cytaty z książek autora "Emily Dickinson"
Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury.
Czekać Godzinę – to długo-
Jeśli Miłość ma się tuż przed sobą-
Czekać Wieczność całą – to krótko-
Jeśli Miłość jest na końcu nagrodą-„
Jestem nikim. A ty kim jesteś?
Czy także - jesteś - nikim?
A więc dwoje nas? Nic nie mów,
bo ogłoszą to z krzykiem.
Być kimś - jakie to żałosne.
Imienia swego nie pragnę
jak żaba w czerwcu życia głosić
przed zachwyconym bagnem.
W tym, że nie zdarzy się na nowo, jest cała słodycz życia. [ang. That it will never come again is what makes life so sweet]
Umrzeć nie są w stanie ci, którzy są kochani. Miłość to Nieśmiertelność
Nadzieja - pierzaste stworzenie -
Mości się w duszy na grzędzie -
Śpiewa piosenkę bez słów -
I zawsze śpiewać będzie-
Najslodsza - w nawałnicę -
Srogi sztorm musiałby się zerwać -
By spłoszyć małego ptaka,
Który tyłu rozgrzewał -
Słyszałam go w mroźnej krainie -
Na morzu obcym i głuchym -
Lecz nigdy, w największej potrzebie,
Nie prosił - mnie - o okruchy.
Bywa światła Pochylenie
Zimą - w Szary Dzień
Które zgniata nas jak Brzemię
Katedralnych Brzmień
Niebiańsko nas rani
Nie uświadczysz blizn,
Tylko wewnątrz zmiany
Tam, gdzie Znaczeń błysk...
Nadzieja jest tym upierzonym
Stworzeniem na gałązce
Duszy - co śpiewa melodie
Bez słów i nie milknące -
W świście Wichru brzmi uszom najsłodziej -
I srogich by trzeba Nawałnic -
Aby spłoszyć ptaka maleńkiego,
Co tak wielu zdołał ogrzać i nakarmić -
Śpiewał mi już na Morzach Obcości -
W Krainach Chłodu -
Nie żądając w zamian Okruszka -
Choć konał z Głodu.
Głód mnie dręczył przez tyle lat -
Aż czas nadszedł - obiadową godziną
Z drżeniem przysunęłam stół -
Sięgnęłam po niezwykłe wino -
Ten posiłek widywałam na stołach -
Gdy wracając do domu głodna -
Zaglądałam w okna, bez nadziei -
Że mogą być moje te dobra -
Nie zaznałam do syta chleba -
Jakże inne były okruchy,
Które dzieliłam z ptakami -
W jadalnej sali natury -
Ta obfitość raniła - zbyt świeża -
Czułam się chora - nieswoja -
Niby - z górskiego krzewu -
Przesadzona na drogę jagoda -
I nie byłam głodna - odkryłam -
Że głód może tylko spotkać
Tych, którzy stoją za oknem -
Znika - gdy wejść do środka.
Pszczoła się mnie nie lęka
I dobrze znam motyle.
Z serdecznym leśnym ludkiem
Spędzam niejedną chwilę -
Głośniej się przy mnie śmieje potok -
Wietrzyk weselszą cieszy grą.
Dlaczego, letni dniu, mój wzrok
Zachodzi srebrną mgłą?
Prawił o "Otwartości", aż sam się w kąt zagnał-
Otwartości nikt nie zamknie w definicji-
Deklamował o "Prawdzie", aż się sam załgał-
Prawda nie jest szyldem ulicznym.
Jedno serce przed rozpaczą uchronić
A nie będę żyła daremnie
Jedno życie przed bólem osłonić
Złagodzić jedno cierpienie
Gdy słabnący rudzik do gniazda
Odnajdzie drogę przeze mnie
Nie będę żyła daremnie.
Because I could not stop for Death –
He kindly stopped for me –
The Carriage held but just Ourselves –
And Immortality.
We slowly drove – He knew no haste
And I had put away
My labor and my leisure too,
For His Civility.
Wody nas uczy pragnienie.
Lądu - morskie przestrzenie.
Uniesień - bólu wiek.
Pokoju - opowieść o bitwach.
Miłości nagrobna modlitwa.
Ptaków śnieg.
Zanim straciłam wzrok – ceniłam
Ten zmysł jak każde Stworzenie –
Które ma Oczy i nie myśli
Nawet – że mogłoby nie mieć.
Jest samotność przestrzeni,
Samotność oceanu,
Samotność śmierci - lecz wszystkie
Igraszką są w porównaniu
Z tym innym odosobnieniem,
Polarnym tchnieniem głuszy:
Skończoną nieskończonością
Zamkniętej w sobie duszy.
W tym, że nie zdarzy się na nowo,
Jest cała słodycz życia.
Takiej pewności żadna inna
Wiara nam nie użycza.
Jeśli coś będzie, to najwyżej
W odrębnym stanie czy bycie-
Ta pewność budzi w nas apetyt
Dokładnie odwrotny: na życie.
To nie ci, którzy umierają
Ranią nas - żywi bardziej ranią -
Umierający czynią to inaczej -
Jakby stojąc za drzwiami.
Przetnij wpół Skowronka - znajdziesz Śpiew -
Zapas Srebrnych Ziaren, nierozrzutnie
Wydzielanych Letnim Rankom, abyś miał
Czego słuchać, gdy spróchnieją Lutnie.
Znieś Zapory - runie z rykiem Powódź -
Zapas Wód, odłożony dla ciebie
Na Szkarłatny Eksperyment - wciąż, Tomaszu,
Nie chcesz wierzyć w prawdę o Ptasim Śpiewie?
Nigdy nie mówiłam z Bogiem
Ani w niebie mój krok nie stanął
A przecież pewna jestem drogi
Jakby mi mapę dano.
Nie tylko w komnatach straszy
Nie trzeba wcale być gmachem
Korytarze w mózgu mogą większym
Niż realne napawać strachem
I bezpieczniej zewnętrznego upiora
Napotkać o północy
Niż chłodnemu gospodarzowi
We wnętrzu spojrzeć w oczy
Bezpieczniej galopować przez Opactwo
W Pogoni grobów
Niż bezbronnemu w samotni
Zderzyć się ze sobą
Bardziej nami powinno wstrząsnąć
Nasze ja - ukryte na dnie serca
Niż zaczajony w mieszkaniu
Morderca.
Człowiek pożycza rewolwer
Na rygle zasuwa bramy
Przeoczając groźniejsze widmo -
W nim samym.
Odejść ze świata, który znamy,
W ten niezgłębiony jeszcze
To - jak trud czekający dziecko,
Gdy mu otwartą przestrzeń
Zamyka wzgórze: za nim - magia
Tajemnicy majaczy -
Ale - czy wgląd w nią wynagrodzi
Samotność tej wspinaczki?
Znosić cierpliwie co nas rozdziera
Dowodzi siły -
Po cóż by mocne olinowania
Inaczej były
Okręt z atłasu można by zrobić
Ale go walki zedrą -
Żeby po morzach stąpać musi
Mieć stopy z cedru.
Płynąć do raju -
Ach, oceanie!
Zakotwiczyć nocą - w tobie -
W przystani!
Siedząc tak chętnie przy zmarłych –
Nagle stali się nam nieodżałowani –
Po omacku szukając zniknionych –
Mimo że cała reszta jest z nami –.