cytaty z książek autora "Andrzej Leder"
Dziwną mieszankę tych trzech elementów - choroby na panów, drobnomieszczańskich aspiracji i tradycyjnej religijności - możemy odnaleźć w mentalności wielu współczesnych mieszkańców polskich miast.
Każde imaginarium, które akceptuje wykluczenie nędzarzy, skazuje się na kryzys i upadek.
W gruncie rzeczy nienawiść i pogarda wobec tych, których postrzega się jako gorszych od siebie i wrogich, może zastąpić prawie wszystkie inne źródła satysfakcji. Doświadczenie społeczeństw totalitarnych zaświadcza, że wystarczy dać człowiekowi (a w każdym razie wielu z nas) możliwość znęcania się nad bliźnimi, by nie było mu już potrzebne do szczęścia prawie nic więcej.
...prawda o sobie to prawda o świecie w którym się żyje.
Załamanie wielowiekowej, głęboko zakorzenionej dominacji elit szlacheckiego pochodzenia, które dokonało się w Polsce lat 40., jest obok Zagłady najbardziej przełomowym momentem polskiej rewolucji.
Stawką dla rewolucjonistów jest władza symboliczna, władza nad imaginarium wspólnoty.
Wejście nędzy w obszar polityki zawsze oznacza wojnę (...) nędzarze bowiem nie są gotowi czekać, nie chcą kompromisu...
W gruncie rzeczy nienawiść i pogarda wobec tych, których postrzega się jako gorszych od siebie i wrogich, może zastąpić prawie wszystkie inne źródła satysfakcji.
Otóż trzeba pamiętać, że pierwszą potrzebą skrzywdzonych jest zadośćuczynienie. Dopóki zadośćuczynienie się nie dokona, wszystko inne jest nieważne. Bóg trwa i zamyka na wszystko inne. Potrzebę zadośćuczynienia zaś tworzą dwa fundamentalne pragnienia. Jedno to potrzeba cierpienia przez innych. Uznania wyjątkowości ich cierpienia. To wiąże się z tym, że krzywda nie zna miary. Ci, którzy czują się skrzywdzeni, nie znoszą lekceważenia, umniejszania, porównywania. Również relatywizowania. To wszystko, w ich odczuciu, służy zakłamywaniu prawdy o absolutnym wymiarze ich krzywdy; jest szydzeniem z ich bólu. Dlatego nie chcą słuchać o krzywdach innych. Dopóki ci 'inni' nie staną się 'swoi', mówienie o ich cierpieniu służy w odczuciu skrzywdzonych pomniejszaniu tego, co dotknęło właśnie ich. Zaś sytuacja, w której skrzywdzony miałby pomyśleć o tym, że sam był źródłem krzywdy, jest już w ogóle niemożliwa. Przypominanie przedwojennych pogromów czy pacyfikacji ukraińskich wsi polscy skrzywdzeni odczuwają więc jako zamach na ich prawo do cierpienia.
Pan pozostaje panem, dopóki utwierdza go w tym spojrzenie poddanego. Dopóki w oczach poddanych jest obrazem Wielkiego Innego.
Chcę zatrzymać się na dwuznaczności sformułowania o ,,łańcuchu, który nas łączy z naszymi niewinnymi ofiarami". (...) Otóż każdy Polak odczytujący tę frazę będzie myślał przede wszystkim o polskich ofiarach, które zginęły z ręki różnych obcych prześladowców. Ale przecież słowa ,,nasze niewinne ofiary" mogą również znaczyć - a powiedziałbym nawet, że raczej znaczą - ofiary, którym to my zadaliśmy śmierć, choć nic nam one nie zawiniły. To z nimi łączy nas ,,niewidzialny łańcuch"; wyparta pamięć czynów i zaniechań, które uczyniły nas tym, kim jesteśmy, ale kosztem ich istnienia [s.15-16].
Poczucie krzywdy... w wymiarze społecznym skutkuje alienacją, uniemożliwia udział we wspólnocie politycznej, co więcej, uniemożliwia funkcjonowanie w dominującym imaginarium. Obciążeni poczuciem krzywdy albo tworzą własne, alternatywne uniwersum, albo delegitymizują to dominujące, tworząc pewien rodzaj pustki symbolicznej.
