„Arena dłużników”, nowa historia w świecie „Komornika” – wywiad z Michałem Gołkowskim

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
18.07.2022

Michał Gołkowski to jeden z najbardziej poczytnych polskich twórców fantastyki. Autor „SybirPunka”, „Stalowych szczurów”, a także bestsellerowego cyklu „Komornik”, który właśnie powiększył się o nowy tom. Premiera „Areny dłużników” wydanej przez Fabrykę Słów to dla nas pretekst do rozmowy z autorem. Z wywiadu dowiecie się o warsztacie pracy, przeznaczeniu i apokalipsie w literaturze, a także nowościach, nad którymi pracuje Michał Gołkowski. Zapraszamy do lektury.

„Arena dłużników”, nowa historia w świecie „Komornika” – wywiad z Michałem Gołkowskim

[opis wydawcy] Rzucony przez samego siebie na główkę w wir ponownie rozpoczętej, równie co poprzednio nieudolnej Apokalipsy, nasz poczciwy Ezekiel robi to, co powinien zrobić każdy szanujący się p/o Boga Wszechmogącego: pozwala jak kto głupi się oszukać i sprzedać w charakterze niewolnika, mającego zginąć na okrytej złą sławą Arenie Dłużników. Jednakże złego diabli nie biorą, zaś Ezekiel nie zwykł poddawać się bez walki.... A w każdym razie bez konkretnej wiązanki solidnych bluźnierstw.

Marcin Waincetel: Z wykształcenia jesteś lingwistą, z zamiłowania historykiem wojskowości oraz antropologiem kultury. Zajmujesz się tłumaczeniem z języka angielskiego i rosyjskiego. I piszesz. Książki piękne, bo pokręcone, wciągające, bo przewrotne. Fantastyczne, choć często nawiązujące do historii, mitów i dawnych kronik. Czy w czasie pisania, a może nawet wcześniej, na poziomie kreacji świata, czujesz, że dana opowieść sprawdzi się w formie literackiej? Bo „Komornik”, przyznać trzeba, odważną historią jest! 

Michał Gołkowski: Pisanie książek jest na dobrą sprawę bardzo podobne do gotowania. Czasami łapie się pomysł na potrawę – ot tak, po prostu przychodzi nam do głowy coś nowego. Niby jadło się już coś podobnego, ktoś znajomy kiedyś upichcił danie w tym stylu, ale to nasze będzie… inne. I zaczyna się myśleć, kombinować, na wejściu już czując: tak, to będzie dobre. No a potem – potem wychodzi różnie, bo jednak pomysły to sztuka, a gotowanie to już rzemiosło. I tak samo jest z książkami, bo pomysł rzeczywiście potrafi się wydawać dobry, świetny, wręcz WHOA! Tylko że potem coś nie pyka w trakcie i prace zwalniają, buksują i grzęzną.

Akurat z „Areną dłużników” było zupełnie na odwrót. Czułem, że to ma szansę być fajne, nawet dobre, i szedłem w to pełną parą – ale to z założenia miał być jeden tom. Ot, taki sobie niewinny spin-off, kontynuacja, o którą nikt nie prosił. I dopiero podczas pracy nad pierwszym tomem zobaczyłem, jak pomysł puchnie, pączkuje i mnoży się przez masturbację… Więc rzuciłem w cholerę początkowy plan i radośnie, podobnie jak Ezekiel, skoczyłem na główkę w otchłań wykreowanego przez siebie świata – a teraz razem z nim próbuję się z niego wydostać.

Podobno wraz z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność, o czym mówił wujek Ben ze „Spider-Mana”. Z kolei „To ja jestem Bogiem! Uświadom to sobie…” to tekst, który swego czasu wykrzykiwała „Paktofonika”. Pod jedną, jak i pod drugą myślą mógłby spokojnie podpisać się chyba Ezekiel Siódmy, były Komornik, właściwie renegat, bohater „Areny dłużników”. Postać z charakterkiem. Chyba lubisz pisać o takich boskich odszczepieńcach, prawda?  

