PustyKwadracik

Profil użytkownika: PustyKwadracik

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
675
Przeczytanych
książek
679
Książek
w biblioteczce
22
Opinii
121
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Alku, Alkusz tudzież PustyKwadracik. Piszę o mangach.

Opinie


Na półkach: , ,

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/10/ksiega-vanitasa-recenzja.html

Na prośbę swojego dawnego nauczyciela, wywodzący się z prowincji wampir imieniem Noé wyrusza w podróż do Paryża, aby zbadać pogłoski o Księdze Vanitasa – przeklętym grymuarze, którego ogromna moc jest w stanie sprowadzić zagładę na cały jego gatunek. Zadanie to udaje mu się zrealizować szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał; na pokładzie ogromnego sterowca, którym zmierza do stolicy Francji, ma miejsce przedziwny incydent. Noé jest świadkiem, jak tajemniczy młodzieniec za pomocą Księgi Vanitasa uwalnia od klątwy znajdującą się na statku wampirzycę. Poznanie jego motywów również nie ułatwia zrozumienia całego zajścia – co mają oznaczać słowa "Przysięgam, że was ocalę, wampiry!", wypowiedziane przez zwykłego śmiertelnika, używającego grymuaru do celu zgoła innego, niż ten, do jakiego został stworzony? I jakie są jego powiązania z baśniowym wampirem błękitnego księżyca, twórcą księgi, którego imieniem się tytułuje?

Do lektury "Księgi Vanitasa" z podchodziłam bardzo ostrożnie. Nie wyrobiłam sobie żadnych oczekiwań związanych z tą serią, żeby później nie okazało się, że manga nie może im sprostać. Możecie więc wyobrazić sobie moje zaskoczenie i radość, kiedy już od pierwszych stron manga zdołała nie dość, że mnie zainteresować, to jeszcze rozbawić! Przez te pięć tomów miałam okazję dokładnie przyjrzeć się temu, jak sprawnie Jun Mochizuki potrafi prowadzić fabułę swojej nowej mangi – nie brakuje w niej miejsca na akcję, ale czytelnik nie czuje się przez nią przytłoczony. Historia jest dobrze rozplanowana pod względem zarówno szybszych momentów jak i tych, podczas których możemy od nich odetchnąć i fabuła albo rozluźniana jest za pomocą jakiejś humorystycznej wstawki (a one naprawdę bawią!), albo jakichś przepięknych kadrów ukazujących ulice alternatywnego Paryża. Widać w tym wszystkim radość z procesu tworzenia autorki, a także jej urocze zafascynowanie Francją, które ukazuje nam się na każdym kroku – w "Księdze Vanitasa" pojawia się mnóstwo nawiązań do francuskiej kultury i historii. I o ile obecność charakterystycznej architektury może mało zaskoczyć (w końcu akcja rozgrywa się w Paryżu), tak autorka poprzez wplecenie w swoją historię maleńkich, z pozoru nieistotnych drobiazgów, zdołała stworzyć naprawdę przekonujący swoją prawdziwością klimat. I tak na przykład możemy w ramach ciekawostki dowiedzieć się co nieco o francuskich ciastach lub po prostu być świadkami rozmowy bohaterów o projektach wież Gustave'a Eiffela i Julesa Bourdaisa. Widoczna jest w tym niezwykła dbałość o szczegóły, bez której ten paryski klimat nie miałby szans być aż tak żywy.

