Niekoniecznie najlepsze komiksy 2021 roku

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
31.12.2021

Kolejny rok i kolejna chwila zadumy nad komiksami, które ukazały się u nas przez ostatnich dwanaście miesięcy. A tych było dużo. Bardzo dużo. Za dużo? O nie, co to, to nie.

Niekoniecznie najlepsze komiksy 2021 roku

Niby można było trafić na gorsze poświąteczne zadanie, bo przecież taka lektura to czysta przyjemność. Ale zdanie sobie sprawy, jak prężny i bogaty jest nasz rynek komiksowy nie pomaga dolegającemu ogromowi z nas FOMO, czyli podszytemu cokolwiek abstrakcyjnym lękiem niepokojowi, że jeszcze tyle materiału zostało nam do nadrobienia. Abstrakcyjnemu, bo przecież czytanie, oglądanie i słuchanie to nie przymus. Przeciwnie — coś, co daje poczucie ugruntowania.

Ba, FOMO (czyli Fear Of Missing Out) to już bez mała cywilizacyjna choroba, od której nie sposób się uwolnić, gdy próbujemy choćby ogarnąć z grubsza wszystko, czym moglibyśmy się potencjalnie zainteresować. Genialny scenarzysta komiksowy Alan Moore mówił, że dzisiejszy świat produkuje niemożliwe do przetworzenia i przyswojenia przez człowieka ilości nie zawsze niezbędnych informacji, z którymi nijak się nie uporamy. Ale jednak próbujemy.

Moje osobiste zmagania z komiksami są tego niejakim dowodem, lecz mimo to, zawsze w owych cyklicznych podsumowaniach z dwóch przyczyn odmawiam wyłaniania swoistego top 10. Pierwsza to oczywisty fakt, że nie przeczytałem wszystkiego, bo to niemożliwe, a druga ma związek z niesłabnącą awersją do podobnych list. Dlatego umyśliłem sobie, żeby te moje noworoczne komiksowe teksty były czysto popularyzatorskie, pokazywały różnorodność sztuki komiksowej i bogactwo proponowanej nam oferty, udowadniały, że faktycznie każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Stąd tytuł: niekoniecznie najlepsze komiksy 2021 roku. To po prostu ciekawe komiksy 2021 roku.

Kolejność przypadkowa.

Tom Strong

Skoro już padło nazwisko Alana Moore’a, to zacznę od niego. Ten rok przyniósł aż dwa tomy serii na pierwszy rzut oka średnio pasującej do bibliografii szalonego Brytyjczyka, bo to przecież komiks odwołujący się do dziecięcej radochy z czytania, tej bezpretensjonalnej złotej ery, kiedy to superbohaterowie o kwadratowych szczękach ratowali świat, kładąc wroga jednym ciosem.

Tyle że „Tom Strong” to postmodernistyczna żonglerka rozmaitymi motywami kojarzonymi z komiksem i literaturą science-fiction. Pod płaszczykiem historii o dzielnym wybawcy świata naszego i ościennych kryje się i zabawa słowem, i autotematyczna refleksja.

Maska

Nie za bardzo lubię się powtarzać, a niedawno pisałem obszernie o tym komiksie na łamach naszego szacownego portalu, dlatego pozwolę sobie na pewien niedokładny autocytat. Mówiąc bez ogródek: oryginalna, komiksowa „Maska” to rzecz ociekająca takoż krwią i flakami, jak i czarnym humorem, pełna iście absurdalnej przemocy i podskórnie niepokojącej beznadziei.

Owszem, może i kolorowa, ale na tym podobieństwa z kinowymi i telewizyjnymi adaptacjami zaczynają się i kończą. Polskie wydanie to grube tomiszcze zbierające trzy powiązane, oryginalne opowieści o Masce, które są pędzą na łeb, na szyję, nie oglądając się na czytelnika.

Moonshadow

Bez mała legendarny już komiks, który miał trafić na nasze półki już dawno temu, ale wtedy ten ambitny plan, niestety, nie wypalił. Opus magnum J. M. DeMatteisa i świetnego malarza Jona Mutha to rzecz eklektyczna pod kątem treści i formy, to jednocześnie space opera, jak i inicjacyjna opowieść o dorastaniu, z jednej strony kameralna, z drugiej monumentalna.

Historia życia tytułowego Moonshadowa, dziecka ludzkiej kobiety i kosmicznej istoty, jest nie tylko narysowana, ale i namalowana, a ilustracje Mutha ukazują szerokie spektrum jego talentu. Raz sięga on bowiem po portretowy realizm, aby zaraz zasunąć abstrakcją z podłego kajetu.

Pinokio

Niby nie nowość, a reedycja, lecz „Pinokia” tak długo brakowało na polskim rynku, że z czystym sercem można potraktować ten tytuł jak świeżutki komiks. Bo i też nie stracił absolutnie nic ze swojej mocy. A jest to rzecz szalona i bezkompromisowa, której za żadne skarby nie dawajcie dzieciom. Czarny humor autora legitymującego się pseudonimem Winshluss to jedno, ale jego interpretacja „Pinokia” to nic innego jak zaduma nad pełnym upokorzeń losem człowieka.

Turpistyczna fascynacja brzydotą przebija z każdej, perwersyjnie pięknej strony, nawiązującej stylem do starych disnejowskich animacji. Nie znajdziecie tu pociechy, tylko żałość i groteskę.

