Fałszywa królowa Mateusz Fogt 6,9
ocenił(a) na 22 tyg. temu „Czymże bowiem jest życie, jeśli nie zbiorem doświadczeń i wierzeń, które kształtują osobę? Osobę, która z radością dzieli się swoim bytem z innymi, dostarczając im swoje spojrzenie na świat, kształtując w ten sposób, niczym kowal, świeże ostrze, istotę o zbliżonych wartościach”.
Bardzo trudno było napisać mi tę recenzję, ponieważ wiązałam z książką pewne oczekiwania. Niestety srogo się zawiodłam i nawet napisanie o niej przychodzi mi z niechęcią. A o jakiej książce mowa? „Fałszywa królowa” Mateusza Fogt.
Książka napisana jest w sposób filozoficzny, zwłaszcza początek. Zawiera spore ściany tekstu, przeplatane pojedynczymi dialogami. Jeżeli już o dialogu mowa, jest on sztywny, sztuczny, a autor często stosuje żarty niepasujące do sytuacji, czasem wręcz żałosne. Fabuła jest zmarnowanym potencjałem. Tak jak na początku zapowiadała się dobrze, to potem wszystko się rozmyło i zamiast sensownej historii mamy wycieczkę trójki bohaterów przez krainę skutą lodem. Świata poznajemy mało, wiemy, że pożera go Wielka Zima, a bohaterowie wyruszyli aby ją powstrzymać. Jednak nie spodziewajcie się ciekawych i plastycznych opisów świata, takich tutaj nie dostaniecie. Bohaterowie już na początku książki otrzymują gotową instrukcje gdzie mają się udać, jak mają coś zrobić. Brakuje tutaj tajemniczości, możliwości badania i odkrywania z postaciami zagadki Wielkiej Zimy. Można też zauważyć, że autorowi w pewnych momentach brakuje związku przyczynowo – skutkowego. Cała fabuła opiera się w pewnym stopniu na religii, wierze, a główni bohaterowie to templariusze. Jednak czytelnik nie dowie się za wiele o ich kościele czy systemie wiary. W książce pojawia się Stwórca, który dla różnych ludzi nazywa się inaczej i jest przedstawiany w różny sposób, jednak to również jest zaniechany wątek. Miałam wrażenie, że wszystko składa się z takich wstawek, napomknięć, przez co brakuje temu logiczności i sensu. Cała historia opowiadana jest z perspektywy trzech bohaterów: dwóch templariuszy i kobiety porwanej przez Orki. Ich drogi łączą się w pewnym momencie historii i dalej już biegną jednotorowo. Akcja książki jest jednostajna i momentami nużąca. Brakuje jej dynamiki, budowania napięcia. Bohaterów nie spotykają niesamowite przygody, nie ma zwrotów w akcji. Wszystko przychodzi im z łatwością i bezproblemowo pokonują wszelkie przeszkody (których jest jak kot napłakał). Zakończenie jest bardzo szybkie, jakby wymyślone naprędce i pisane na kolanie.
Kreacja bohaterów pozostawia wiele do życzenia, są oni płascy, brakuje im realności. Jeden z templariuszy, dorosły mężczyzna a momentami zachowuje się jak dziecko, a jego decyzje i myśli są irracjonalne. Budowanie relacji pomiędzy dwójką głównych bohaterów, Josephem i Keevą jest sztuczne, jakby na siłę chciano dorzucić wątek miłosny.
Reasumując, czuję się zawiedziona historią, która mogła zaoferować wiele, jednak brak konkretnej redakcji sprawił, że książka nie wykorzystała swojego potencjału.