Kolejnym ogromnym atutem mangi są jej bohaterowie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że żadnego z nich nie udało mi się znielubić (o ile nie takie właśnie było zamierzenie autorki). Działania każdej postaci uzasadnione są konkretnymi motywami, co sprawia, że nawet na bohaterów próbujących przeszkodzić Noému i Vanitasowi nie możemy spojrzeć w sposób zero-jedynkowy, opisując ich poczynania jako "złe" lub "dobre". Każdy charakter, nawet ten mniej ważny, ma wiele do zaoferowania i potrafi wzbudzić ciekawość i sympatię czytelnika. Na tle tego wszystkiego najciekawiej oczywiście wypada nasza dwójka głównych bohaterów, którzy w tej roli spisują się znakomicie. Noé na pierwszy rzut oka może wydawać się mniej interesujący, ponieważ jest zdecydowanie bliższy czytelnikowi, a oprócz tego nie brakuje w nim cech sympatycznego, głównego bohatera, który ma jakoś zespoić swoją osobą całą historię. Wiecie o czym mówię, prawda? O typie pociesznej, męskiej postaci, która ekscytuje się na widok Paryża czy też swojego ulubionego kruchego ciasta z jabłkami. I chociaż w historii naszego wampira z prowincji nie brakuje tajemniczości i przemilczanych jeszcze, istotnych wydarzeń, tak Vanitas w swojej skrytości i dziwacznych motywach pobija go o głowę. Już od początkowych stron, przy wielu jego słowach czy też czynach zadajemy sobie pytanie – dlaczego? Dlaczego zwykły śmiertelnik przyjął imię baśniowego Vanitasa? Co więcej, dlaczego posługuje się nim właśnie w celu zbawienia wampirów, a nie sprowadzenia na nie katastrofy, co było celem twórcy księgi? Podczas lektury tych pięciu tomów dowiadujemy się o naszych bohaterach wielu rzeczy, ale wtedy na światło dzienne wychodzi jeszcze więcej informacji, które wywołują kolejne pytania. Brak w tym wszystkim jednak chaosu i nieporządku, który pamiętam z "Pandora Hearts", a więcej konkretów i przyjemnego, miejscami nawet beztroskiego nastroju.

Po lekturze pięciu tomów "Księgi Vanitasa" jestem z tej serii niesamowicie zadowolona. Nie sądziłam, że wzbudzi ona we mnie takie zainteresowanie i będzie w stanie rozbawić tak wiele razy, przez co spędzony przy niej czas będzie aż tak przyjemny. Na pewno będę kontynuować jej kolekcjonowanie i z niecierpliwością wyczekuję dalszych przygód Noégo, Vanitasa, i reszty przesympatycznych bohaterów, których miałam okazję do tej pory poznać.

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/10/ksiega-vanitasa-recenzja.html

Na prośbę swojego dawnego nauczyciela, wywodzący się z prowincji wampir imieniem Noé wyrusza w podróż do Paryża, aby zbadać pogłoski o Księdze Vanitasa – przeklętym grymuarze, którego ogromna moc jest w stanie sprowadzić zagładę na cały jego gatunek. Zadanie to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bakuman #1 Takeshi Obata, Tsugumi Ohba
Ocena 7,3
Bakuman #1 Takeshi Obata, Tsug...

Na półkach: , ,

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/05/bakuman-recenzja.html

Moritaka Mashiro wiedzie zwyczajne życie nastoletniego japońskiego chłopaka. Uczy się i stara się nadać swojemu życiu jakiś sens, jednak taki styl egzystencji mu nie odpowiada, bo Mashiro jest coraz bardziej znużony otaczającą go rzeczywistością. Pewnego dnia zapomina ze szkoły swojego zeszytu, w którym szkicował swoją koleżankę z klasy, w której od zawsze się podkochiwał. Chłopak wraca więc do szkoły, gdzie okazuje się, że Akito Takagi, czyli najmądrzejszy uczeń z jego klasy, widział już jego rysunki. Kolega namawia go, żeby razem zaczęli tworzyć mangę, gdzie on odpowiedzialny będzie za historię, a Mashiro za rysunki. Nasz główny bohater nie jest przekonany do tego pomysłu, pod wpływem Takagiego jednak spontanicznie wyznaje swoje uczucia Miho Azuki - okazuje się, że dziewczyna chce stać się popularną seiyuu i podkładać głos w anime. Zawierają więc umowę, że chłopcy stworzą mangę, która zostanie zekranizowana, a Azuki podkładać będzie głos pod główną bohaterkę. I jeżeli ich marzenia się spełnią, dziewczyna wyjdzie za Mashiro...

"Bakuman" jest świetnym tytułem dla każdego, kto kiedykolwiek zastanawiał się głębiej nad tym, jak tak właściwie powstaje manga. Informacje podane są w niewymuszony sposób i naturalnie wynikają z siebie wraz z upływem czasu. Każdy proces powstawania komiksu jest dokładnie wytłumaczony czytelnikowi z paru różnych perspektyw. Na stronach mangi poznajemy bowiem aspekty tworzenia mangi zarówno z punktu widzenia Mashiro i Takagiego, jak i redaktora pracującego w Shounen Jumpie, bardzo ekscentrycznego młodego mangaki, Niizumy, asystentów profesjonalnych mangaków... Jest to bardzo udany zabieg, który sprawia, że czytelnik nie ma szansy znudzić się historią dwóch genialnych chłopaków, którzy postanowili stworzyć razem komiks. Każda dodatkowa perspektywa dodaje fabule naprawdę mnóstwo wiarygodności i głębi: poznajemy sposób pracy i związane z tym trudności wielu osób z tej samej branży, ale jednak z kompletnie innymi przeszkodami do pokonania. W mandze pojawia się chociażby problem bycia dobrym redaktorem, który musi pomagać mangakom i utrzymywać zdolnych autorów przy pracy dla swojego magazynu, czy też asystenta, który utknął przy pomaganiu innemu mangace, podczas gdy jego największym marzeniem jest stworzenie własnego komiksu... Tego typu smaczków jest naprawdę mnóstwo i w moich oczach stanowią one jedną z największych zalet "Bakumana".

