listów). Zostały ułożone w przemyślany sposób - każdy kolejny wnosi jakąś informację potrzebną do rozwikłania zagadki.
Kim jest osoba, która się nie podpisała? Czy aby na pewno wiemy, kto to zrobił? Czy aby na pewno wiemy, kto był głównym bohaterem?
Piszący te listy starają się oddać to, jaka była Frida. Dostajemy jej portret psychologiczny. To na pewno. Ale ja tu widzę, że mam przed sobą dziesięć innych, równie pełnych portretów psychologicznych. Taką małą galerię, co mnie bardzo cieszy. Bo książka jak stroni od krwi, brutalności, szybkiego tempa tak nie stroni od zaglądania ludziom w ich umysły. Poznajemy nie tylko Fridę, poznajemy wszystkich.
Te listy to gratka dla miłośników psychologii i zagadek detektywistycznych. Dla tych lubiących analizować każde zdanie, szukających wskazówek, zaprogramowanych na detale. Jeśli ktoś liczy na wartką akcję, opisy zbrodni i nie wie już, czym jest list - niech sobie da spokój.
Wiele rzeczy mimo tego, że jeśli kogoś zainteresowała forma i treść książki, i wnikliwie czytał, jednak umyka, o czym możemy się przekonać pod koniec, składając pojedyncze puzzle w całość. Czytając kolejne listy, zastanawiałem się do czego to doprowadzi. W jaki sposób autor zakończy książkę? Czy kolejnym listem? Czy przyznaniem się do winy? Musiałem dwa razy przeczytać końcówkę. Coś mi się nie zgadzało. Ale chyba już wiem, jak to było. I cale szczęście. Choć jakiś dziwny niepokój pozostaje.
Mnie „Otwarte drzwi” zaciekawiły od początku. Najpierw poprzez epistolarną formę a później poprzez treść. Może to przez tę oryginalną, lekką formę, przez profile psychologiczne, przez niedopowiedzenia, przez różnorodność bohaterów, przez niektóre naprawdę wciągające, niebanalne listy (jak ten od Caroli)? ORZEŁ czy RESZKA? Oceńcie sami!
Więcej na:
http://dobrakomplementarne.blogspot.com/