„Pociąg do Tybetu” – niezwykła książka Mai Wolny
Maja Wolny znana jest przede wszystkim jako autorka powieści: bestsellerowych „Czarnych liści”, nagradzanego „Księgobójcy” czy wydanej ostatnio postapokaliptycznej „Jasności”. Ostatnio pisarka sięgnęła po literaturę faktu. „Pociąg do Tybetu” to nie tylko reportaż z dalekiej wyprawy koleją. To również osobisty dziennik podróży, ujawniający ciekawe historie o ludziach, miejscach i o samej autorce.
I tak dowiadujemy się na przykład, że swoje małżeństwo zawdzięcza Ryszardowi Kapuścińskiemu, a przez lata dzieliła biurko w redakcji „Polityki” ze zmarłym właśnie Jerzym Pilchem.
Z Syberii do Tybetu
Na wschód Maja Wolny podróżuje już od pięciu lat. Przemierza Azję w pociągach i zatłoczonych autobusach. Wszystko zaczęło się od wyprawy na Syberię, kiedy przygotowywała się do napisania skądinąd świetnej, tłumaczonej na kilka języków powieści „Powrót z Północy” (jej akcja rozgrywa się w przedziale kolei transsyberyjskiej).
W „Pociągu do Tybetu” autorka znów powraca na Syberię – wyobrażona linia kolejowa Warszawa-Lhasa biegnie bowiem właśnie przez głęboką Rosję, w okolicach Bajkału skręca na południe, do Mongolii i dalej, do Pekinu, by wreszcie dotrzeć do stacji końcowej w stolicy Tybetu. To w sumie dziesięć tysięcy kilometrów, dwa kontynenty i aż osiem stref czasowych.
Książka o kobiecym podróżowaniu
W swojej twórczości Maja Wolny często sięga po biografie intrygujących postaci, które stanowią tło akcji. W „Czarnych liściach” była to fotografka Julia Pirotte, w „Powrocie z Północy” budowniczy mostów, warszawski inżynier Michał Hieropolitański. Teraz pisarka przypomina czytelnikowi kolejną postać: jest nią Alexandra David-Néel, pierwsza w dziejach Europejka, która dotarła na Dach Świata. Maja Wolny podąża śladem tej pisarki i podróżniczki, jednej z pierwszych feministek, rówieśniczki Marii Skłodowskiej-Curie. Alexandra David, dziś zapomniana, jeszcze w latach 50. XX wieku fascynowała i inspirowała. Jej proza wpłynęła m.in. na twórczość amerykańskich beatników, Jacka Kerouaca i Allena Ginsberga.
Maja Wolny, przypominając jej życie i książki (które wydawano również i w Polsce), zastanawia się nad istotą kobiecego podróżowania. Tybet, który do początku ubiegłego stulecia był nieznaną i zamkniętą dla cudzoziemców krainą, przez wieki odwiedzali tylko mężczyźni: misjonarze, kupcy czy członkowie wypraw wojskowo-krajoznawczych.
Podniebne rytuały
Wolny ciekawie opowiada o różnicach kulturowych, o rozmaitych rodzajach pierogów, które można znaleźć w Azji, o skomplikowanej sytuacji społeczno-politycznej i konflikcie Tybetańczyków z Chinami, ale o i zwykłym codziennym życiu mieszkańców Dachu Świata od narodzin aż po śmierć. Pisze więc o marzeniach niewidomych dzieci z odległych górskich wiosek (wynikająca z niedoboru witamin i mocnego nasłonecznienia ślepota jest jedną z częstszych w tym kraju chorób) czy o rytuałach żegnania zmarłych. W Himalajach rzadko dokonuje się tradycyjnych pochówków w ziemi. Zwykle ciało nieboszczyka zostaje rozczłonkowane i podczas specjalnej ceremonii rzucone na pożarcie białym sępom, uznawanym za wcielenie dobrych boginek.
„Tybetańczycy wierzą, że po śmierci dusza ludzka przez kilka dni błąka się wokół swojej materialnej powłoki. W czasie żałoby ciało jest obmywane i zawijane w całun. Lama czyta wersety z ksiąg, kierując duszę ku odrodzeniu. To on decyduje „z konstelacji” o dacie i sposobie pogrzebu. Kiedy decyzja o podniebnym pochówku zostanie podjęta, zmarłemu łamie się kręgosłup i zanosi zwłoki na miejsce pochówku. Mistrz ceremonii rozpala wonne ognisko, które przywabia sępy. Rogjapowie, krajacze zwłok, wykonują nacięcie na plecach, przez które wyciągane są płuca, serce, wątroba i inne organy, które staną się pożywieniem ptaków. (…)
Oddanie zwłok sępom jest ostatnim aktem dobroczynności ze strony zmarłego. Same ptaki są uważane za piękne i czyste. Wydalają w powietrzu, umierają w powietrzu. Tybetańczycy wierzą, że sępy płyną po przestworzach aż do śmierci i znikają, rozłożone przez słońce i wiatr.”
Autorka ze szczerością mówi o problemach związanych z uciążliwością podróżowania: z higieną, zmęczeniem, brudem, tęsknotą za tymi, którzy zostali w domu czy niespodziewanymi problemami ze zdrowiem. Wrażenie robi opis choroby wysokościowej, na którą w Tybecie cierpi niemal każdy przybysz z nizin i która również dopadła pisarkę w wagonie kolei tybetańskiej, najwyżej położonej linii kolejowej świata.
„W nocy budzi mnie panika. Jestem spocona, ciężko oddycham, serce wali jak oszalałe. Wydaje się, że w pociągu odcięto dopływ tlenu. Dobrze wiem, że okna są zablokowane, już wczoraj się z nimi siłowałam, jak tylko weszłam do przedziału. Muszę natychmiast znaleźć się na korytarzu. Siadam na leżance i próbuję wstać. Głowa jest jednak zdecydowanie za ciężka, nie jestem w stanie włożyć butów. Robię pierwszy krok w kierunku drzwi, odblokowuję zamek, wychodzę. Dyszę, jakbym przebiegła kilka kilometrów. Lewa noga waży 100 kilo, prawa jeszcze więcej. Stawiam je niepewnie, są mi coraz bardziej obce. Rękami chwytam się ścianek korytarza i już wiem, że nie dam rady utrzymać się w pionie. Nie dotrę do przedziału konduktorki w mundurze, nie wezwę pomocy. Upadam na brązową wykładzinę, uderzając głową o rozkładanie siedzenie”
Kiedy Maja Wolny kończyła swoje azjatyckie podróże, na świecie właśnie zaczynała się pandemia. Teraz, gdy granice są zamknięte i dalekie wojaże stały się praktycznie niemożliwe, „Pociąg do Tybetu” otwiera przed czytelnikiem olbrzymie obszary naszego globu, zachęcając nie tylko do podróży, ale i do realizacji własnych marzeń.
[aj]