"Bakuman" oprócz tego jest mangą bardzo życiową, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka wcale na to nie wygląda. Owszem, mamy do czynienia z dwójką geniuszy - Mashiro jest niezwykle utalentowany w rysowaniu, a Takagi potrafi bez większych problemów wymyślić fabułę, która poruszy wielu ludzi. Typowy motyw geniusza nie jest jednak tutaj przesadzony - z każdej strony mangi da się wyczuć, że dwójka głównych bohaterów to tylko (i aż) ludzie. Nie są w stanie równocześnie utrzymać świetnych wyników w nauce i kontynuować ciężkiej pracy przy mandze, dlatego wybierają dla siebie średniej renomy licea, nawet jeśli stać byłoby ich na więcej. Praca przy mandze wymaga od nich poświęceń, co widać na każdym kroku.
Również kwestia japońskiego społeczeństwa została w tym tytule mocno poruszona. Tworzenie mangi jest uważane przez opinię publiczną za pracę dziecinną i niedojrzałą, a co za tym idzie - coś, czym się gardzi. Aspekt ten, niestety, jest do tej pory bardzo obecny w japońskiej kulturze, więc widzimy, że autorzy mangi chcą ukazać nam nie tylko sielankowe motywy tworzenia komiksów, ale także gorzkie momenty, których zawód mangaki nie jest pozbawiony.

Świetne jest to, jak wiele z japońskiej kultury możemy wynieść po lekturze tego tytułu. Zapoznałam się dopiero z trzema tomami, a już miałam okazję przyjrzeć się bliżej zarówno wielu zawodom związanym z tworzeniem mangi (mangaka, asystent, redaktor...), jak i innym, takim jak seiyuu czy też osobie zajmującej się tworzeniem "opowieści telefonowych" (Keitai Novel), czyli popularnego w Japonii formatu publikowania swoich historii w Internecie. Nie mogę doczekać się tego, jakich jeszcze rzeczy mogłabym dowiedzieć się z lektury tej mangi - o ile całkiem zielona we wszystkich wymienionych przeze mnie tematach wcześniej nie byłam, tak zobaczenie ich od bardziej "życiowej" strony było naprawdę przyjemne. W każdym tomiku dzieje się naprawdę mnóstwo rzeczy i przeczytanie takiej na pierwszy rzut oka niepozornej mangi potrafi zająć naprawdę wiele czasu. Dla mnie jest to zaletą, bo ile razy w swoim życiu brałam już do ręki japoński komiks, aby po dwudziestu minutach móc go odłożyć na półkę? "Bakuman" jest tak przeładowany fabułą i informacjami (w jak najbardziej pozytywnym sensie), że spędza się przy nim dużo czasu i jest to czas jak najbardziej udany. Martwi mnie jedynie perspektywa tych dwudziestu tomów, w których jest zamknięta cała historia - nie wiem, czy manga będzie w stanie utrzymać swój wysoki poziom do samego końca, ale po tym, co zobaczyłam w tych trzech tomach, jestem dobrej myśli.

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/05/bakuman-recenzja.html

Moritaka Mashiro wiedzie zwyczajne życie nastoletniego japońskiego chłopaka. Uczy się i stara się nadać swojemu życiu jakiś sens, jednak taki styl egzystencji mu nie odpowiada, bo Mashiro jest coraz bardziej znużony otaczającą go rzeczywistością. Pewnego dnia zapomina ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/03/wypaczona-recenzja.html

Legendy miejskie to motyw bardzo często pojawiający się w japońskiej popkulturze. Daje on szerokie pole do popisu, jeżeli zostanie wykorzystany w dobry sposób - szczególnie, jeśli chodzi o horrory. Po mangę "Wypaczona" sięgnęłam z dwóch powodów - chciałam przekonać się, w jaki sposób autor podszedł do tematu miejskich legend: czy zdołał wykorzystać w pełni potencjał wybranej przez siebie historii, czy też stworzony przez niego komiks powielał znane nam już wszystkim schematy i nie wnosił niczego nowego. Oprócz tego, z uporem maniaka staram się znaleźć jakikolwiek japoński komiks, który naprawdę zdoła mnie przestraszyć. Czy "Wypaczonej" jednak udało się przyprawić mnie o szybsze bicie serca?

