rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Płeć mózgu David Jessel, Anne Moir
Ocena 6,4
Płeć mózgu David Jessel, Anne ...

Na półkach: , , ,

Dopóki autorzy zajmują się biologicznymi podstawami płciowości (pierwsza połowa książki), dopóty "Płeć mózgu" jest całkiem interesującym tekstem. Jednak w momencie przeniesienia dyskursu w sferę społecznych interakcji, wywód zamienia się w istny bełkot. Nieustanne posługiwanie się badaniami ilościowymi i powoływanie na takie "autorytety" jak Kinsey nie uwiarygadniają tej książki, która okazuje się być tym, czego można się było spodziewać: popularnonaukową publikacją pisaną przez dziennikarzy.
Z jednej strony książka słusznie pokazuje jak bardzo dyskusja na temat płciowości jest uwikłana w politykę, z drugiej zaś, sama jest reakcją na nurty genderowe i propagowaną przezeń tzw. "płeć kulturową"... Nie odrzucam jednak wszystkich hipotez, pytań i rozwiązań postawionych w drugiej części publikacji. Natomiast należy pamiętać, że tego typu książki są do pewnego stopnia niebezpieczne: ze względu na swój przystępny język i odnośniki do prac naukowych, przemawiają do prawie każdego czytelnika, który zamiast pomyśleć przy czytaniu i zrewidować pewne tezy, choćby tylko w oparciu o własne doświadczenie - przyjmuje je.

Reasumując: dobrze, że jest taka pozycja, która w naprawdę przystępny sposób przedstawia biologiczne podstawy płciowości i przekonuje, iż równość nie musi od razu obalać różności; choćby już za to należy się jej 5 gwiazdek. W ocenie "Płci mózgu" uwzględniam jeszcze język, który utwierdził mnie w przekonaniu, że dziennikarze nie potrafią i nie powinni (sic!) pisać.

Dopóki autorzy zajmują się biologicznymi podstawami płciowości (pierwsza połowa książki), dopóty "Płeć mózgu" jest całkiem interesującym tekstem. Jednak w momencie przeniesienia dyskursu w sferę społecznych interakcji, wywód zamienia się w istny bełkot. Nieustanne posługiwanie się badaniami ilościowymi i powoływanie na takie "autorytety" jak Kinsey nie uwiarygadniają tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pozycja godna polecenia jako wprowadzenie m.in. w takie zagadnienia jak: kulty misteryjne (Kybele, Dionizos, mitraizm), funkcja magii w Imperium Rzymskim, kult cesarza czy manicheizm. Choć większość wątków potraktowana jest skrótowo, czytając "Religie świata starożytnego..." odnosi sie wrażenie, iż autor podszedł do tematu ze zrozumieniem i zaangażowaniem. A zatem nie mamy tu do czynienia z tekstem pisanym "na kolanie", a całkiem poważnym mini-opracowaniem wpływu niektórych(!) ze starożytnych religii na chrześcijaństwo. Pozycja ta zawiera sporo tez, mogących dla niektórych uchodzić za "bluźniercze" (jak choćby porównanie postaci Jezusa do Apolloniosa z Tyany czy analiza działań Jezusa w perspektywie magicznej), ale dzięki temu seria WAM okazuje się być przeznaczona dla szerszego grona odbiorców, niekoniecznie tych o tylko chrześcijańskich zapatrywaniach.

Książka napisana jest prostym i czytelnym językiem; przeplatana tekstami źródłowymi, wraz z cennymi komentarzami i dopowiedzeniami autora. To, co w niej urzeka to przede wszystkim pewna lekkość w czytaniu, a zarazem nasycenie obcojęzycznymi terminami (np. greckimi, łacińskimi czy irańskimi), które ułatwiają zrozumienie wywodu autora, a zarazem mogą pełnić funkcję powtórki terminologicznej.

Warto także zwrócić uwagę na bibliografię przedmiotową, w dużym stopniu niemieckojęzyczną, a zatem raczej nieznaną polskiemu odbiorcy. Autor w przypisach często poleca konkretne tytuły, mające uzupełnić czy rozszerzyć poruszaną tematykę.

