-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
Choć jednym z kluczowych wątków w książce jest analiza przeszłości Voldemorta przez głównych bohaterów, nie uważam by ten wątek był… najszczęśliwiej zorganizowany, gdyż to jest tu chyba kluczowym problemem. Nie myślałem specjalnie nad alternatywnym rozwiązaniem, jednak rytmiczna, regularna i przez to przewidywalna formuła obrana przez J.K. Rowling dla wizyt Harry’ego i Dumbledore’a w przeszłości zamiast wolności w nierzeczywistym świecie magii, daje poczucie szablonowości i klaustrofobii pośród stron powieści.
W fascynujący za to sposób autorka rozwija charaktery i wizerunki części postaci pierwszo i drugoplanowych (tu palmę pierwszeństwa wypada jednak chyba przyznać Snape’owi), które w ostatecznej intrydze – a w żadnym razie nie można fabuły Księcia Półkrwi rozpatrywać oddzielnie od Insygniów Śmierci – odegrają niebagatelną rolę.
Jestem też wielkim fanem idei horkruksów, gdyż uosabiają to, co okazało się klęską Gwiezdnych wojen. Łącząc w sobie magię i logikę sprawiają, że z baśniowości pojedynku pomiędzy rocznym Harrym a Voldemortem (czy raczej rezultatem tegoż) nie uciekło nic, a jednocześnie rozwiązanie tej tajemnicy nie nagina zaufania czytelnika do autorki. Dwanaście lat temu saga Lucasa również stanęła przed podobnym dylematem, jednak to jak zajęto się tajnikami Mocy skończyło się dla Nowej Trylogii kompletną klęską.
Choć jednym z kluczowych wątków w książce jest analiza przeszłości Voldemorta przez głównych bohaterów, nie uważam by ten wątek był… najszczęśliwiej zorganizowany, gdyż to jest tu chyba kluczowym problemem. Nie myślałem specjalnie nad alternatywnym rozwiązaniem, jednak rytmiczna, regularna i przez to przewidywalna formuła obrana przez J.K. Rowling dla wizyt Harry’ego i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z pewnością nie da się odebrać J.K. Rowling swego rodzaju ambicji; w książce zasadniczo dla dzieci poruszania tematów, których człowiek raczej by się tam nie spodziewał. W Zakonie Feniksa Harry Potter dorósł już najwyraźniej na tyle, by poradzić sobie z niemal tysiącem stron o polityce.
Trochę jest to poprowadzone na łatwiznę, gdyż polityka i politycy są tu przedstawieni jako motywy i postaci negatywne: od zła wcielonego, do ludzi bez kręgosłupa (czy to moralnego, czy osobistego). W jaki sposób przyczynia się takie stawianie sprawy do budowy tzw. “społeczeństwa obywatelskiego”, nie mam pojęcia.
Anyway, daje tę niekoniecznie banalną wiedzę, że to, co na górze nie zawsze ma rację i – także w szkole – trzeba stanąć między administracją a tym, co uważa się za słuszne. Gdybyśmy mieli w liceum taką ściągawę, pewnie byłoby nam łatwiej (choć i tak swoją bitwę szczęśliwie wygraliśmy). Te “doroślejsze” wątki, dokładają się do obecnych już o przyjaźni, wdzięczności, odwadze, sprawiając, że książka choć męcząca, nie pozwala się od swoich stronic oderwać. Przyczyniają się do tego emocje czytelnika – pozytywne, w stosunku do głównych protagonistów; negatywne, w stosunku do przedstawicieli ministerstwa; czy nawet skrajnej wściekłości – w moim przypadku – w stosunku do Hagrida.
Zaskakujące jest też z jaką łatwością przychodzi autorce nakreślanie charakterystycznych i jaskrawych postaci zarówno po jednej, jak i drugiej stronie barykady.
Z pewnością nie da się odebrać J.K. Rowling swego rodzaju ambicji; w książce zasadniczo dla dzieci poruszania tematów, których człowiek raczej by się tam nie spodziewał. W Zakonie Feniksa Harry Potter dorósł już najwyraźniej na tyle, by poradzić sobie z niemal tysiącem stron o polityce.
Trochę jest to poprowadzone na łatwiznę, gdyż polityka i politycy są tu przedstawieni...
Nigdy jakoś nie przepadałem za czwartym tomem Harry’ego Pottera. Faktem jest, że kilka lat temu przy pierwszej lekturze chyba nie czytałem zbyt uważnie i nie do końca załapałem, o co w całej intrydze się rozchodzi, but still – rozmach i powaga wydarzeń rozgrywających się w Hogwarcie wydaje mi się nieco nadęta i sztuczna.
To w zasadzie jedyne “ale”, jakie mam do fabuły Czary ognia. Nie sposób nie zaznaczyć, że – mimo przebłysków w Więźniu Azkabanu – jest to pierwsza część z serii, w której widać wyraźny skręt ku dorosłości. Harry nie mierzy się już z kamykami, bajkowymi potworami czy deszczem na boisku, jednocześnie po raz pierwszy stykając się z brutalizmem świata czarodziejów i swego rodzaju inercją jego politycznego wymiaru, na co dużo większy nacisk położą kolejne części.
