Żywoty maluczkich Pierre Michon 6,6
![Żywoty maluczkich](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/36000/36260/352x500.jpg)
ocenił(a) na 66 lata temu Muszę przyznać, że pierwsze zetknięcie się z twórczością Pierre’a Michona (ur. 1945) nieco mnie skonfundowało. Rzadko bowiem zdarza mi się natrafić na zupełnie nieznanego autora, który jest określany mianem „klasyka współczesnej francuskiej prozy”, a jego książka, tak jak w przypadku „Żywotów maluczkich” – „dzieła kultowego”. Na takie niedopatrzenie żaden romanista nie może sobie pozwolić.
Na „Żywoty maluczkich”, opublikowane po raz pierwszy we Francji w 1984 roku, składa się osiem autobiograficznych opowiadań, blisko połączonych ze sobą tematycznie i chronologicznie, co sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z powieścią. Łączy je postać narratora – za każdym razem jest to ta sama osoba, tyle że na różnych etapach życia i obdarzona różnym poziomem świadomości. Prozę Pierre’a Michona można bez wątpienia zaliczyć do dzieł, w których autor oddaje głos „podmiotom słabym”, tytułowym maluczkim. Każde z ośmiu opowiadań autor poświęca jednej osobie – dziadkom, zmarłej siostrze, koledze ze szkolnej ławy, pacjentowi szpitala, księdzu, kochance – postaciom ważnym może dla jego prywatnej historii, ale zupełnie marginalnym i nieznaczącym z punktu widzenia świata. Na uwagę zasługuje wyjątkowy, napuszony patetyzmem styl tej prozy. Michon opowiada historie zwykłych, prostych ludzi w niezwykły i nieprosty sposób, podnosząc ich życiorysy do rangi legendy. Legendy, a nawet przypowieści – trudno oprzeć się wrażeniu, że styl pisania Michona momentami jednoznacznie przywodzi na myśl styl biblijny. Inną kwestią jest pytanie, czy są „Żywoty maluczkich” czymś na kształt dobrej nowiny, świeckiej ewangelii. Wydaje się, że nie – bowiem każde z opowiadań kończy się mniej lub bardziej dosłowną śmiercią postaci.
Równocześnie obserwujemy „żywot” samego narratora, który bynajmniej nie uważa się za „maluczkiego”, tylko za natchnionego twórcę, demiurga, aspirującego do bycia pisarzem, który jednak z jakichś powodów nie może wydusić z siebie ani linijki. Tymczasowo więc musi zadowolić się rolą kronikarza rzeczywistości. Nieustannie szuka inspiracji, wręcz żądając jej od świata, a tak naprawdę krok po kroku pikuje w stronę dna, krzywdząc ludzi, pijąc i narkotyzując się. Antypatia, jaką czytelnik może odczuwać wobec narratora staje się wprost proporcjonalna do jego postępującego upadku – aż trudno oprzeć się wrażeniu, patrząc na jego wybujałe ego, że prawdziwym maluczkim, którym pogardza, jest przede wszystkim czytelnik. „Żywoty maluczkich” byłyby zatem niczym więcej, jak próbą przepracowania pewnych tematów, rodzajem literackiego czyśćca, przez który musi przejść człowiek, aby stać się „prawdziwym” pisarzem. (Jednym z najważniejszych i, jak sądzę, ukrytych tematów tej prozy jest nieobecność mężczyzny (ojca) w życiu narratora i wszechobecność postaci matki). Nie jest to zatem dzieło pierwsze, ale jakby prenatalne, na osi czasu twórczości autora sytuujące się na lewo od punktu zerowego. W tej refleksji wymagana jest oczywiście pewna doza ostrożności, gdyż pomimo silnego aspektu autobiograficznego opowiadań, relacje autor vs. narrator pozostają niejasne.
Pisarstwo Pierre’a Michona to jednak przede wszystkim styl – z niespotykanym pietyzmem dobrane słowa i metafory, utwory zamieszczone w „Żywotach maluczkich” znajdują się niewątpliwie w połowie drogi między prozą a poezją. Każde zdanie jest niezwykle dopracowaną przestrzenią, niepozbawioną również pewnej muzykalności, co czyni z nich rodzaj współczesnych eposów, na podobieństwo średniowiecznej literatury oralnej, wyśpiewywanej przez trubadurów. Styl tej prozy, pomimo iż zasługujący na aplauz, z biegiem czasu jednak coraz bardziej męczy czytelnika i zaciemnia przekaz, choć być może taka właśnie była intencja autora. W opowiadaniu „Żywot braci Bakrootów”, aspirujący do bycia pisarzem narrator, stawia sobie za wzór Racine’a i jego „niezrozumiałe zdania, różne, lecz równe, osobliwe, z których jedno w sposób regularny pokrywało się z drugim niczym ruchy zegarowego wahadła, zdążając do odległego celu (…)”. Taka właśnie jest proza Pierre’a Michona, a jego świat przypomina „w nieskończoność dającą się powiększać kolekcję słów pozwalającą się ze sobą łączyć w nieprzewidywalny sposób”. Na koniec pozostaje tylko zaprosić odważnych do wejścia w ten intensywny świat, w którym poruszamy się wraz z narratorem „znanym mu szlakiem, zaznaczonym śladami jego wad”. Tym z Państwa, którzy nie boją się konfrontacji z jego intensywnością i pesymizmem, zachęcam do zmierzenia się z „Żywotami maluczkich”. Z tym współczesnym eposem, antyewangelią.