cytaty z książek autora "Paul Theroux"
Turysta nie wie, gdzie był. Podróżnik nie wie, dokąd zmierza.
Całe to dreptanie z przewodnikami - powiedział po chwili. - Te okropne hordy turystów kursujące wte i wewte po kościołach, muzeach, meczetach. Nie, nie, nie. Ja lubię spokój, wolę sobie znaleźć wygodną ławkę.
Wędrowanie po tych dzikich szlakach ożywia wyobraźnię, a bezkresne pejzaże niezawodnie przywracają należyte rozumienie naszego miejsca w porządku stworzenia. Im mniejszy się człowiek czuje w obliczu przyrody, umniejszony przez góry i bezbronny wobec żywiołów, tym większy odczuwa szacunek do świata i - jeżeli tylko nie jest tępym chamem - tym mniej jest skłonny mu szkodzić.
Samotność, samowystarczalność i anonimowość - to warunki konieczne podróży.
Z oddali łatwo zachować iluzję dawnego szczęścia - sielanki dzieciństwa lub czasów szkolnych - ale gdy wraca się do miejsc, w których te dni płynęły, dystans dzielącego nas czasu znika i człowiek widzi, jak gorzko i głęboko był wówczas nieszczęśliwy.
Kiedy czytelnik spotyka czytelnika, spotykają się pokrewne dusze.
Na początku myślałem, że po prostu przyglądają się pociągom w tej wygodnej pozycji, ale potem zauważyłem żółtawe kopczyki między ich nogami. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem pierwszego, lecz po nim pojawiły się dziesiątki innych, i wszyscy tak samo, patrząc z zainteresowaniem na pociąg, bez pośpiechu zanieczyszczali tory. Srali, gdy pociąg nadjeżdżał, i srali, gdy się oddalał.
Nie szukałem niczego. Uciekałem od rutyny, obowiązków i dojmującego niesmaku do czczej gadaniny, rozmów o pieniądzach, opowieści o pieniądzach, oślego śmiechu na przyjęciach. Niesmak to potężny bodziec.[...] Naprawdę byłem zadowolony, że uciekłem. Podróż bywa protestem, odrzuceniem - swoim wyjazdem jak gdyby pokazywałem figę wszystkim tym pustym ludziom.
Czułem sie, jakbym wyjechał stąd całe wieki temu, w czasach młodości, gdy o niczym nie miałem pojęcia, i jakbym teraz, będąc tu znowu, zaledwie po dwóch latach nieobecności, na mgnienie oka ujrzał tamtego siebie. Z oddało łatwo zachować iluzję dawnego szczęścia - sielanki dzieciństwa albo czasów szkolnych - ale gdy wraca sie do miejsc, w których te lata płynęły, dystans dzielącego nas czasu znika i człowiek widzi, jak gorzko i głęboko był wówczas nieszczęśliwy.
Czytanie zmienia wygląd książki. Raz przeczytana, już nigdy nie wygląda tak samo, a ludzie zostawiają na książkach własne ślady".
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że transport lotniczy przewozi turystów do najbardziej zapyziałych krajów świata. Najaktywniejsi turyści pochodzą z najbardziej statycznych społeczeństw. Turystykę można zdefiniować jako podróże zamożnych ludzi, bezmyślnie odwiedzających pogrążonych w letargu biedaków.
Książki podróżnicze opowiadają zwykle o wyprawach w miejsca, które podróżnik odwiedza pierwszy raz, barwnie opisuje, a potem jedzie dalej i nigdy nie wraca. Na kartach książki uwiecznia przelotny obraz danego miejsca, który przykuł jego uwagę, to, jak ono wyglądało w określonym czasie określonego dnia tygodnia i przy panującej akurat pogodzie. Właśnie takie uogólnianie – migawkowy osąd podróżnika – sprawia, że literatura podróżnicza wydaje się nieraz świeża i pouczająca z punktu widzenia dalekiego czytelnika i nieraz ogromnie irytująca z punktu widzenia osoby znającej dobrze dane miejsce, a zwłaszcza osoby miejscowej, która w zdawkowym opisie sporządzonym przez dowcipnego wędrowca nie odnajduje ani siebie, ani swego domu.
Wręczanie napiwków zbija mnie z tropu, nie jest to bowiem nagroda, ale jeden z licznych podatków podróżniczych (...) Źle, że ludzie spodziewają się dodatkowej zapłaty po prostu za wykonywaną pracę, ale jeszcze gorsza jest myśl, że każdy uśmiech ma cenę.