Blacksad: Upadek

Kolejny powrót po latach, bo John Blacksad, antropomorficzny kot parający się zawodem prywatnego detektywa, dawno już nie gościł na komiksowych stronicach. Seria kryminalna autorstwa Juana Diaza Canalesa i odpowiedzialnego za rysunki Juanjo Guardino czerpie garściami z amerykańskiego noir, opierając się na intrygach pozornie prostych, lecz niezmiennie nawiązujących — choć niebezpośrednio — do autentycznych wydarzeń historycznych.

I tak, tym razem Blacksad staje między mafią a związkami zawodowymi, lecz polityczna intryga sięga znacznie głębiej. Na tyle, że „Upadek” podzielono na dwa tomy, czego do tej pory hiszpański duet nie praktykował.

Aldobrando

Oto esencjonalna opowieść fantasy skrojona podług Campbellowskiego modelu podróży bohatera, choć tytułowy Aldobrando to kiepski materiał na pogromcę smoka i męża dla księżniczki. Sierota bez wyjątkowego talentu czy ambicji zostaje podstępem i siłą wypchnięty za próg domostwa, aby wypełnić swoje przeznaczenie, lecz gołębie serce i dobroć to nie są w tym świecie błogosławieństwem, tylko przekleństwem.

Bo ta fantastyczna, niby średniowieczna kraina aż puchnie od przemocy i nagradza niegodziwość, a tytułowy bohater nie ma chęci zmieniać świata. Tyle że zmieni ludzi, nie zmieniając siebie. Poruszająca i wyśmienicie narysowania przygoda.

Injustice

Cóż, musiała się tu nareszcie znaleźć jakaś superbohaterszczyzna i padło na projekt iście multimedialny, który swój początek miał na komputerach i konsolach jako bijatyka. Ale komiks ten nie jest zwyczajnym produktem towarzyszącym ni folderem reklamowym, nic z tych rzeczy.

Oto świat, gdzie Superman wariuje z żałoby po stracie Louis Lane, mianuje się swoistym strażnikiem całej planety i zaprowadza siłą nowe, pacyfistyczne porządki. Niektórzy trykociarze mu przyklaskują, inni, na czele z Batmanem, zawiązują swoisty ruch oporu. Jest to interesujący punkt wyjścia dla historii, która nie boi się namieszać w skostniałym już uniwersum DC.

Pacjent

Timothe Le Boucher, autor bardzo udanych „Dni, których nie znamy”, znowu ląduje na mojej komiksowej liście. I nic dziwnego, bo choć „Pacjent” nie jest tak dobry, głównie z powodu nie zawsze zgrabnego gatunkowego flirtu, to jest napisany i skonstruowany tak, że trudno odłożyć komiks na później. Gwarantuję, że przeczytacie te trzysta stron za jednym posiedzeniem.

Le Boucher kreśli historię wybudzonego ze śpiączki chłopaka, który jako jedyny przeżył masowy mord dokonany przez jego siostrę. Tytułowy pacjent nawiązuje intymną relację z zainteresowaną jego przypadkiem psychiatrą, ale podczas terapii wychodzą na jaw mroczne fakty i domysły, które rzucają nowe światło na tę sprawę. i jeszcze bardziej ją gmatwają.

Mrok w różu

Tony Sandoval powinien już chyba mieć honorowe polskie obywatelstwo, bo gości u nas niezwykle często; takoż on, jak i jego komiksy. Meksykański scenarzysta i rysownik zasłynął dziełami traktującymi zwykle o trudach dorastania i „Mrok w różu” nie jest wyjątkiem, stąd dziwić może umieszczona na okładce adnotacja, że jest to propozycja tylko dla dorosłych.

Sandoval bodaj po raz pierwszy tak chętnie eksponuje intymne detale, lecz jego komiks to żadne tam porno, ale zmysłowa rozprawka o seksualnym przebudzeniu, jak zawsze przyprawiona ostrym gitarowym riffem. I, co ważne, cielesność jest u niego nieodmiennie powiązana z tym, co duchowe. Metaforyka i oniryzm całości prowokuje do więcej niż jednego przeczytania.

The Spectacular Spider-Man

A na koniec nutka superbohaterskiej nostalgii. Kto przed laty zbierał hurtowo komiksy od TM-Semic, ten pewnie pamięta prawie wszystkie zgromadzone tutaj historie, ale zbiór ten to nie tylko podróż do krainy dzieciństwa, ale ewenement na skalę światową, bo podobne tomiszcze nie zostało wydane nigdzie indziej. Zebrano tu bowiem prawie cały pajęczy run J.M. DeMatteisa.

Godny jest on przeczytania chociażby z uwagi na fantastyczną (i tragiczną) sagę z Green Goblinem, będącą zarazem opowieścią o upadku i zwątpieniu samego Spider-Mana, oraz fenomenalną opowieść o śmiertelnie chorym Sępie. Idealna rzecz nie tylko na zimowe wieczory.

Wszystkiego komiksowego w 2021 roku!


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
ppiotrekk  - awatar
ppiotrekk 01.01.2022 18:51
Czytelnik

Na końcu chyba miało być: wszystkiego komiksowego w 2022 roku :)

Liczyłem że będzie jakiś Kaczor Donald od Dona Rosy. Odwalił kawał dobrej roboty.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 31.12.2021 12:01
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post