Szepty ciemnych wód Krzysztof Klader 8,2
ocenił(a) na 106 tyg. temu Niełatwo jest napisać recenzję, nie zdradzając fabuły. Napiszę o ogólnych szczegółach okiem autora, które wpadły mi w oko, tak by nie spojlerować. Postaram się przedstawić ogólne wrażenia, które wywarła na mnie debiutancka powieść Krzysztofa Kladera, „Szepty ciemnych wód”, unikając spoilerów. Powieść odniosła sukces, co nie zdarza się często. Osobiście trudno mnie zachwycić, ale autorowi udało się to zrobić. Zaczynając od tego, że uwielbiam wszystko, co mroczne i bezpośrednie, a także kobiece postacie w roli głównej, zwłaszcza takie, które emanują siłą i determinacją. Aleksandra Oreanka jest dziennikarką, która drąży sprawę i czuje się samotna w tej chorej grze, pomimo że ma kolegę Wiktora, przynajmniej w moim odczuciu. Policja, jak to zawsze bywa, nie jest tak bystra jak psychopata. Ponieważ z autopsji wiem, że psychopaci, seryjni zabójcy, pomimo zaburzeń, mają bardzo wysoki iloraz inteligencji, że są w stanie zapędzić w kozi róg władze i swoje ofiary. Podobno tylko potwór pokona potwora? Czy to prawda? Oreanka w takim razie też jest potworem? Tanatos (morderca) chce rozmawiać tylko z nią. Czy czuję z nią więź, mają podobne umysły? Odniosłem wrażenie, że cierpi ona na PTSD. Dla mnie ona sama jest tym szeptem, a morderca ciemną wodą. Co więcej, moją uwagę przykuła nowość, której wcześniej jeszcze nie widziałem. Zamiast nazw rozdziałów mamy dni tygodnia, co jest bardzo ciekawym eksperymentem literackim. Tak samo w składzie wewnątrz mamy tabliczki z wiadomościami SMS, czego też nie widziałem w innych pozycjach. Główna bohaterka też nie ma idealnego wyglądu, co również jest ciekawe, bo wielu autorów chce idealizować swoje postaci, by były zawsze piękne. Motyw stopniowego odkrywania tajemnic układanki jest tu bardzo przekonujący. Psychol porusza bohaterką i funkcjonariuszami niczym pionkami na szachownicy, niczym pacynkami na sznurkach. Odkrywają to, co on chce im pokazać, a oni szukają tropów po omacku. Oczywiście nasza główna bohaterka jest bystrzejsza od policji, co wcale nie jest trudne. Policja nigdy nie grzeszy mądrością i bystrością. Nie mogę zdradzać tutaj szczegółów, ale naprawdę jest mrocznie, i to nie jest pozycja dla każdego. Widzę braterstwo mroku pomiędzy moją twórczością a twórczością autora. Bez pożałowania mogę napisać, że motyw dziennikarski przypomina mi to polski odpowiednik Millenium Stiega Larssona. Nawet mamy tutaj i tutaj kobiece postacie, tyle że Lisbeth była hakerką, a Alexandra dziennikarką. Jednak klimat jest zbliżony. Autor nie prowadzi fabuły ani za szybko, ani za wolno tylko wystarczająco i z napięciem nam dozuje kolejne części fabuły tak jak robi to nasz antagonista. Reasumując sądzę, że Krzysztof zrobił spory research w pracy dziennikarskiej oraz o umysłach morderców. Okładka jest mega co potrafi zachęcić czytelnika po sięgnięcia po ten tytuł. Gorąco polecam sięgnąć po tę książkę i gorąco polecam. Napisana jest super i prostym językiem, co jest ogromną zaletą. Na minus tylko jest coś, co ostatnio jest ogromnym nadmiarem w wypowiedziach, czyli słowo: jakiś w miejscach, gdzie jest to niepotrzebne, naprawdę. Ale trzeba się chyba przyzwyczaić. Jest wiele tytułów, gdzie wraca się do spraw zaginięć i morderstw sprzed lat, ale takiego jak ten jeszcze nie spotkałem. Przeczytajcie Czytelnicy, BO WARTO! Poniżej moja wizja książkowej sceny. Tajemniczy morderca i wygląd Oreanki według mnie. To tylko grafika koncepcyjna, która nie musi zgadzać się z książką. Pozdrawiam.