Pozycja godna polecenia jako wprowadzenie m.in. w takie zagadnienia jak: kulty misteryjne (Kybele, Dionizos, mitraizm), funkcja magii w Imperium Rzymskim, kult cesarza czy manicheizm. Choć większość wątków potraktowana jest skrótowo, czytając "Religie świata starożytnego..." odnosi sie wrażenie, iż autor podszedł do tematu ze zrozumieniem i zaangażowaniem. A zatem nie mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W opisie WAM-owskiej serii "Mała Biblioteka Religii" czytamy: "Celem tej serii jest dostarczenie rzetelnej, podstawowej wiedzy na temat różnych religii, jak i przedstawienie zasadniczych elementów potrzebnych do konfrontacji poszczególnych tradycji religijnych z chrześcijaństwem. Przy tym ostatnim zabiegu nie kieruje nami żaden duch apologetyczny ani tym bardziej chęć ukazania hierarchii religii".
Niestety, po przeczytaniu "Nowych ruchów religijnych" odnoszę wrażenie, że zapomniano o celu przyświecającym tej serii. Autorka nie wykazała choćby najmniejszej chęci na zrozumienie i rzetelne przedstawienie NRR. Widać to szczególnie w używanym przez nią języku (wybitnie wartościującym, a niekiedy nawet prześmiewczym). A zatem, celem książki nie jest poznanie i zrozumienie NRR, a ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami "sekciarstwa". Oczywiście słowo "sekta" ma tu od razu negatywny wydźwięk, choć po antropolożce kulturowej można by spodziewać się czegoś zgoła innego (lub choć jakiekolwiek uzasadnienia). Mogę się zgodzić, iż pozycje książkowe, demaskujące niebezpieczeństwa NRR, są potrzebne, nie jestem jednak przekonana czy w tej właśnie serii, pod takim tytułem i napisane w taki sposób... Żałuję tym samym, iż Wydawnictwo WAM nie poprosiło np. prof. Szyjewskiego o zajęcie się tym tematem. Jego opracowanie NRR w "Etnologii religii" jest z pewnością bardziej kompetentne, choć nie obejmuje zagadnień poruszanych w książce Trocchi: scjentologii, neohinduistycznych ruchów (Sai Baba, Osho), kultu UFO itd.

Jeden z bardziej gorszących wątków w niniejszej książce (pomijam tu "satanistyczny" zespół Led Zeppelin) to absolutny brak zrozumienia dla kultów orgiastycznych. Wszystko, co związane z seksualnością, jest złe i niebezpieczne. Rozumiem założenie serii: konfrontacja z chrześcijaństwem, ale jestem zdania, iż autorka prezentuje bardzo zamknięte i stereotypowe rozumienie tego, co chrześcijańskie...

Inną sprawa jest tłumaczenie, o którym mogę powiedzieć tylko jedno: niekompetentne. Gdy zamiast "odmiennych stanów świadomości", pojawiają się "nienormalne stany świadomości", czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy na pewno powinien kontynuować swą przygodę z książką. Możliwym jest, iż sama autorka użyła takiego właśnie sformułowania, ale biorąc pod uwagę, że jest to wykładowczyni antropologii kulturowej, może naiwnie, ale wolę obwinić o to tłumacza... (Poza tym dobry tłumacz zaznacza i poprawia błędy, od tego wszak są przypisy)

I dla jasności: "Małą Bibliotekę Religii" uważam, za bardzo potrzebną i solidną serię. Jednak zaczynam mieć podejrzenie (na razie tylko podejrzenie), iż pozycje zagranicznych autorów są dużo słabsze od tych polskich. Ale to się jeszcze okaże.

W opisie WAM-owskiej serii "Mała Biblioteka Religii" czytamy: "Celem tej serii jest dostarczenie rzetelnej, podstawowej wiedzy na temat różnych religii, jak i przedstawienie zasadniczych elementów potrzebnych do konfrontacji poszczególnych tradycji religijnych z chrześcijaństwem. Przy tym ostatnim zabiegu nie kieruje nami żaden duch apologetyczny ani tym bardziej chęć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka ta była dla mnie sporym zawodem: na 11 artykułów w niej zawartych, jedynie 4-5 (a więc nawet nie połowa) wnoszą cokolwiek interesującego i nowego do tematyki. Dla tych, którzy są fanami Fromma i chcą przeczytać książkę, radzę omijać część pierwszą: "Matriarchat a męskie stworzenie świata". Teksty tam zawarte są zazwyczaj z bardzo wczesnego okresu twórczości autora (lata 30-ste) i oprócz peanów pochwalnych na cześć Bachofena, znajdziemy tam tylko naiwne analizy (jeszcze bardzo freudowskie) stworzenia świata i człowieka (Nowy Testament i babiloński Enuma Elisz) oraz podziału na męskie (duch) i żeńskie (materia).
Dwa z tekstów, zawartych w pierwszej części, są wzięte z niepublikowanych maszynopisów i przez ich naiwność czytelnik może zachodzić w głowę, kto też pozwolił je opublikować, bo chyba nie sam Fromm...

