Żywe trupy Daniel Kraus 8,0
ocenił(a) na 105 dni temu Moi Drodzy
➡️Wszystkie książki z motywem zombie darzę ogromnym sentymentem. Klasyka filmowa zombie to dla mnie czysta radość i przyjemność. A wiadomo, że jak mówimy o zombie w kinie, to natychmiast przychodzi nam na myśl Romero, ojciec zombie. Wiele razy myślałem, jakby to było świetnie, gdyby Romero napisał książkę na podstawie swoich filmów. No i cóż, nagle Zysk usłyszał moje pragnienia i oto mamy - powieść duetu Romero/Kraus o jakże wymownym tytule - Żywe trupy! Czy to się mogło udać? Zobaczmy 🧟♂️ (tak, wiem, Romero nie napisał tej książki).
➡️Pierwsze co mnie od razu nastroiło pozytywnie to objętość tej powieści. To grubo ponad 800 stron mięsistej i krwawej historii, która rozpędza się tak jak kocham - czyli powoli jak walec, który miażdży wszystko na swojej drodze. Do tego świetna oprawa, twarde okładki, klimatyczna grafika - sztos!
➡️A zatem, tak jak przypuszczałem - rozpoczyna się wolno, rozpoczyna się tuż przed kataklizmem. Praca w kostnicy. Mówię Wam, jeszcze nigdy nie czytałem tak interesującego opisu sekcji, chwilami wręcz poetyckiego, chwilami bardzo, bardzo rzeczowego, aż do bólu. A potem niezapomniany finał tej sekcji. Ooooch. To było znakomite. A zatem takie były początki. John Doe.
"Pozbawiony narządów wewnętrznych trup obok niej poruszył się, całkiem sam, a Charlie upuściła serce."
➡️Rewelacyjnie przedstawione kolejne postacie. Kolejne wątki, kolejne życiowe dramaty. Na dobrą sprawę śmiało mógłby to być zbiór wielu opowiadań z jednym motywem przewodnim. Wiadomo jakim. Wszystko to zazębia się, tworząc jedną, niesamowitą opowieść. Osoby z wszelkich grup społecznych, lekarze, biedacy, policjanci, żołnierze, dziennikarze. Każdy z nich coś wnosi. Każdy z nich odgrywa jakąś rolę w tym żywo-trupim dramacie. W tym koszmarze na jawie.
➡️ A właśnie. To się po prostu dzieje. Nagle, ni stąd, ni zowąd. Pojawiają się zombie. Zwłoki powstają. Wypatroszone zwłoki. Puste. Bez mięśni. Bez serc. Żywe. Koszmar! Kocham to! To jest napisane perfekcyjnie. To ma klimat! Tu jest strach! Będąc na wsi, czytając to, w nocy bałem się wyjrzeć przez okno. Bałem się wyjść na podwórko!
➡️Sceny są doprawdy dantejskie. Czy to kostnica, czy parking z przyczepami czy sto kolejnych miejsc - koszmar na jawie. A co najlepsze, mimo, że akcja dzieje się współcześnie - wyczułem bezbłędnie klimat "Nocy żywych trupów", który jest jednym z moich ulubionych klasycznych horrorów.
➡️Świetnie się poznaje kolejne odsłony tej makabry widziane przez kolejne osoby, zupełnie inne, z zupełnie innych sfer społecznych, różniących się całkowicie, ale mających jedną wspólną cechę - chęć przetrwania. A przetrwanie w tym świecie nie jest łatwe, o nie.
➡️Walka na klatce schodowej jest epicka. Walka o zachowanie człowieczeństwa jest epicka. Ta książka jest epicka i jeśli kochacie zombie - zakochacie się w niej. Dlatego, że to najlepszy kawał literatury o zombie, jaki znam. Coś absolutnie niezwykłego.
