Marta

Profil użytkownika: Marta

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
13
Przeczytanych
książek
13
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
13
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Chyba już cały polski bookstagram słyszał o tej książce. Okładka wykonana przez Tojko od razu przyciąga wzrok! Z pewnością jest to jedna z piękniej wydanych książek na mojej półce.
Czy środek i treść zawarta na stronach przez Adama Fabera była tak samo powalająca jak okładka? O moich odczuciach za chwilę - najpierw pokrótce przybliżę Wam fabułę.

Kate wydaje się być zwykłą nastolatką. Mieszka z ciotką w Londynie, chodzi do szkoły i w jej życiu nie dzieje się nic szczególnego. Pewnego dnia Kate Hallander zagląda do sklepu pełnego tajemniczych, magicznych przedmiotów. Dziewczyna ignoruje zakaz swojej ciotki, która upomina ją, aby nie zbliżała się do tego miejsca i otrzymuje od właścicielki sklepu Księgę Luster. Przy pomocy księgi Kate "dla żartów" rzuca miłosny urok na przystojnego Jonathana, który wpadł nastolatce w oko. Niestety, zabawa Kate kończy się inaczej niż mogłaby przypuszczać, albowiem księga stanowi portal do tytułowego Jaaru - krainy zamieszkałej przez magiczne stworzenia.

Fion jest jednym z takich stworzeń. Jest ferem poszukującym swojej czarownicy. Młody chłopak ma dosyć rodziców, którzy nonstop go krytykują i nie pozwalają na rozwijanie magicznych zdolności. Po kłótni z ojcem ucieka z domu z zamiarem znalezienia swojej czarownicy. Przez przypadek wpada w ręce Erato - nimfa obiecuje pomóc młodemu, niedoświadczonemu ferowi. Niestety, chłopak szybko jej ufa, przez co wywraca cały, magiczny świat do góry nogami. Tymczasem w Londynie z wyżej wspomnianego sklepu pani Selene znika kamień o magicznej mocy. Czy ma to jakiś związek z nierozważnym postępowaniem Fiona? Jak nasi bohaterowie się odnajdą i sprostają temu wyzwaniu? No i kim właściwie jest Kate? Tego dowiecie się, gdy sięgniecie po Kroniki Jaaru!


Szczerze powiedziawszy pokładałam bardzo spore nadzieje w tej książce. Na początku myślałam nawet, że została ona napisana przez zagranicznego autora! Na tyle okładki możemy zauważyć zdanie, które mówi, że "Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!​". Gdy tylko to zauważyłam nie wiedziałam co myśleć. W końcu Harry Potter to w pewnym rodzaju klasyk swojego gatunku i takie porównania to naprawdę spore słowa i ryzyko. Cieszę się, że od początku nie zakładałam, że będzie to książka pokroju Pottera, bo mogłabym się naprawdę rozczarować. Kate Hallander w żadnym stopniu nie jest damską wersją Harry'ego. Świat przedstawiony przez Adama Fabera jest wielowymiarowy i mam wrażenie, że to może być naprawdę dobra seria, mimo wszystko to wszystko jest zupełnie inne od twórczości J.K. Rowling. Sądzę, że to zdanie na tyle okładki nie było potrzebne i mogło sprawić, że wielu czytelników naprawdę przejechało się na tej książce. Owszem, jest tu sporo magii, jednak jest to coś zupełnie innego niż świat przedstawiony przez panią Rowling.

Mimo wszystko nie mówię, że książka była zła. Kroniki czytało mi się naprawdę przyjemnie i bardzo podobało mi się odkrywanie magicznej krainy Jaaru. Książka podzielona jest na trzy części: Połączenie, Poprzez strony i Czas Byka. Bardzo spodobało mi się to, że poznawaliśmy nie tylko Kate, która jest tutaj główną bohaterką. Magiczny świat Jaaru i postać Fiona niezwykle mnie zainteresowały. Sama Kate trochę mnie irytowała, dlatego bardzo podobały mi się rozdziały, w których poznawaliśmy młodego fera i jego rodzinę. Zostając jeszcze na chwilkę przy bohaterach, muszę szczerze powiedzieć, że moją ulubioną postacią bezapelacyjnie został jednorożec Jawis. Tak, jednorożec!

Książkę czytało mi się bardzo miło, mimo wszystko troszkę brakowało mi akcji, która nabrała większego tempa dopiero pod koniec. Potrafiłam ją odłożyć i nie byłam bardzo ciekawa tego, co się wydarzy za kilka stron. Mimo wszystko ostatnie rozdziały przeczytałam bardzo szybko - na początku myślałam, że książka jest trochę przewidywalna, ale autor dał radę i naprawdę mnie zaskoczył! W szczególności zaciekawił mnie epilog, który dał mi do zrozumienia, że może w tej książce tempo akcji nie mogło być aż tak wysokie, aby czytelnik dobrze poznał magiczny Jaar i że dopiero w kolejnych częściach naprawdę wgryziemy się w całą historię Kate i Fiona.

