Pole Emonda to rolnicza osada położona na uboczu wszystkiego, gdzie ludzie żyją nieśpiesznie, a jedynymi odstępstwami od normy są rzadkie wizyty bardów czy wędrownych handlarzy, którzy przynoszą wieści z wielkiego świata. Właśnie tam mieszka Rand, młody chłopak, syn pasterza, a także jego przyjaciele, Mat i Perrin. Ich powolne życie zmienia się, gdy Pole Emonda atakują trolloki, potwory, o których mieszkańcy słyszeli dotąd jedynie w opowieściach snutych wieczorami przy kominku. W odparciu ataku pomaga tajemnicza Moiraine i jej wierny towarzysz Lan, którzy przybyli do wioski po to, by zabrać z niej Randa, Mata i Perrina. Chłopcy okazują się być przyczyną ataku trolloków i stanowią zagrożenie dla Pola Emonda, a ponadto zdają się być kimś więcej niż tylko zwykłymi młodymi mężczyznami z wioski na końcu świata. Rand, Mat i Perrin ruszają więc wraz z Moiraine i Lanem, a także Egwaine, która również pochodzi z Pól Emonda, na wyprawę, podczas której ma się okazać kim tak naprawdę są i dlaczego ścigają ich złe siły.
O „Kole Czasu” słyszałam naprawdę wiele, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych opinii. Wszystkie skłoniły mnie do zapoznania się z pierwszym tomem tej ogromnej serii, jednak głównym czynnikiem, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po „Oko Świata” była chęć przeczytania high fantasy, czegoś podobnego do „Władcy Pierścieni”. I po skończeniu lektury muszę powiedzieć, że faktycznie dostałam coś podobnego, miejscami nawet bardzo, ale jednocześnie też coś wyjątkowo dobrego.
Pierwszym, co zauważyłam w „Oku Świata” (a przynajmniej pierwszym co uderzyło we mnie, kiedy bohaterowie opuścili już Pola Emonda i zaczęli swoją podróż) było to, że świat wykreowany przez Jordana jest po prostu OGROMNY. Bohaterowie, z racji swojego celu, podróżują nieustannie i przejeżdżają przez różnorakie wioski, miasta i inne miejsca, które stoją im na drodze do celu. I choć to, co teraz napisze, może wydawać się sztampowe, to wszystkie te miejsca są całkowicie od siebie różne, każde ma swój niepowtarzalny klimat i jest opisane w taki sposób, jakbym ja również się w nim znajdowała. Z racji tego, że „Koło Czasu” to naprawdę wielka seria, to zakładam, że w kolejnych tomach Rand i reszta postaci odwiedzą też inne miejsca, a także będą powracać do starych. I nie skłamię mówiąc, że bardzo czekam żeby poczytać o tym, co autor jeszcze wykreował.
W odniesieniu do tego tomu jak i do całej serii pojawia się zarzut, że Jordan lubi lać wodę i tworzyć niepotrzebne dłużyzny. I faktycznie, książka mogłaby być krótsza, jednak w mojej ocenie te dłużyzny, przynajmniej w „Oku Świata” (bo reszta serii naturalnie jest jeszcze przede mną) nie były jeszcze nie do zniesienia, a co więcej – budowały klimat i poczucie zagrożenia, jakie wisiało nad bohaterami. Czytałam o wiele krótsze i o wiele gorszym stylu przeciągnięte książki (tak, „Pieśni o popiołach i mroku”, patrzę na ciebie, choć pewnie od tego porównania Robert Jordan przerwaca się w grobie), więc może dlatego nie jest to dla mnie wielka wada, choć przyznaję, że może ona odstraszyć czytelników.
Podobieństwa do „Władcy Pierścieni” rzeczywiście są widoczne, nawet bardzo i jestem pewna, że autor inspirował się dziełem Tolkiena. Jednak trzeba oddać Jordanowi to, że kiedy Rand i spółka wyjeżdżają już z wioski na wyprawę, to podobieństwa bledną, a sam autor w późniejszych sekwencjach dodaje dużo od siebie.
Co do bohaterów to muszę powiedzieć, że polubiłam wszystkich towarzyszy Randa, jak i jego samego. Jest to dla mnie o tyle zaskakujące, że z tego co zauważyłam, większość czytelników czuje ogromną niechęć zwłaszcza do postaci kobiecych. Ja, jak już pisałam, polubiłam wszystkich, chociaż przyznam też, że niektóre zachowanie Egweine i Nyneave były irytujące. Z drugiej jednak strony obie dziewczyny nie zachowywały się w ten sposób bez przyczyny, więc o ile rozumiem brak sympatii do nich ze strony innych czytelników, tak ja tych uczuć nie podzielam. Moją ulubienicą natomiast, przynajmniej na ten moment, jest Moiraine.
W ogóle jeśli chodzi o piątkę bohaterów z Pola Emonda to mam wrażenie, że przed nimi długa droga jeśli chodzi o ich charakter i jego zmiany. Widać do zwłaszcza na przykładzie Randa i samej końcówki książki. Na ten moment jednak też nie mogę nic im zarzucić, bo zachowują się i myślą dokładnie tak, jak się tego spodziewałam po postaciach mieszkających całe życie w wiosce gdzieś na końcu świata. Nie zawsze postępowali mądrze i gdyby nie Moiraine i Lan to pewnie nie mieliby szans, ale z drugiej strony cała sytuacja jest dla nich nowa i ciężko im się dziwić.
Fabuła też była ciekawa, przynajmniej jak na początek dużej i epickiej serii fantasy i choć skupiała się głównie na ucieczce przed siłami zła, to autor potrafił utrzymać mnie w napięciu, a do tego widać było, że nie cacka się ze swoimi bohaterami, to dla mnie zawsze jest na plus. Jednocześnie „Oko Świata” dało bardzo mało odpowiedzi i całe naręcza pytań, ale nic dziwnego, w końcu nie można oczekiwać, że w pierwszym tomie zostaną rozwiązane wszystkie zagadki. Poza tym końcówka obiecuje dobrą historię, przynajmniej w tomie kolejnym.
Jeszcze napomknę o tym, że system magiczny, choć nie wyjaśniony do końca (przynajmniej na razie) jest zbudowany na bardzo ciekawym fundamencie, jakim jest podział mocy na dwie cząstki, męską i żeńską. To dla mnie coś nowego i ciekawego, co bardzo mi się podoba.
Na pewno sięgnę po kolejny tom, choć dopiero za jakiś czas. Co by nie mówić, „Oko Świata” trochę mnie zmęczyło, i choć jest to zmęczenie dobre i satysfakcjonujące, to wymaga ode mnie, bym choć chwilę odpoczęła przed sięgnięciem po „Wielkie Polowanie”.
Pole Emonda to rolnicza osada położona na uboczu wszystkiego, gdzie ludzie żyją nieśpiesznie, a jedynymi odstępstwami od normy są rzadkie wizyty bardów czy wędrownych handlarzy, którzy przynoszą wieści z wielkiego świata. Właśnie tam mieszka Rand, młody chłopak, syn pasterza, a także jego ...
Rozwiń
Zwiń