Ja w ogóle lubię bohaterów złamanych, pękniętych, z jakąś rysą na charakterze. Każda moja protagonistka, każdy mój protagonista ma w sobie jakąś niedoskonałość, coś, co ma sprawiać, że nie będzie po prostu kolejnym, generycznym wytworem subkultury. Zek poza tym nie jest renegatem z wyboru, on nie jest typem buntownika – jego prawdziwy charakter to tak naprawdę radosny konformizm, klasyczne „moja chata z brzegu” i głęboka olewka wszystkich i wszystkiego, byle on miał spokój. Dlatego też tak ciekawie jest śledzić przemianę jego charakteru, gdy Ręka Opatrzności w końcu popycha go kawałek za daleko, a on przekracza we własnej głowie pewną nieprzekraczalną granicę. Pierwszą, drugą… następną… i kolejną… i jeszcze jedną, i na drugą nóżkę.

Tak, zawsze ciekawie jest pisać o tych niepokornych, którzy wypadli poza system i odczepili się od radosnego pociągu związków przyczynowo-skutkowych, a teraz próbują dotrzeć do najbliższej budki dróżnika i ogarnąć, gdzie w ogóle się znajdują.

W twojej najnowszej książce Ezekiel trafia na „Arenę dłużników” w charakterze niewolnika, który powinien zginąć, jednak – jak głosi stare porzekadło – przecież „złego diabli nie biorą”. W jaki sposób można byłoby właściwie zdefiniować misję Ezekiela?  

Och, gdyby tę misję zdefiniować, to i samemu Ezekielowi byłoby o wiele łatwiej ją wykonać – natomiast tutaj urok polega na tym, że poczciwy Zek sam stara się połapać w tym, co dzieje się wokół i przez niego. Gdyby miał czas usiąść, pomyśleć, zastanowić się, przeanalizować! Zamiast tego biegnie od pożaru do pożaru, chlustając na nie cieczą z kanistra i dziwiąc się, że jest tylko gorzej. To jest klasyczny Król Julian: „A teraz szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu!”.

Gdy opisywałem pierwszą część „Areny dłużników”, a ogólnie – uniwersum „Komornika”, zastanawiałem się nad tym, jak może wyglądać prawdziwy koniec świata. Albo inaczej – czy biblijny przekaz zawiera choć ziarno prawdy? A może finałem jest po prostu śmierć jednostki – pojedynczego człowieka? Bo co by nie mówić, zajmujesz się eschatologią, choć w rozrywkowej, często bezkompromisowej formule.

Obawiam się, że zarówno koniec świata, jak i śmierć jednostki są zdecydowanie przereklamowane. Spodziewamy się wielkich wydarzeń, spektakularnych scen w slow motion, ujęć w bullet time, epickich upadków i podniosłych ostatnich słów. Tymczasem i jedno, i drugie jest wyjątkowo… pragmatyczne. Fizjologiczne, zdecydowanie zbyt przeciągnięte, pozbawione jednoznacznego momentu kulminacji, gdzie zaczyna grać łzawa muzyka. To, co opisujemy jako „apokalipsa”, to nasze wyobrażenie o marzeniu – tak byśmy chcieli, żeby skończył się świat, żeby skończyło się życie. Niestety rzeczywistość konsekwentnie ignoruje nasze żądania. I obawiam się, że niewiele się w tym temacie zmieni.

Co było dla ciebie najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w czasie tworzenia świata „Komornika”? Czerpiesz z dobrodziejstwa popkultury, bawisz się formułą postapokaliptycznej wizji, w której wszystko jest jednak bardzo realistyczne, wyjątkowo bezkompromisowe. 

Najtrudniej jest w tej chwili pospinać to wszystko w całość, jednocześnie nie gubiąc podstawowych założeń uniwersum i nie tracąc z oczu tego, co już wydarzyło się w pierwszej trylogii. Tak, celowo pomijam pewne wątki, nie poruszam takich czy innych elementów, ale nie mogę pozwolić sobie na to, żeby po prostu je przeoczyć, bo wtedy cała misterna układanka reinstalacji Systemu Operacyjnego posypie mi się jak domek z kart.

Najbardziej satysfakcjonujące? Zdecydowanie możliwość powrotu do tego uniwersum i pokazania wszystkiego tego, co z takich czy innych przyczyn nie trafiło do pierwszych trzech tomów. Cała masa miejsc, miriada postaci pobocznych i bohaterów głównych, całe akapity przemyśleń Ezekiela… To jest jak szansa powrotu do czegoś, co – poniekąd słusznie! – uważaliśmy za zakończone, zamknięte i niedostępne. Tymczasem uniwersum „Komornika” wita nas z szeroko otwartymi ramionami i szeregiem otworów ciała.