Podsumowując. Mam wrażenie, że Kroniki Jaaru bardziej przypadną do gustu młodszym czytelnikom (10-14 lat?), którzy na pewno wyniosą z tej lektury wiele dobrych wartości. W swojej powieści pan Adam bardzo dobrze pokazuje walkę dobra ze złem i to, jak ważna jest szczerość i zaufanie. Mam nadzieję, że już niebawem doczekamy się kontynuacji, bo jestem bardzo ciekawa tego, jak dalej potoczy się ta historia. Jeżeli szukacie jakieś lekkiej książki na lato to z pewnością mogę polecić Wam Kroniki Jaaru!

Chyba już cały polski bookstagram słyszał o tej książce. Okładka wykonana przez Tojko od razu przyciąga wzrok! Z pewnością jest to jedna z piękniej wydanych książek na mojej półce.
Czy środek i treść zawarta na stronach przez Adama Fabera była tak samo powalająca jak okładka? O moich odczuciach za chwilę - najpierw pokrótce przybliżę Wam fabułę.

Kate wydaje się być zwykłą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zdobywcy oddechu" to powieść, która z pewnością przykuwa uwagę. Sama okładka i tytuł książki bardzo mnie zachęciły - po przeczytaniu opisu nie za bardzo wiedziałam czego powinnam się spodziewać. Już od pierwszych stron zostałam bardzo mile zaskoczona, ale o tym za chwilkę.

Wiktor jest po czterdzieste, ma syna z zespołem Downa i pracuje jako wykładowca na uniwersytecie, chociaż od zawsze pragnął zostać pisarzem. Nie jest zadowolony z siebie i swojego życia. Piotr to dwudziestosiedmioletni facet, który przez swoją "odmienność" zdecydował się na opuszczenie swojej wsi i zamieszkanie w dużym mieście, w nadziei, że to właśnie w Krakowie odnajdzie prawdziwą miłość i będzie szczęśliwy. Na końcu mamy Zbigniewa, który od zawsze czuł się jak outsider i nie potrafi odnaleźć się w życiu - przytłacza go myśl wiecznej samotności i upływającego czasu. 
Cała książka skupia się na tych trzech bohaterach, ich przemyśleniach i fragmentach z życia.
 "Zdobywcy oddechu" to z pewnością nie powieść, w której akcja będzie pędzić w zawrotym tempie, mimo wszystko uważam, że naprawdę warto rzucić na nią okiem. 


W swojej książce Pan Piotr skupia się na psychice i emocjach bohaterów przez co w pewien sposób chcemy dowiedzieć się czegoś więcej o ich życiu. Mimo małej ilości akcji i dosyć trudnego języka, którym momentami posługuje się autor, książkę czyta się naprawdę szybko. "Zdobywcy oddechu" to powieść dosłownie wypchana metaforami i porównaniami - przy dosłownie każdym zdaniu możemy doszukać się drugiego znaczenia i ukrytej gry słów. Po raz pierwszy czytałam książkę napisaną w tak specyficzny i barwny sposób. Na początku trudno było mi zrozumieć styl Pana Piotra i kierunek w którym dąży z całą historią. Na szczęście już po kilku stronach przyzwyczaiłam się i nie chciałam odkładać książki. 
Na pierwszy rzut oka moglibyśmy stwierdzić, że każdy z naszych bohaterów to typowy pesymista, a ich przemyślenia powinny zmuszać nas do długich i smutnych refleksji. Mimo poważnych tematów i niezbyt pozytywnego nastawienia do życia, każda postać potrafiła naprawdę mnie rozbawić. Najbardziej przypadły mi do gustu zapiski Piotra, najmniej - Zbigniewa. Za to Wiktor dał mi do zrozumienia, jakie trudy czekają rodziców z chorymi dziećmi. Moglibyśmy pomyśleć, że bohaterowie nie mają ze sobą nic wspólnego. Wiek, praca, doświadczenia... Różne światy. Mimo wszystko ich podejście do życia i sposób myślenia pokazują nam, że każdy z nas jest do siebie w pewien sposób podobny i sprawia, że możem się z nimi utożsamić. Bo w końcu codziennie wszyscy walczymy o ten oddech - i jesteśmy prawdziwymi zdobywcami. 

