Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant6
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński45
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać426
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Zbigniew Prostak
8
6,0/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Urodzony: 21.11.1930
Urodzony w Przemyślu w 1930 roku uczęszczał do Oficerskiej Szkoły Wojsk Inżynierskich. Wydał około 30 opowiadań oraz dwie powieści. Jego utwory dotyczą przeważnie fantastyki naukowej.
6,0/10średnia ocena książek autora
244 przeczytało książki autora
268 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Miesięcznik Fantastyka, nr 53 (2/1987)
Cykl: Fantastyka (tom 53)
5,9 z 7 ocen
12 czytelników 0 opinii
1987
Najnowsze opinie o książkach autora
Planeta zielonych widm Zbigniew Prostak
5,8
Autor „Planety zielonych widm” popełnił przynajmniej dwa błędy, które momentalnie wpychają jego powieść w jałowe obszary konwencji. Przed pierwszym z nich przestrzegał Stanisław Lem, który zalecał natychmiast przerwać lekturę, gdy trafimy na bohaterów legitymizującymi się krótkimi, jedno lub dwusylabowymi nazwiskami. Prostak (to nazwisko autora, nie inwektywa) chrzci swoje postacie następująco: Dar, Kir, Mir, Nils, Tor…
Drugi błąd to męczące na dłuższą metę przywiązanie fabuły do jednego głównego wątku, eliminacja wątków pobocznych, brak głębi fabularnej. Czytamy tak naprawdę jedno obszerne opowiadanie rozpisane na niemal 200 stron.
Błąd bonusowy – poczucie humoru autora, który w stresującej sytuacji każe jednemu z bohaterów wygłosić suchy żart stulecia: „Mnie oprócz smoczka nic nie uspokoi.” Boki zrywać… Dodajmy do tego irytujące zdrabnianie wyrazów, za sprawą czego poważni astronauci brzmią nieziemsko infantylnie.
Stereotypowe rozwiązania są podstawowym budulcem tej książki. Mamy więc załogę Ziemian zmuszoną do awaryjnego lądowania na obcej planecie, mamy Obcych dysponujących niezwykłą techniką. Nasi stają się zakładnikami tubylców, którzy knują coś, do czego nie chcą się zrazu przyznać. Brzmi znajomo, a przynajmniej powinno, gdyż całą powieść czyta się pod dyktando oczywistych wizji.
I choć Prostak raz miał okazję, by tekst przenieść na mniej przewidywalne terytorium, autorowi nie udaje się zejść z kursu, który obrał na samym początku powieści.
Przynajmniej raz napięcie gwałtownie rośnie – Ziemianie mają piętrzące się wątpliwości dotyczące zamiarów mieszkańców planety Saar, wybucha bunt, ale to niebezpieczeństwo niejednoznaczności zostaje szybko ugaszone. Pokój międzygwiezdny zostaje uratowany, a wiara w rozum, człowieka i innych myślących istot w przestrzeni kosmicznej, zostaje dobitnie potwierdzona.
Finał brzmi tak optymistycznie, tak idealistycznie i dobrodusznie, że podskórnie wyczuwamy tutaj jakiś fałsz. A wspomniana wyżej nieczysto brzmiąca nuta w aseptycznej prozie Prostaka to echo niewykorzystanej szansy na całkiem przyzwoitą książkę, która być może ukazała się jakiejś alternatywnej rzeczywistości.
Kontakt Zbigniew Prostak
5,7
Niektóre książki mają termin ważności, przy czym przeterminowaniu ulega nie samo dzieło, a jego czytelnik. Tak właśnie jest ze mną i "Kontaktem".
Przełknąłbym może nawet niecodziennie swobodny stosunek autora do ortografii i, przede wszystkim, interpunkcji. Szczególnie że jakoś udaje mu się wytworzyć atmosferę Kosmicznej Tajemnicy. Tyle że to wszystko już gdzieś było, i to znacznie lepiej napisane.
Prostak myśli niestety bardzo schematycznie i jego bohaterzy również myślą schematycznie, mimo iż stanowią rzekomo samą śmietankę przyszłej ludzkości, starannie wyselekcjonowaną i przeszkoloną do eksplorowania galaktyk i nawiązywania kontaktów pozaziemskich. Tymczasem są nadzwyczajnie tępi i kołkowaci. Schematyczna jest też fabuła, przewidywalna aż do bólu sutków. Musiałem stoczyć ze sobą twardą walkę, by ani razu nie użyć w tej opinii terminu zaczynającego się na "grafo", a kończącego na "mania".
I ten cały wszechświat, absurdalnie patriarchalny. Nie tylko pani Tokarczuk zjeżyłyby się włosy na głowie.