Still, część osób, z którymi rozmawiałem narzeka na zbytnią sienkiewiczowskość powieści, w której – jak na książkę dla dzieci – trup ściele się gęsto, krew leje się strumieniami, a brakujące (mniej lub bardziej permanentnie) kończyny nie są niczym nowym.
Należy też autorce oddać, że kreacja bohaterów przeprowadzona jest bardzo dobrze (choć jedynie częściowo, gdyż przybyszów “z zewnątrz” bardziej prostacko i po macoszemu potraktować się już chyba nie dało). W toczących bezmyślnie pianę mediach katolickich możemy oczywiście przeczytać, iż Harry Potter to komercja nie umywająca się do dawnych bajek z przesłaniem, jednak Czara ognia udowadnia dokładnie coś odwrotnego. Zadziwiająco jak dużo trudnych i – co tu się oszukiwać – ważnych tematów w życiu młodego człowieka ta książka porusza. I co ważniejsze, Rowling jest pisarką z przypadku i nie duma specjalnie nad tym co ma napisać – kobieta pisze jak jest, and that’s good.
Nigdy jakoś nie przepadałem za czwartym tomem Harry’ego Pottera. Faktem jest, że kilka lat temu przy pierwszej lekturze chyba nie czytałem zbyt uważnie i nie do końca załapałem, o co w całej intrydze się rozchodzi, but still – rozmach i powaga wydarzeń rozgrywających się w Hogwarcie wydaje mi się nieco nadęta i sztuczna.
To w zasadzie jedyne “ale”, jakie mam do fabuły...
Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Więzień Azkabanu, gdy kilka lat temu czytałem go po raz pierwszy. Jak wspomniałem wcześniej, Komnata tajemnic wskazała kierunek, w którym charakter serii będzie podążać. Sure enough, trzeci tom zabiera “detektywizowanie” to another level; i choć autorka konsekwentnie kroczy tą drogą, nie czułem się tak bardzo skołowany przez Rowling chyba aż do Insygniów Śmierci.
Ciekawe jest to, że przy “drugim czytaniu” z końcowego zamieszania nie pozostało zupełnie nic – cały dramatyzm i emocje uleciały zupełnie z elementem zaskoczenia. Jestem zdziwiony, gdyż w przypadku niejednego filmu opierającego fabułę na podobnych zabiegach, trochę ekscytacji jednak pozostawało.
Nie zmieniło się natomiast postrzeganie ogólnego kształtu i wydźwięku powieści. Czuć mrok i atmosferę zagrożenia, a także stopniowe pogłębianie się obserwacji bohaterów, na temat otaczającego świata.
Do książki wróciłem bardzo chętnie, a powyższe cechy chyba decydują o tym, że nie należy tego uznać za błąd. Marudzić mogę tylko na to, że nieco wynudziłem się przy drugiej lekturze.
Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Więzień Azkabanu, gdy kilka lat temu czytałem go po raz pierwszy. Jak wspomniałem wcześniej, Komnata tajemnic wskazała kierunek, w którym charakter serii będzie podążać. Sure enough, trzeci tom zabiera “detektywizowanie” to another level; i choć autorka konsekwentnie kroczy tą drogą, nie czułem się tak bardzo skołowany przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-08-09
2007-10-16
2010-01-09
2010-02-13
2012-02-04
Insygnia Śmierci to bez wątpienia najbardziej męcząca część Harry’ego Pottera, w szczególności dla czytelnika zaangażowanego.
Wiele się dzieje i z reguły wcale nie dzieje się dobrze – mnóstwo stron trzeba przewrócić nim pojawią się choćby pierwsze oznaki happy endu. Nie należy, od bądź co bądź książki dla dzieci, wymagać głębokich rozważań na temat stanu świata czy społeczeństwa, ale jednocześnie – jako osoba ciężko doświadczona beletrystyką starwarsową – wiem, że mogło być znacznie gorzej.
J.K. Rowling wiele uwagi poświęciła oddaniu sytuacji, w jakiej znalazła się trójka bohaterów. Nie odczułem dłużyzn jako takich, lecz powieść ciągnie się i ciągnie niemiłosiernie, a jednocześnie akcja nie przybliża Harry’ego i jego przyjaciół do zniszczenia kolejnych horkruksów. W efekcie nie trzeba fabuły prowadzić na zasadzie umowy, że “tu było ciężko, idziemy dalej”, zaś czytelnik po kilkudziesięciu stronach sam zaczyna rozumieć powagę sytuacji.
Insygnia Śmierci to bez wątpienia najbardziej męcząca część Harry’ego Pottera, w szczególności dla czytelnika zaangażowanego.
więcej Pokaż mimo toWiele się dzieje i z reguły wcale nie dzieje się dobrze – mnóstwo stron trzeba przewrócić nim pojawią się choćby pierwsze oznaki happy endu. Nie należy, od bądź co bądź książki dla dzieci, wymagać głębokich rozważań na temat stanu świata czy...