 No i ostatnia sprawa: zakończenie. Koniec książki, ostatnia strona i zdania kompletnie zbiły mnie z tropu i sprawiły, że nie wiedziałam co myśleć. No i w sumie dalej nie wiem, ale to chyba znak, że książka była dobra. bo emocji jest dużo. Zszokowanie? Rozczarowanie? Niedosyt? A może wszystkiego po trochu?

"Zdobywcy oddechu" to bardzo specyficzna powieść, napisana troszkę inaczej niż inne książki, które zazwyczaj czytam. Mimo wszystko bardzo miło spędziłam z nią czas i z czasem z pewnością zaopatrzę się w wersję papierową, aby móc do niej wrócić, przeczytać po raz kolejny i pozaznaczać milion fragmentów i cytatów (uwierzcie mi, że trafiałam na takie co chwilę! To jak zaznaczanie każdej strony!). 

Czy losy naszych bohaterów w pewien sposób się ze sobą połączyły? No i jakie były tego skutki? Jeżeli macie wolną chwilkę i nie boicie się sięgać po coś "innego" to z pewnością mogę Wam polecić tę powieść. 

"Zdobywcy oddechu" to powieść, która z pewnością przykuwa uwagę. Sama okładka i tytuł książki bardzo mnie zachęciły - po przeczytaniu opisu nie za bardzo wiedziałam czego powinnam się spodziewać. Już od pierwszych stron zostałam bardzo mile zaskoczona, ale o tym za chwilkę.

Wiktor jest po czterdzieste, ma syna z zespołem Downa i pracuje jako wykładowca na uniwersytecie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jestem tym, kim jestem. Moja druga natura często przejmowała nade mną kontrolę, a ja dryfowałem w nieznanym. To świetne określenie: dryfować. Tak to właśnie wygląda od czterech lat-dryfuję. "-fragment z książki


Ostatnio coraz bardziej ciągnie mnie do fantasy i wszystkiego, co inne i niespotykane. Mimo wszystko za "Twierdzę Kimerydu" zabrałam się z obawami, że nie dam rady odnaleźć się w świecie pół ludzi, pół dinozaurów. Opis i wydanie książki bardzo zachęciły mnie do lektury, więc pomyślałam sobie: dobra, może będzie fajnie. I cholera, byo lepiej niż fajnie.
Już po przeczytaniu pierwszych rozdziałów wiedziałam, że to będzie coś niesamowitego i oryginalnego. W "Twierdzy Kimerydu" Magdalena Pioruńska złamała chyba wszystkie możliwe schematy i poruszyła każdy istniejący temat tabu. To pozycja w której ciągle coś się dzieje - można by powiedzieć, że po brzegi wypełniona jest akcją.

Na początku spotykamy się z Anną Guitereez - słynną antropolog z Uniwerystetu Krokodyli. Kobieta organizuje pokojową konferencję asymilacyjną, która kończy się krwawymi zamieszkami. Anna cudem ucieka z miejsca spotkania i zaczyna swoją podróż do tytułowej Twierdzy Kimerydu. Długa tułaczka przez pustynię i pterodaktyle czające się na każdym kroku kompletnie wykańczają naszą bohaterkę. Oczywiście, że Anna nie umiera. Zostaje uratowana przez sławnego strażnika wąwozu Tyrsa Mollinę, który jest pół człowiekiem, pół raptorem. Mollina zabiera kobietę do willi burmistrza Twierdzy - Teobalda Elasmosa. Wraz z przybyciem pani antropolog konflikt między Miastem Krokodyli a Twierdzą Kimerydu zaczyna się zaostrzać i zagrażać życiu ludzi i hybryd. Na domiar złego Europa i cesarz Brytanik wtrącają się w sprawy Afrykańskich miast, siejąc jeszcze większe spustoszenie.

"Twierdza Kimerydu" nie skupia się jedynie na badaniach genetycznych i konflikcie między afrykańskimi miastami. Zaczynając tę książkę naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Nie spodziewałam się też żadnego głębszego przekazu - liczyłam po prostu na dobrą książkę fantasy, z możliwym motywem miłosnym w tle. Twierdza ukazuje jednak jak podli są ludzie i świat w którym żyjemy. Magdalena Pioruńska nie zna stwierdzenia "temat tabu" i w swojej książce porusza problemy które dalej zamiatane są pod dywan. Prostytucja, homoseksualizm, poznawanie samego siebie i swoich wartości, bez względu na to kim jesteśmy i co robimy w życiu. O tym właśnie jest Twierdza.
Wydaje mi się, że każdy kto przeczytał tę książkę zgodzi się ze mną, że jest tam ukryte drugie dno i naprawdę mocny przekaz, który powinien dotrzeć do wielu osób. Nie znajdziecie tu wyidealizowanych postaci z życiem jak z gazetki o celebrytach.
Gdybym miała porównać Twierdzę do jakiejś innej książki od razu do głowy przychodzi mi "Fanfik" Natalii Osińskiej. Dinozaury i Fanfik? Pewnie myśleliście, że "przypnę" Twierdzę do jakiejś przygodówki lub innej książki fantasy. ALE NIE!
Magdalena Pioruńska jest drugą, znaną przeze mnie polską autorką która nie boi się pisać o tym, co inne i prawdziwe. Tak jak w "Fanfiku" jest tu poruszony temat inności. Może tylko w bardziej dosadny i dojrzały sposób. Twierdza Kimerydu to naprawdę mocna książka, dlatego młodszym czytelnikom radziłabym jeszcze chwilkę poczekać z przeczytaniem tej pozycji.