Kiedy pociąg gwiżdże, odjeżdżasz, a ponieważ widziałeś już tak wiele podobnych odjazdów, wioska nie pozostawia żadnego wrażenia. Wzbijany przez przyspieszający pociąg kurz zakrywa chaty. Jednak te miejsca odkładają się w zakamarkach pamięci, aż zaczynasz się modlić o odmianę, o odrobinę nadziei, która mogłaby tchnąć nadzieję w te miejsca. Zobaczenie nędzy kraju nie oznacza wejrzenia w jego serce, ale o podobnej żałości bardzo trudno zapomnieć.
(...) skupisko nędzy pod Gwatemalą, zbieranina byle jakich chałup z papieru i blachy, stanowiło obraz największej beznadziei, jaką widziałem w życiu. Jak się dowiedziałem, mieszkali w nich ludzie pozbawieni dachu nad głową po ostatnim trzęsieniu ziemi, uchodźcy koczujący tam od dwóch lat mieli pewnie spędzić w tym miejscu resztę życia albo tkwić tam do czasu, gdy rząd ich przegna i podpali chaty, żeby nie narażać turystów na przykry widok. Chałupy sklecono z odpadów drewna i gałęzi, tektury i plastiku, szmat, drzwi samochodowych, liści palmowych, znaków drogowych zdjętych ze słupków oraz siatki splecionej z trawy. Całe koczowisko, pozostające przed naszymi oczyma przez dwadzieścia minut - ciągnęło się kilometrami (...).
W wagonie nie dało się oddychać. Kiedy zaczął padać ciepły, wieczorny kapuśniaczek, pasażerowie pozamykali okna. Światła filowały, pociąg kołysał się na szynach, a pasażerowie, upakowani jak sardynki, przy najdrobniejszym przechyle wpadali na siebie i głośno narzekali. Teraz ktoś włączy radio, pomyślałem. Natychmiast rozległy się donośne dźwięki latynoskiego quick-stepa, wżerające mi się w uszy jak kwas. Deszcz, muzyka, gorący, parny wagon, a do tego jeszcze moskity i słabe żarówki, podobne do wyschniętych mandarynek. Otworzywszy okno, wyjąłem Boswella, ale nie zdążyłem nawet przeczytać dwóch zdań, kiedy zgasło światło. Wagon pogrążył się w ciemności.
Zanim wzniesiono drapacze chmur Bogota, ze swymi kościelnymi wieżami, musiała być posępnie piękna. To najlepsze przykłady złotego wieku hiszpańskiej architektury, a jeśli dodać klimat północno-zachodniej Hiszpanii, w pewnych częściach miasta bez trudu można uwierzyć, że, jak ujmuje to Boswell, przechadzasz się po Salamance". Bogota utrzymywała żywe kontakty z Hiszpanią, ponieważ przez kilkaset lat łatwiej spływało się Magdaleną do morza i żeglowało do Hiszpanii, niż podróżowało po Kolumbii. Pod względem kulturowym i geograficznym Bogota wynosiła się ponad resztę Ameryki Południowej i własny kraj. Do dziś pozostaje wyniosłym miastem o systemie klasowym, którego nie sposób oszacować. Krowy skubią trawę w parkach Bogoty, ale ten sielski akcent, podobnie jak kościelne wieże, praktycznie ginie pod natłokiem paskudnych biurowców.
Rzeczywiście, wszystko to przypominało skomplikowaną grę, polegającą na często umykającym mi celu. Odkrywanie połączenia, znajdowanie stacji, kupno biletu, wsiadanie do pociągu i opadanie na fotel stawało się celem samym w sobie. Podróż przedwcześnie rozładowywała napięcie albo stanowiła epilog. Tak bardzo absorbowało mnie kupowanie biletów, że często zapominałem, dokąd jadę, a kiedy ktoś mnie o to pytał, uznawałem, że pytanie ma nikły związek z całą resztą, odpowiadałem więc: „Donikąd".
Oto spotkałem nowy gatunek człowieka (…) Ludzie ci maja wielkie umiejętności techniczne, rozwiązują techniczne problemy, są zaradni i dyspozycyjni. Pod każdym innym względem są głupi, ale ta głupota nie ma znaczenia. (…) Potrafili rozmawiać z ożywieniem o komputerowych systemach telekomunikacyjnych, ale o niczym więcej. Kiedy wspominałem o deszczu w prowincji Guandong albo o śniegu w Harbinie, robili wielkie oczy, i nic. A co dopiero książki.
Tolerujemy inność tylko na dystans, gdy się z nią nie stykamy bezpośrednio i gdy nie wpływa na nasze życie.
Podróż jest, w najlepszym razie, samotnym przedsięwzięciem: jeśli chcesz coś zobaczyć, zbadać, ocenić, musisz być sam, nieobarczony niczyim towarzystwem. Inni ludzie mogą cię zwieźć, do twoich splątanych wrażeń dokładają własne; jeśli są w nastroju towarzyskim, zaciemniają ci widok, jeśli zaś są nudni, niszczą ciszę retorycznymi stwierdzeniami, zakłócają twoja koncentrację zdaniami: "Och, popatrz pada" albo "Dużo tutaj drzew".