➡️Niesamowite jest wplecenie w ten czysty horror idealnej obyczajowej warstwy. Ja po prostu uwielbiam tego rodzaju zabieg - stosunki międzyludzkie, relacje między bohaterami, szczegółowy rzut oka na społeczne problemy, a to wszystko jako tło dla rozgrywającego się horroru, horroru strasznego, makabrycznego, dziejącego się na naszych oczach, wybuchającego nagle, w nawale codzienności i spraw jak najbardziej normalnych. To właśnie tu jest i jest to przedstawione na najwyższym z możliwych poziomów, po prostu po mistrzowsku. Najlepszym chyba tego przykładem jest historia Nishimury, zwróćcie na nią uwagę.
➡️Wiecie, co jeszcze czyni tę książkę inną? Otóż spojrzenie na cały ten koszmar od strony żywych trupów. Tak, tak, wydawać by się mogło to dziwne, ale jest świetne, ba, znakomite. Wejść w głowę zombie, odczuć to, co on odczuwa, jakieś szczątkowe uczucia, postępujący rozwój, zachodzące istotne zmiany, kołaczące się wspomnienia, dawne cele, bezpowrotnie minione JA, które zamieniło się w TY. MY. WY. Absolutny sztos.
➡️Niesamowicie intrygująca i będąca jedną z mocniejszych stron tej powieści jest postawa kolejnych bohaterów w obliczu Armagedonu. Od paniki po skuteczne działanie aż po bohaterstwo. Idealnie możemy poznać dzięki temu, kto tak naprawdę jest kim. Jakim jesteś człowiekiem w kryzysie. Na co cię stać. Czy płacz, czy walka, czy obojętność, czy szaleństwo. To wszystko tu jest, pełen wachlarz postaw. Świetne!
➡️I ten klimat. Chwilami podniosły, momentami absurdalny. Pełen grozy, horroru, filozoficznych rozważań i czarnego humoru. Tworzące się nowe podziały. Zawiązujące nowe sojusze. Przyjaźnie w tym zdegenerowanym, upadającym, apokaliptycznym świecie. To prawdziwa zombie apokalipsa, tylko że nie ta durna, nie parodystyczna, a przejmująca, mocna, krwawa, ale i wzruszająca kiedy trzeba. Czasem i patetyczna, czasem satyryczna. Jest tu smutek, ale i nadzieja. Że może jednak damy radę. Toporem, bejsbolem, a czasem życzliwością i zaufaniem. Ta książka jest majstersztykiem.
"Tak jest teraz, bracie. Za każdym razem, gdy odpływam, myślę… czy to ostatni raz? Czy to ostatni raz, kiedy pomyślę o mamie i tacie i o tobie i… i boję się, Manu"
➡️I nawet w obliczu takiej apokalipsy ludzie nie są w stanie porzucić swoich waśni, odwiecznych animozji i dawnych uraz. Wojna nawet tutaj ma coś do powiedzenia, ludobójstwo także i tu podnosi swój łeb. I atomowy koszmar.
"Do Hoffmann dotarły plotki, że atomowe zombie były najgorsze ze wszystkich, potrafiąc zabić kogoś, nawet go nie dotykając. Ich ciało promieniowało śmiercią."
➡️Naprawdę, mógłbym pisać i pisać jeszcze długo, ale kto to przeczyta? O sekcie na lotniskowcu, o rozdaniu świadectw, o doktorze Acocelli i przyspieszonym małżeństwie, o wszystkich miejscach i ludziach, których dopadła pożoga. Którym rozpadł się świat. Którym nie zostało nic. A jednak... Jak dawno nie czytałem tak rewelacyjnej grozy, chwilami trącącej klasyką, chwilami zupełnie współczesnej, ale zawsze genialnej. Ta powieść dostaje 10/10 i UZJ (Uncelkowy Znak Jakości). Wierzcie mi, bardzo, bardzo chcecie pogrążyć się w świecie zombie, tragedii, nowym świecie. Rewelacja!