"(...)jestem tępy emocjonalnie. Nie wiedziałem, co zrobić, żeby go uszczęśliwić.
Nie wiedziałem nawet, co zrobić, żeby uszczęśliwić samego siebie,
i tak - byliśmy toksyczni, bo każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu nie
akceptował tego, kim był"-fragment

Pierwszoosobowa narracja podzielona na Tyrsa, Tycjana, Tuliusza/Tulię i Annę sprawia, że zżywamy się z bohaterami już od pierwszych stron i kibicujemy im nie tylko w walce o Twierdzę. Świat i postacie wykreowane przez autorkę są tak oryginalne i nieszablonowe, że po skończeniu Twierdzy tęskniłam za każdym bohaterem. Burmistrzem Teobaldem, tajemniczym Tanielem, mądrym Terrą, czy nawet marudną Anetką.
Do samego końca nie mogłam się też zdecydować kto jest moim ulubieńcem. Uroczy Taniel od razu skradł moje serce, mimo wszystko Tyrs wygrał. Na pierwszy rzut oka jest typowym antybohaterem. Zwykły, infantylny cham, który chce uratować swoje miasto. I tu pani Magda nas zaskakuje po raz kolejny. Każdy z bohaterów ukrywa się za maską, o każdym tworzymy sobie jakąś historię i przypisujemy go do danej grupki. Ten głupi, ta lekkich obyczajów, ten to typowy kujon. Na przykład Tyrs okazuje się być niezwyle rodzinną i waleczną osobą.
W swojej książce autorka co chwilę pokazuje nam, że sami wpadamy w pułapkę dwudziestego pierwszego wieku. Wierzymy w to, co usłyszymy lub zobaczymy, nie dając ludziom szansy na pokazanie samych siebie. Nigdy nie sądziłam, że będę tak zachwycona książką fantasy. Może dlatego, że jest to coś więcej niż książka pełna akcji, intryg, kłamstw i zróżnicowanych postaci. Każdy wątek niesie za sobą ukrytą wiadomość i skłania nas do przemyśleń nad sobą i naszym społeczeństwem. Styl pisania Magdaleny Pioruńskiej jest bardzo odważny i po prostu prawdziwy. Każde słowo płynące z ust naszych bohaterów jest w 100% wiarygodne i nie znajdziecie tam nierealistycznych dialogów.

Nie chcę za bardzo rozpisywać się na temat pobocznych wątków, bo jak mówiłam "Twierdza Kimerydu" to książka pełna intryg, przez którą dosłownie się płynie. Czytanie umilają nam również piękne strony z krótkimi komiksami, dzięki którym łatwiej jest nam wyobrazić sobie naszych bohaterów i ich podejście do życia.
O samej Twierdzy mogłabym mówić godzinami, chociaż pewnie nie obyłoby się bez spojlerów. Teraz pozostało mi czekać na kolejną część, która intryguje mnie jeszcze bardziej niż pierwsza, gdyż koniec książki rozbił mnie na kawałeczki i pozostawił w szoku przez następne dni. Czy polecam? Zdecydowanie tak. Dzięki właśnie takim pozycjom coraz bardziej ufam polskim autorom i chcę więcej!

"Jestem tym, kim jestem. Moja druga natura często przejmowała nade mną kontrolę, a ja dryfowałem w nieznanym. To świetne określenie: dryfować. Tak to właśnie wygląda od czterech lat-dryfuję. "-fragment z książki


Ostatnio coraz bardziej ciągnie mnie do fantasy i wszystkiego, co inne i niespotykane. Mimo wszystko za "Twierdzę Kimerydu" zabrałam się z obawami, że nie dam...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Marta Rozczytane

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
13
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
13
razy
W sumie
wystawione
13
ocen ze średnią 8,7

Spędzone
na czytaniu
72
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]