Przejście pieszo przez granicę międzynarodową to ekscytujące przeżycie, bo człowiek idzie niby zwykły spacerowicz, a zmienia kraje i depcze tę teoretyczną atramentową linię, którą wyrysowana na mapach.
Holidays may be hell for families, but they are purgatorial for people on their own.
Uwielbiał opowiadać historie, które go kompromitowały. Najlepsza była anegdota o blondynce, którą poderwał w barze w Stambule. Była północ, on był pijany i miał ochotę na seks. Zabrał więc blondynkę do domu, przespał się z nią dwa razy, potem zdrzemnął trochę i znów ją przeleciał, i dopiero gdy wygramolił się rano z łóżka, zauważył, że blondynka powinna się ogolić, potem dostrzegł jej perukę i ogromny penis.
W końcu wybór jest prosty, człowiek albo jest w domu, albo gdzie indziej. Ja akurat byłem gdzie indziej".
Człowiek może zrobić prawie wszystko i dotrzeć niemal wszędzie, jeżeli tylko się nie śpieszy.
Nie odjechałem daleko. Mógłbym wyskoczyć z pociągu i bez trudu wrócić do Medford autobusem. Dobrze znałem te miejsca, a mimo to zauważałem nowe szczegóły (...) wszędzie też powiewały amerykańskie flagi. Gwiaździsty sztandar furkotał nad stacjami benzynowymi, supermarketami i wieloma podwórzami. Tam wznosiła się kościelna wieża podobna do pieprzniczki. Nie przypominałem sobie, żebym ją wcześniej widział, ale też nigdy wcześniej nie wyrwałem się tak z domu na oślep. Długość podróży, którą zamierzałem odbyć, pozwalała mi na uważne przyglądanie się detalom. Jednak flagi wprawiały mnie w zdumienie: czy były to świątobliwe przechwałki patriotów, ostrzeżenia dla cudzoziemców, czy też dekoracje przed świętem narodowym? Dlaczego nad zaśmieconym podwórkiem tego walącego się domu śliczna mała flaga powiewała lojalnie na maszcie? Sądząc po tych dowodach, należało to uznać za amerykańską obsesję, oddawanie czci wizerunkom, które kojarzyłem z najprymitywniejszymi umysłami politycznymi.
Podróż jest, w najlepszym razie, samotnym przedsięwzięciem: jeśli chcesz coś zobaczyć, zbadać, ocenić, musisz być sam, nieobarczony niczyim towarzystwem. Inni ludzie mogą cię zwieść; do twoich splątanych wrażeń dokładają własne; jeśli są w nastroju towarzyskim, zaciemniają ci widok, jeśli zaś są nudni, niszczą ciszę retorycznymi stwierdzeniami, zakłócając twoją koncentrację zdaniami: „Och, popatrz, pada" albo „Dużo tutaj drzew".
Już wiele lat wcześniej zauważyłem, jak dokładnie pociągi odzwierciedlają kulturę danego kraju: nędzny, uciemiężony kraj ma nędzne, uciemiężone pociągi, dumny, skuteczny naród może się poszczycić takimi samymi pociągami, na przykład Japonia. W Indiach jest nadzieja, ponieważ pociągi uważa się tam za znacznie ważniejsze niż wozy, jakimi wciąż jeżdżą niektórzy Hindusi. Jak się przekonałem, wagony restauracyjne miały do opowiedzenia całą historię (a jeśli w pociągu nie było wagonu restauracyjnego, kraj się nie liczył). Kramik z makaronem w malajskim pociągu, barszcz i chamstwo w kolei transsyberyjskiej, śledzie i smażone grzanki w Latającym Szkocie. Tu, w pociągu Lake Shore Limited kolei Amtrak, przejrzałem menu i odkryłem, że mogę zamówić Krwawą Mary i Śrubokręt. Menu nazywało ten zastrzyk wódki poranną pobudką". W żadnym innym pociągu na świecie nie można zamówić mocnego drinka o tak wczesnej porze. Amtrak bardzo się starał.
Nie sposób było wyjechać z Chicago pociągiem Lone Star i rozpocząć podróży przez sześć stanów, nie słysząc melodii wszystkich piosenek na cześć pociągu. Połowa jazzu to muzyka pociągowa; sam ruch i odgłos pociągu mają rytm jazzu. Nic w tym dziwnego: epoka jazzu była też epoką pociągów. Muzycy podróżowali pociągami albo wcale, a pulsujące tempo, stukot i samotny gwizd przenikały do piosenek.