Góra duszy Gao Xingjian 7,2
ocenił(a) na 107 lata temu To nie jest zwykła książka. To nawet nie jest powieść. To podróż. Podróż poprzez kultury, religie, świadomości, historię, pojęcia, motywy, znaczenia, czas, mitologię, wyobraźnię – wszystko skupione zaś w soczewce chińskości przez którą można spojrzeć na świat w zupełnie niebanalny sposób, wcześniej dla mnie niedostępny i niespotykany. Szlak tej podróży wiedzie na niezwykłym styku prozy, poezji, nawet eseistyki.
Xingijan swych bohaterów, których stanowią Ja, Ty, Ona, On, Oni, My i Wy prowadzi poprzez zupełnie niesamowitą rzeczywistość właśnie na Lingshan, Górę Duszy. Coś zdawać by się mogło nieosiągalnego. Podróż jest nielinearna i brak jej konkretnej, zwartej fabuły – ale czy życie takie nie jest? Dotyka podczas tejże podróży dziesiątek spraw i dziesiątek myśli. Wyziera zeń wielka mądrość, czasami powierzchownie niedostrzegalna na pierwszy rzut oka. Mądrość, którą trzeba odnaleźć, jest ona bowiem na niemal każdym kroku. Chyba bowiem każdy z nas wędruje na właśnie tą Górę Duszy – i każdy z nas może odnaleźć na jej szlaku bardzo wiele pytań i odpowiedzi. Autor potrafi twardo stąpać po ziemi. Potrafi opowiadać historie do szpiku kości prawdziwe, potrafi ukazywać kajdany narzucane na człowieka w przeróżnych postaciach.
Struktura tego dzieła jest niezwarta. Niemal każdy z osiemdziesięciu jeden jego rozdziałów stanowić mógłby małą, zamkniętą całość, która jednak w mozaice całości nabiera szerszego, wyraźniejszego wydźwięku.
Gdybym, na dzień dzisiejszy, miał dokonać wyboru – wyruszyć na wielką wyprawę i móc zabrać ze sobą tylko jedną książkę, mój wybór padłby najprawdopodobniej na „Górę duszy”. Można z niej czerpać garściami, odczytywać co i rusz na nowo symbole i znaczenia, znowu odnajdywać nowe, warte refleksji myśli.
Zacytuję piękne słowa z kart „Góry duszy”. „Przyszedłszy na świat najpierw krzyczałeś bez lęku, dopiero potem ów krzyk zdławiły przeróżne zwyczaje, wskazówki, rytuały, nauki. A teraz odzyskałeś wreszcie radość krzyku, nieskrępowaną wolność. Co dziwne jednak, nie słyszysz swego głosu. Z rozpostartymi rękami biegniesz, krzyczysz, dyszysz, znów krzyczysz, znów dyszysz, ale nic nie brzmi”. Chyba właśnie o tym jest ta opowieść. O zdławionym, radosnym krzyku – tym co go dławi i biegu, podróży do tego, aby jego wolność odzyskać.
Nobel był absolutnie zasłużony. Nigdy jak dotąd nie trafiłem jeszcze na coś porównywalnego do „Góry duszy”. Mimo, iż tego nie robię, do tej książki wrócę kiedyś na pewno. Bo jednokrotne przejście tej podróży to zdecydowanie za mało. I to dopiero początek.