Zacznę od tego, że ten tom był znacznie lepszy niż pierwszy. I to naprawdę znacznie. Moim zdaniem jest tak za sprawą dużo lepszej głównej bohaterki. Liz jest charyzmatyczna, zabawna i silnie stąpającą po Ziemii postacią. Nie da sobie w kasze dmuchać i być może tez dlatego bardziej ją polubiłam, wolę silniejsze postacie kobiece, a Liz właśnie nią jest. Poza tym jej teksty są tak iconic! Normalnie złoto. Wielokrotnie parskałam śmiechem przy jej wypowiedziach. Przy niej Georgie wydaje się taka bezbarwna.
Raahosh tez jest ciekawszą postacią, jest buntownikiem z charakterkiem. Z Liz tworzą istną mieszankę wybuchową. I być może również dlatego lepiej się to czyta. W końcu miałam wrażenie, że coś się działo, a emocje wręcz z nich kipiały.
Sama fabuła była w porządku, raczej nie było ona zbyt zaskakująca i nabuzowana akcją. Poznajemy troszkę bardziej plemię, ich zwyczaje i samą planetę, ale nadal jest to przedsmak tego wszystkiego. Zdecydowanie chcę bardziej poznać ten świat. Jeśli szukacie przewrotnej fabuły, to lepiej obniżcie oczekiwania. Tutaj zdecydowanie czytelnik ma się skupić na emocjach, relacji i 🌶️. A te sceny były naprawdę dobre.
Jeśli lubicie niekonwencjonalne romanse fantastyczne, to myśle, że seria o Lodowych Kosmitach przypadnie wam do gustu. Jednak należy pamiętać, że jest to specyficzny gatunek i nie jest on dla każdego. Dla mnie jest ona idealna na odmóżdżenie i poprawę humoru i serio polecam wam rozpatrywać ją w tym kontekście.
Ten tom pozytywnie mnie zaskoczył i czekam na kolejne tomy z tej serii. Mam wrażenie, że będę one równie dobre, co ten.
Książka w gruncie rzeczy o niczym, wszystko kręci się wokół scen erotycznych, które szybko stają się powtarzalne. Ale sięgnęłam po nią z pełną świadomością, że to dostanę.
Co jak co, ale Liz podeszła mi bardziej jako postać od Georgie. Chociaż tutaj syndrom Sztokholmski jest ogromny i mocno gloryfikowany, a tytułowy obcy barbarzyńca jest zaborczym red flagiem, można się przy niej nieźle bawić.
Odmóżdżacz, którego obecnie potrzebowałam.