Miłość na całe życie Wiktoria Tokariewa 5,7
ocenił(a) na 66 lata temu Czytając powieść rosyjskiej pisarki, nie mogłam odeprzeć porównań do „Cudzoziemki” Marii Kuncewiczowej. Te dwie książki mają wiele punktów stycznych. W obydwu występuje problem migracji i ciągłego poczucia bycia obcą oraz prześladowania przez inne narody. Zarówno Róża Żabczyńska, jak i Irina Iwanowa posiadają skłonność do wchodzenia w życie swoich dzieci, ciągłe ich pouczanie, momentami narzucanie się. Trudno im się porozumieć z potomstwem, z reguły rozmowy kończą się nieprzyjemnie. Stąd też rodzina jest skłócona, najbliżsi nie utrzymują ze sobą kontaktu. Obie kobiety spotkał zawód miłosny, który odbił bolesne piętno na całe życie. Największą miłością Róży był Michał, który również ją kochał, koniec końców wyszedł jednak za inną kobietę – Rosjankę. Irinę z kolei zaczął zdradzać z Ormianką mąż Wołodia, a następnie Kamal – największe dobro, jakie ją w życiu spotkało, miłujący Irinę ponad wszystko – ożenił się, z przymusu matki, z inną kobietą. U Tokariewej i u Kuncewiczowej przewija się także wątek silnego podziału społeczeństwa – dyskryminacja Żydów, mord na Ormianach. Bohaterki powieści łączy jeszcze jedno – obie straciły dziecko. Z tymże Róży synka Kazia zabrała choroba w wieku siedmiu lat, córki Marty nie chciała urodzić, Irina natomiast wielokrotnie dopuściła się aborcji, wbrew woli Kamala. Można rzec, że swoje spłodzone z Wołodią dzieci również utraciła w momencie ich usamodzielnienia się i wyprowadzki do Moskwy. Syn i córka wyrzekli się matki na rzecz życiowych partnerów. Z pewnością powiązań jest więcej, ale te wymienione wyżej najbardziej rzuciły mi się w oczy.
„Miłość na całe życie” trudno zakwalifikować jako romans. To bardziej powieść psychologiczna z wątkami miłosnym i historycznym w tle. Z całą pewnością dedykowana jest kobietom. Mimo iż książka nie należy do dzieł opasłych, zawiera gęstą historię, mocno gra na uczuciach, momentami daje radość i nadzieję, ale przeważnie przygnębia bezlitosną rzeczywistością głównej bohaterki. A realia te w żaden sposób nie są przesadzone, wręcz przeciwnie, uderzają prawdziwym bólem jednostki i ciężarem, jaki musi dźwigać jedna, niewinna kobieta.
Podczas lektury może zaskakiwać chłodna, wydaje się, że czasem wręcz obojętna postawa Iriny wobec przykrości, jakie jej dotykają, innym razem niekontrolowane wybuchy płaczu. Takie zachowania zrozumie tylko czytelniczka – kobieta, która jest zdecydowanie bardziej podatna na emocje od mężczyzn i z reguły zupełnie inaczej od nich reaguje w różnych sytuacjach, kobieta pełna empatii, współczucia, częściej przeżywająca wewnętrzne konflikty, szargana sprzecznymi uczuciami.
Zupełnie nie rozumiem tak licznych, słabych ocen książki. Wiktoria Tokariewa na niespełna 150 stronach zawarła wiele wątków, przemyśleń, emocji, zrobiła to niezwykle umiejętnie, nie wprowadzając chaosu i nie zasypując czytelnika zbędnymi słowami. Wykreowała bardzo interesującą postać głównej bohaterki, której po części współczujemy, po części nie lubimy, czasem mamy jej dość, ale jednak wciąż kibicujemy i czekamy na poprawę komfortu życia Iriny. Uważam, że to wyczyn – zamknąć tak wiele w tak skromnej objętościowo książce.
Wiktoria Tokariewa zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, jak zresztą większość pozycji literatury rosyjskiej, z którymi się dotychczas zetknęłam. Mam nadzieję, że moje pierwsze spotkanie z tą autorką nie będzie ostatnim.