Śladami Inajat Iman Mirsal 6,3
ocenił(a) na 615 tyg. temu Reportaż biograficzny jako wyraz fascynacji zapoczątkowanej literaturą. Iman Mirsal przeczytała nieznaną nikomu książkę młodej kairskiej autorki Inajat az Zijjat wydaną w latach 60. Zafascynowana oryginalnością tekstu zaczęła drążyć i poszukiwać informacji o Inajat oraz o przyczynach jej zupełnego zapomnienia. Jak się okazuje książka „Miłośc i milczenie” została wydana cztery lata po samobójczej śmierci dwudziestosześcioletniej pisarki.
„Inajat walczyła o swoją indywidualność i czekała, aż wydawnictwo Al-Kaumijja wręczy jej nagrodę za zwycięstwo w tych zmaganiach – nagrodę od tego samego społeczeństwa, z którym wojowała. Nagrodą byłby rozwód, napisanie powieści i praca w Niemieckim Instytucie Archeologicznym. Ale przegrana w sprawie o opiekę nad dzieckiem była porażką. Były nią również odrzucenie powieści, przyjaciółka pochłonięta pracą i poświęcenie miłości na rzecz macierzyństwa. Jedyne, co mogła zrobić wolna jednostka w obliczu tych wszystkich niepowodzeń, to po raz ostatni skoczyć w pustkę.”
Zagłębiając się w ten quasi-reportaż, czułem pewną przytłaczającą duszność, pewną podskórną i niewyrażoną presję. Ma się wrażenie, że egipskie kobiety żyły w latach 60. w czymś w rodzaju dojmującej klatki, zbudowanej z patriarchalnego i konserwatywnego społeczeństwa, norm społecznych i poglądów całkowicie lekceważących i pomijających ich chęci i aspiracje. A przy tym w klatce tej wrzało od wydarzeń historycznych i rewolucji, wojen wewnętrznych i zewnętrznych szarpiących Egiptem. Iman Mirsal robi do historii Egiptu liczne nawiązania, niestety przeciętny czytelnik polski (czyli ja) nie ogarnia umysłem wszystkich dat i nazwisk, za wyjątkiem podstawowych (Nasser, wojna sześciodniowa, wojna egipsko-izraelska). Książka Iman Marsal wydaje mi się jednak trochę zbyt hermetyczna dla szerokiej widowni, dla obcokrajowca nie znającego ani trochę tamtejszych realiów.
W centrum reportażu leży opisywana z kilkoma cytatami zapomniana książka autorstwa Inajat az Zajjat „Miłość i milczenie”. To ona zwróciła uwagę Iman Mirsal. Ewidentnie wyróżnia się wyraźnie na tle kolektywistycznej i politycznie lub społecznie zaangażowanej literatury pisanej przez Egipcjanki od czasów XIX wieku. Jest wyrazem indywidualizmu autorki, subiektywnym i osobistym głosem. Takie dobitne zdania, jak powyższe, byłoby potrzebne w tej książce, ale autorka stawia je tylko pośrednio i niejako aluzyjnie – przede wszystkim krytykując wcześniejsze stwierdzenia literaturoznawców na temat twórczości zmarłej śmiercią samobójczą Inajat.
W trakcie lektury nasunęła mi się myśl, że wywód meandruje w dygresjach skacze z tematu na temat, a w kilku miejscach ma dość niespotykaną konstrukcję, na przykład przy zamieszczonym tu kilkustronicowym biogramie Ludwiga Keimera, wtręcie, jak zdaje się z początku nijak mającym się do treści książki, Jego związek z zainteresowaniami Inajat az Zajjat wyjaśnia się na końcu – ale moim zdaniem nie usprawiedliwia to tak obszernego przełamania narracji. To jest ewidentnie kwestia moich przyzwyczajeń literackich. Iman Mirsal dopiero pod koniec wyjawia swój zamiar i rozjaśnia nieco mój odbiór tego reportażu:
„Stwórzmy coś tak niezwykłego, jak klasyczne arabskie biografie. Dawni biografowie zbaczali z tematu na prawo i lewo, kiedy tylko im się podobało. Gdy nazwisko ich bohatera przywodziło im na myśl jakieś plemię, opowiadali o nim i przytaczali nam wersety, wychwalające jego najważniejszych przedstawicieli, po czym na jakiś czas powracali do swojej historii”
Ta książka jest właśnie takim meandrującym po wszystkich skojarzeniach, odbiegających w odległe „tu i tam” biografią nawiązującą do arabskiej klasyki.
Iman Mirsal ma przy tym miejscami dobre dobitne i poetyckie frazy, zagubione jednak w całym tym „lesie rzeczy”. Np. ta poniższa, nieomal powieściowa, bardzo mi się podoba:
„Nie mogła wyjechać z Sadem ani pojechać sama do innego kraju. Była matką, która nie potrafiła zostawić swojego jedynego syna. Ostatni raz szła tą ulicą wieczorem 3 stycznia 1963 roku. Obcięła włosy i na moment zatrzymała się w domu pani An-Nahhas. Potem być może poszła na to tajemnicze spotkanie. W każdym razie weszła po schodach, wiedząc, że jedyne nieznane, które jest możliwe, to śmierć.”
Albo taka myśl w trakcie poszukiwań materiałów:
„Archiwum jest dziełem cywilizacji: pragnieniem zachowania spójności, różnorodności i sprzeczności, które składają się na pamięć zbiorową. Ale nie może być niczym innym niż odzwierciedleniem świadomości danej kultury odnośnie jej pamięci – w przejściowych okresach upadku jej znaczenie maleje. Przychodzi ekspert, by ocenić, co jest ważne, a co błahe, z pozycji jaką zajmuje w momencie tego upadku”.
Nasze, polskie archiwa na falach historii także doznały podobnych zawirowań, których być może nie zna wcale archiwistyka brytyjska czy szwajcarska.
To co jest przez całą fabułę książki dość chaotyczne, zmienia się niespodziewanie w skupiony wywód na ostatnich stronach, kiedy Iman Mirsal dociera do końca swojej opowieści o poszukiwaniu śladów fascynującej pisarki. Jej osobiste frazy nabierają nagle ciężaru, historia się solidnie zamyka. Końcówka podobała mi się najbardziej. Jest tam i wzruszenie i zaskoczenie i własny, głęboki komentarz autorki.
Książka ta, niestety, gra u nas w lidze, w której Polska jest mistrzem ekstraklasy – tj. w literaturze reportażu, lub quasi-reportażu biograficznego, którą mamy najprawdopodobniej najlepszą na świecie: Mariusz Szczygieł, Małgorzata Szejnert, Magdalena Grzebałkowska, Krzysztof Kąkolewski, nie wspominając o Wielkim Konfabulatorze czyli Kapuścińskim. Niestety, ciężko to przebić czymkolwiek gorszym od arcydzieła.