W Polsce w latach 1939-1956 dokonała rewolucja społeczna. Okrutna, brutalna, narzucona z zewnątrz, ale jednak rewolucja. Niesłychanie głęboko przeorała ona tkankę polskiego społeczeństwa, tworząc warunki do dzisiejszej ekspansji klasy średniej, czyli po prostu mieszczaństwa. To zaś oznacza, że utorowała drogę do, najgłębszej być może od wieków, zmiany mentalności Polaków - odejścia mentalności określanej przez wieś i folwark ku zdeterminowanej przez miasto i miejski sposób życia [s.7].
Nędza to doświadczenie stanów granicznych - głodu, zimna, często fizycznego cierpienia, a przede wszystkim strachu. Pozwala działać i myśleć tylko w czasie teraźniejszym, pod presją konieczności; pyta tylko: co zrobić, by teraz nie zginąć? Uniemożliwia więc doświadczenie przeszłości i przyszłości, wymiarów istniejących poza czasem teraźniejszym, pozwalających określić swoją tożsamość przez sięgnięcie w przeszłość i racjonalnie projektować nadchodzące działania. Nędza, wypychając człowieka poza ramy wspólnoty znaczeń, poza system symboliczny, uniemożliwia też relację z Innym. Nie czyni jednak istoty ludzkiej naturalną, żyjącą z w zgodzie z naturą; raczej spycha człowieka w ową sferę szarości [...]. Szarą sferę mieszczącą się poza społeczeństwem i poza naturą.
Dziś dzieci tych robotników,
pozbawionych na początku lat 90. znaczenia,
pracy i godności, zwracają się ku agresywnemu nacjonalizmowi.
Ideologia narodowa czy nawet patriotyczna daje niesłychanie silne, grupowe poczucie wpływu, znaczenia, bycia kimś.
Wnuki robotników i robotnic,
którzy w Służbie Polsce pracowali
na wielkich budowach socjalizmu,
tworzą dziś ruchy narodowe-
stają się aktorami owych wielkich,
smutnych i strasznych spektaklów,
które są dla nich reżyserowane.
Obojętność nie jest neutralna moralnie.
Twierdzę, że w wojnie chłopskiej okrucieństwo pełni role "godnościową". Odpłacając za wieki nagromadzonych krzywd, za pogardę, z którą był traktowany, i upokarzającą bezradność, z którą tę pogardę znosił...
Konsekwencją bowiem dwóch kluczowych momentów polskiej rewolucji - wymordowania w czasie niemieckiej okupacji żydowskiego mieszczaństwa i zniszczenia przez stalinowski komunizm dominującej pozycji urzędniczych, wojskowych i intelektualnych elit o szlacheckiej genezie - było wytworzenie się ogromnej i wielowymiarowej przestrzeni awansu. Miasta stanęły otworem i były gwałtownie zajmowane przez tych wszystkich, którzy podjęli trud "ruchu". Ci ludzie, a właściwie ich dzieci i wnuki, tworzą dzisiaj "kościec" struktury społecznej.
Ów dwubiegunowy podział, wyidealizowany obraz siebie i obciążony wszystkimi grzechami obraz innych, narusza fundamentalną dla tworzenia się społeczeństwa zdolność - zdolność do zaufania.
Dziś dzieci tych robotników, pozbawionych na początku lat 90. znaczenia, pracy i godności, zwracają się ku agresywnemu nacjonalizmowi. Ideologia narodowa czy nawet patriotyczna daje niesłychanie silne, grupowe poczucie wpływu, znaczenia, bycia kimś. Wnuki robotników i robotnic, którzy w Służbie Polsce pracowali na wielkich budowach socjalizmu, tworzą dziś ruchy narodowe – stają się aktorami owych wielkich, smutnych i strasznych spektaklów, które dla nich są reżyserowane.
Wygrywającym po 1989 roku okazało się nowe mieszczaństwo, wywodzące się z peerelowskich elit: inteligencji, średniego aparatu urzędniczego i partyjnego oraz, w jakimś stopniu, choć zapewne mniejszym, niż twierdzą zwolennicy teorii o układzie, z aparatu bezpieczeństwa.