Natomiast część druga i trzecia książki ("Różnice płci a charakter" i "Płeć a seksualizm") są warte przeczytania, choć pewne analizy można dziś uznać za przestarzałe, albo niewystarczające. Wydaje się jednak, iż jest to całkiem dobra baza dla dalszych dociekań na temat różnicy męskie - żeńskie. Tak więc, autor w artykule "Mężczyzna - kobieta" stawia bardzo ważną tezę: równość to nie jednakowość czy identyczność; "równość nie oznacza negacji różnic, lecz możliwość ich najpełniejszego urzeczywistniania". Warto tu jeszcze dodać, że dla Fromma różnica ta zasadza się nie tylko na wychowaniu i uwarunkowaniach kulturowych i biologicznych, ale także psychologicznych.
Polecam również artykuł "Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu", który bardzo przystępnie opisuje problem rozumienia homoseksualizmu oraz motywy nań wpływające. Czytając ten artykuł należy oczywiście ignorować niektóre z wartościujących sądów, choć jak na tekst z lat 40-stych (sprzed raportu Kinseya), Fromm wykazuje ogromny liberalizm światopoglądowy.

Książka ta była dla mnie sporym zawodem: na 11 artykułów w niej zawartych, jedynie 4-5 (a więc nawet nie połowa) wnoszą cokolwiek interesującego i nowego do tematyki. Dla tych, którzy są fanami Fromma i chcą przeczytać książkę, radzę omijać część pierwszą: "Matriarchat a męskie stworzenie świata". Teksty tam zawarte są zazwyczaj z bardzo wczesnego okresu twórczości autora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Niestety dosyć powierzchowna, wyrugowana z aspektu inicjacyjnego.
Na początek "racjonalnej" przygody ze śmiercią, nie czytać w przypadku chęci odbycia głębszej podróży.

Niestety dosyć powierzchowna, wyrugowana z aspektu inicjacyjnego.
Na początek "racjonalnej" przygody ze śmiercią, nie czytać w przypadku chęci odbycia głębszej podróży.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Kobieta w historii i micie" to książka napisana przez historyka i taką też znajdziemy w niej perspektywę. Na próżno szukać w niej głębokich analiz mitu i postaci mitologicznych, które wyrażałyby prawdziwą ambiwalencję kobiety. Brak tu tego, co można określić jako autentyczną analizę archetypu kobiecości, pod którą podwaliny położył C.G. Jung czy później E. Neumann. Natomiast to, co znajdziemy w niniejszej książce to przede wszystkim analiza pozytywnej strony kobiety (jako matki, nauczycielki, przewodniczki, zbawicielki). Razi tu powierzchowny opis ciemnej strony kobiecości, który w końcu zostaje zredukowany do, narzuconego przez mężczyzn, obrazu kobiety jako czarownicy, pani śmierci, zdrajczyni, prostytutki. Brak jakichkolwiek odniesień do archetypu Strasznej Kobiecości jest zaskakujący, choć z drugiej strony wpisujący się w zamiar autora, by przedstawić ideał kobiecości jako Beatrycze (taki też tytuł nosi ostatni rozdział książki). Kobieta złączona zostaje ze światłem, choć nie pochodzi ono od niej. Staje się postacią skrajnie świetlistą, zaprzepaszczając tym samym intuicje zawarte w mitach o przynależnej jej pierwotnie ciemności czy nieświadomości (kobieta-wody ciemne-wody śmierci-księżyc-noc-uroboryczność-nieświadomość-niebezpieczeństwo-pochłanianie itd.). Dosyć dobrze wyraża to, powszechnie znane, złączenie chińskiego pierwiastka kobiecego (yin) z ciemnością, wilgotnością, chłodem, biernością, na które przecież powołuje się sam autor, nie wyciągając wszakże z tego konsekwencji.

Dla kogo zatem książka jest przeznaczona? Stanowi ona całkiem dobre wprowadzenie w problematykę kobiecości, jednak od strony historycznej i społecznej, nie zaś religioznawczej czy (tak dziś koniecznej) filozoficznej. Autor jest erudytą, przywołuje ogrom cytatów, szczególnie z twórczości starożytnych Greków, jak i francuskich źródeł, jednak niekiedy bez istotowej ich analizy.

To, na co jeszcze warto zwrócić uwagę to tłumaczenie, które może budzić pewne kontrowersje; niestety nie miałam możliwości porównać książki z oryginałem, jednak momentami składnia pozostawia wiele do życzenia, zaś radykalne i zaskakujące tezy autora są, być może, owocem właśnie tłumaczenia.

Mimo wszystko książka godna jest polecenia, ale dla osób nieznających dobrze problematyki i chcących całkiem przyjemnie się w nią zagłębić.

"Kobieta w historii i micie" to książka napisana przez historyka i taką też znajdziemy w niej perspektywę. Na próżno szukać w niej głębokich analiz mitu i postaci mitologicznych, które wyrażałyby prawdziwą ambiwalencję kobiety. Brak tu tego, co można określić jako autentyczną analizę archetypu kobiecości, pod którą podwaliny położył C.G. Jung czy później E. Neumann....

więcej Pokaż mimo to