Cykl o Ezekielu Siódmym to prześmiewcza, miejscami obrazoburcza, odważna i wielowątkowa historia, którą doceniają tysiące czytelników. Biblijne inspiracje rozpisane w rozrywkowej formule, a dodatkowo odważna tematyka – cenzura słowa, polityczna poprawność, istota religii i wiary w życiu człowieka, krytyka reżimów i różnego rodzaju systemów politycznych. Nazbierałeś tych motywów. Ale czym dla ciebie, przede wszystkim, są „Komornik” i „Arena dłużników”?

Cały cykl „Komornika” to dla mnie opowieść, jaką sam chciałbym przeczytać. Wszystkie moje książki piszę zgodnie z tą samą zasadą, że tworzę takie historie, jakich nie napisał dla mnie nikt wcześniej. Bo to przede wszystkim doskonała zabawa! To podróż do świata własnej wyobraźni, nad którym ma się tylko rudymentarną, bardzo ograniczoną kontrolę i naprawdę nie ma się pojęcia, co czai się za rogiem. Wydarzenia, w których bierze udział Ezekiel, teksty jego towarzyszy, przemyślenia i zwroty akcji są dla mnie nie mniejszym – a czasami wręcz większym! – zaskoczeniem, niż dla moich czytelniczek i czytelników. To bez cienia wątpienia doskonała zabawa i najlepsza rozrywka, jaką można uprawiać w pojedynkę.

Studio Sylen „Nieskruszonego” reklamuje jako grę, która łączy w sobie elementy powieści paragrafowej z visual novel – akcja jest oczywiście osadzona w uniwersum twoich książek, choć ich znajomość nie jest konieczna, prawda? Zresztą twój przyjaciel, który zaprosił cię do realizacji projektu, historii zapisanej w „Komorniku” na początku w ogóle nie znał, dobrze kojarzę? Czy to się zmieniło? I czy są plany na nowe tytuły w tym multimedialnym świecie?

„Nieskruszonego” pisaliśmy tak, żeby mógł służyć też jako samodzielne wprowadzenie do uniwersum „Komornika”. Oczywiście znajomość książek pomoże wychwycić określone smaczki i wyłapać nawiązania, ale nie jest w żadnym razie konieczna czy niezbędna… I może stanowić doskonały początek dla tych, którzy jeszcze nie sięgnęli po książki. To fakt – Marcin vel „Skoczek” nie czytał oryginalnej trylogii, gdy zaczął męczyć mnie o napisanie kontynuacji do niej. Jeśli zatem jemu się udało, to chyba widać, że tak zwany próg wejścia w uniwersum nie może być przerażający i nieosiągalny. W tej chwili pracujemy w Sylen Studio nad pełnowymiarową, dużą grą w uniwersum Komornika, natomiast – no cóż, karty przy orderach, nie mogę zdradzić szczegółów produkcji. Już niedługo usłyszycie więcej, zapewniam.

Nad czym obecnie pracujesz? I do jakiego uniwersum wrócimy najszybciej? „Komornik”? „SybirPunk”? „Stalowe szczury”?

Dosłownie w sąsiednim okienku MS Word mam otwartą sto drugą stronę komputeropisu siódmego i (chyba) ostatniego tomu trylogii komorniczej. Jak tylko go skończę, wrócę do rozpoczętej trylogii „Świat we krwi” z uniwersum Siedmioksięgu Grzechu (który już liczy więcej tomów niż sugeruje tytuł serii). Następnie wypadałoby dokończyć „Mykołę” z mojego ukochanego „SybirPunka”, potem wrócić do uniwersum „Stalowych szczurów”, a reszta… Reszta to już dalekie science fiction. Jedno jest pewne: pomysłów ani materiału mi nie zabraknie!

Przeczytaj fragment:

Wybrańcy

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Komornik. Arena dłużników #2” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
sloniatko 19.07.2022 13:27
Czytelnik

Zbieram się do #2, bo niestety w pierwszym tomie wiało nudą.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mika 18.07.2022 18:47
Czytelniczka

Jestem po przeczytaniu Areny Dłużników #2 i to świetna książka. Nie mogę się doczekać kolejnych książek od tego autora  😀

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Waincetel 18.07.2022 12:30
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post