niesamowite, po raz pierwszy
Wojna rozbiła kostniejący świat dziewiętnastowiecznego mieszczaństwa. Gdy się zaczynała, wielu wydawało się, że ów destrukcyjny impuls będzie miał wręcz życiodajny skutek. "Wojna dostarczała skrajnych emocji i wysiłku [...], a także widoków, dźwięków i obrazów niepodobnych do statecznego świata". Eksteins zauważa, że wojna unaoczniała marzenia przedwojennych artystycznych awangard. Z niekłamaną niechęcią pisze o dadaistach [...] unikających zmagań, a jednocześnie odzwierciedlających nihilizmem swojego języka rozgrywające się na froncie zachodnim unicestwienie świata. Ze współczuciem konstatuje jednak podobną sytuację żołnierza, który w interpretacji tego, co się działo, "był zdany na karmienie się własną wyobraźnią". Wyobraźnią, która musiała organizować "obrazy niemożliwe"; fruwających w podmuchu eksplozji koni i ludzi albo tonącego w błocie nieba, albo niekończących się szeregów żołnierzy ustawiających się "jak do latryny" do frontowych burdeli w zorganizowanych kolejkach. A także dźwięki: niemożliwy do zniesienia huk, ogłuszenie odcinające od ludzkiej mowy, ale pozwalające słyszeć pisk szczurów, jęki i ryki ranionych...
Burżuazja to zasadniczo praca" - jak pisał Rene Johannet. Ale praca, działanie, unaocznia się w rezultacie, dlatego ostatecznie tworzy świat jak marzenie senne, zadziwiający świat miejskiej cywilizacji: "stworzyła olbrzymie miasta. [...] żegluga parowa, koleje żelazne, telegrafy elektryczne [...] - które z poprzednich stuleci przypuszczało, że takie siły twórcze drzemią w łonie pracy społecznej?". Praca nie jest jednak neutralna. Praca systematyczna, praca obsesyjna - a jest to przecież jedno z kluczowych rozpoznań wielkich mistrzów podejrzeń: i Freuda i Marksa - zamienia stłumioną agresję w dążenie do przekształcania rzeczy, do pomnażania ich, do panowania nad nimi. Dokonuje urzeczowienia. Nadaje formę, kształt nieokreślonym "węzłom" struktury symbolicznej, odbierając tym "pustym miejscom" ich symboliczny status. I właśnie w tym można odczytać jej agresywną istotę.
Waga, jakiej nabiera kwestia zdań protokolarnych i programowy "atomizm logiczny", staje się zrozumiała właśnie w kontekście ciężaru obsadzenia, jaki musi dźwigać. Pewność bowiem nie może być czysto subiektywna, inaczej wpadlibyśmy w "hiperbolę kartezjańskiego solipsyzmu", to znaczy uzyskalibyśmy ten rodzaj pewności, o którym Derrida pisze w swojej dyskusji z Foucaultem: "pozostaje ważna, choćbym był szalony", to znaczy całkowicie wyosobniony z ludzkiego świata. Tak więc nie chcąc popaść w szaleństwo, czyli obsadzenie tylko siebie, neopozytywizm musi obronić "pewność" obiektu i procedurę narzucenia tej pewności innym. Ugruntowanie idzie więc dwoma ścieżkami: próba znalezienia "niepoddającego się krytyce empiryzmu", czyli absolutnie pewnej relacji podmiot-obiekt, i próba sprowadzenia języka poznania (języka protokolarnego) do języka fizykalnego. W swoim tekście o języku fizykalnym z 1932 roku Rudolf Carnap zmaga się z niebezpieczeństwem "szaleństwa", konstruując krytykę zdań protokolarnych: "ogólnie mówiąc, każde zdanie języka protokolarnego jakiegoś podmiotu ma sens tylko dla tego właśnie podmiotu, natomiast dla każdego innego jest zasadniczo niezrozumiałe, bez sensu". Wynika to z faktu - zauważonego tak przez Derridę, jak samego Carnapa - że doznanie ujęte wiernie nadaje własny sens każdemu słowu i zdaniu języka, a to znaczy, że "każdy podmiot ma swój własny język protokolarny". Zaś nieujęte w języku jest zasadniczo nieprzekazywalne; Derrida i Lacan dodaliby zapewne za Arystotelesem: nieprzekazywalne nawet w dialogu z samym sobą, czyli niemożliwe do uświadomienia.
Konieczne jest wzięcie odpowiedzialności za wiele jeszcze spraw […] To wszystko jest konieczne, by obudzić się ze snu, w którym największa historyczna transformacja polskiego społeczeństwa jawi się jako koszmar- przerażający, sycący skryte pragnienia, przeżyty bez świadomości.
Doświadczenie społeczeństw totalitarnych zaświadcza, że wystarczy dać człowiekowi (a w każdym razie wielu z nas) możliwość znęcania się nad bliźnim, by nie było mu już potrzebne do szczęścia prawie nic więcej.