[PRZECZYTANE PO ANGIELSKU]
Zaczęłam czytać fanfiction, skończyłam książkę.
Dorastałam z Harrym Potterem, więc do przeczytania fanfiction zdecydowanie popchnęła mnie tęsknota za tym magicznym światem z czasów dzieciństwa. Nie miałam większych oczekiwań i z całą pewnością nie spodziewałam się, że to co przeczytam będę mogła nazwać książką, ale po przeczytaniu 526 tysięcy słów nie mam wątpliwości - to była KSIĄŻKA. I to jaka. Żyłam tą historią.
Bohaterowie, których znamy powierzchownie z twórczości J. K. Rowling dostali tu nowe życie. Rozwój postaci i ich przyjaźni oraz miłości był wspaniały, a muzyka (ech, Electric Warrior krąży w mojej głowie odkąd zaczęłam czytać) wpleciona między ich rozmowy i relacje chwyciła mnie za serce i jeszcze bardziej wciągnęła do ich czasów i świata. Po prostu magia.
„Anything for our Moony.”
Nigdy nie czytałam fanficow, sięgnęłam po ten z ciekawości. Harrego przeczytałam jak byłam dzieckiem, gdy kolejne części dopiero wychodziły na półki tak samo jak filmy, była to część mojego dzieciństwa i cudownie było wrócić do tego świata. Wszystko tu miało sens, zachowania bohaterów i wątki które są znane z książek J.K. Rowling. Romanse nie były wpychane na siłę tylko naturalnie rozwijane. Nie jest to zdecydowanie wesoła lektura jeśli wiesz wszystko co ma się wydarzyć. Na przykład opis pokoju Jamesa przypominał mi o Harrym w ciasnej klitce pod schodami. Będę musiała zdecydowanie zrobić przerwę zanim zacznę czytać coś innego bo naprawdę ciężko jest się pozbierać po ATYD. Emocje towarzyszące tej książce są niesamowite. Everything for our Moony.