Kazuki to zwyczajny student, którego życie nieszczególnie wyróżnia się na tle innych osób. Pewnego dnia wynosząc śmieci zauważa on pewną niepokojącą postać - ubraną jak lolita kobietę, która zadaje mu dziwne pytanie: "Czy masz siostrzyczkę"? Zdezorientowany chłopak odpowiada twierdząco, po czym wraca do domu, nie bardzo chcąc mieć dalszy kontakt z przerażającą kobietą. Od tej pory jednak nie dane mu będzie zaznać spokoju...

Do "Wypaczonej" od początku byłam nastawiona sceptycznie. Komiksy są dla mnie czymś, co w moim słowniku wyklucza się ze słowem "straszne", także myślałam, że w tym przypadku będzie podobnie. Nie myliłam się wiele - manga ta nie jest tytułem, który sprawi, że nie będziecie spać po nocach, ale naprawdę pozytywnie mnie ona zaskoczyła. Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, także scenki z pogranicza gore zrobiły na mnie tym większe wrażenie. Było kilka momentów, kiedy poczułam się naprawdę nieswojo - nie nazwałabym tego strachem, a raczej lekkim wewnętrznym niepokojem. Spowodowane to było głównie przez nie pozostawiające wiele wyobraźni kadry zawierające taką dawkę rzeczy, które nigdy nie powinny wydarzyć się z ludzkim ciałem, że czytając "Wypaczoną" czasami trochę obawiałam się, jaka ilustracja spotka mnie na następnej stronie, i czy będę na nią gotowa. Z tym wiąże się też problem pewnego niezdecydowania autora - kiedy skończyłam lekturę, nie do końca byłam pewna, co o tym myśleć. Z jednej strony zaserwował on nam parę naprawdę nieprzyjemnych i krwawych kadrów, ale z drugiej za każdym razem, kiedy sytuacja miała szansę rozwinąć się w kierunku jeszcze bardziej szokującej, mangaka nie dopowiadał ciągu dalszego lub też nie ukazywał szczegółowo najmakabryczniejszych momentów. Niezdecydowanie autora, w którym kierunku podążyć, zauważyłam także w momencie, kiedy przez parę stron miałam okazję popodziwiać nagą pierś jednej z żeńskich bohaterek. Do tej pory nie wiem, dlaczego; przez chwilę pomyślałam, że za niedługo z wdziękami tej młodej panny stanie się coś naprawdę złego, ale nie, ot taki malutki, bezsensowny fanserwis.

O ile nazwanie "Wypaczonej" mangą straszną mogłoby być przesadą, tak powiedzenie, że ma niepokojący klimat uważam za jak najbardziej trafne. Naprawdę byłam w stanie wczuć się w tę historię - nie miała ona w sobie niczego niesamowitego, bo fabuła była bardzo prosta i w gruncie rzeczy polegała na przemocy, ale mnie wcale to nie przeszkadzało. Gdybym już miała do czegoś porównać ten tytuł, to pierwsze na myśl przyszłoby mi "Gdy zapłaczą cykady"; jest niepokojąco i jest krwawo. Co prawda brakuje świetnej fabuły, ale dalej można się dobrze bawić.

Całą recenzję znaleźć można na:
https://alkuszowerozkminy.blogspot.com/2019/03/wypaczona-recenzja.html

Legendy miejskie to motyw bardzo często pojawiający się w japońskiej popkulturze. Daje on szerokie pole do popisu, jeżeli zostanie wykorzystany w dobry sposób - szczególnie, jeśli chodzi o horrory. Po mangę "Wypaczona" sięgnęłam z dwóch powodów - chciałam przekonać się, w...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika PustyKwadracik

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [1]

ONE
Ocena książek:
8,1 / 10
29 książek
2 cykle
Pisze książki z:
8 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
675
książek
Średnio w roku
przeczytane
75
książek
Opinie były
pomocne
121
razy
W sumie
wystawione
672
oceny ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
2 489
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
52
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]