Viear

Profil użytkownika: Viear

Kraków Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 11 lata temu
137
Przeczytanych
książek
155
Książek
w biblioteczce
7
Opinii
40
Polubień
opinii
Kraków Mężczyzna
Dodane| 2 książki
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

"Zabawki diabła" to zbiór sześciu opowiadań, będących nie tyle kontynuacją, co uzupełnieniem historii Domenica Jordana, zaprezentowanej przez Annę Kańtoch po raz pierwszy w "Diable na wieży". Trudno bowiem nazwać kontynuacją zbiór, w którym już pierwsze opowiadanie odnosi się do lat młodości głównego bohatera, przedstawiając zdarzenia, będące kluczowe dla zrozumienia tej pozycji. Zaraz po tym wprowadzeniu konwencja powraca do tej, znanej z pierwszej części, lecz czytelnik dowiaduje się o Jordanie wystarczająco, by ujrzeć go w nowym świetle.

Akcja zbioru, tak jak poprzednio, osadzona jest w czasach wiktoriańskich, urozmaiconych magią. Dziewiętnastowieczny nastrój doskonale komponuje się z mroczną atmosferą, jaka nieodłączna jest od pierwszego tekstu i znika tylko czasem, by zaraz wrócić ze zdwojoną siłą. Sam Domenic Jordan prezentuje się ciekawie, jako chłodny racjonalista, u którego na porządku dziennym są kontakty z siłami nadprzyrodzonymi. Trzeba przyznać, że to dość oryginalne połączenie. Biorąc pod uwagę, że z zawodu Domenic jest lekarzem, który z zamiłowania rozwiązuje zagadki kryminalne okraszone magią, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Jordan łączy w swojej osobie osławiony duet Sherlocka Holmesa i doktora Watsona.

Jak w każdym zbiorze są opowiadania mniej i bardziej udane. W wypadku tej pozycji bilans wychodzi na plus. Trzeba jednak zaznaczyć, że książka nie zaczyna się od wybitnych opowiadań - pierwsze w kolejności "Mandracourt" nie zachwyciło mnie specjalnie, choć z całą pewnością było potrzebne, by nie rzucać się w wir przygód ekscentrycznego lekarza-detektywa bez przewodnika. Niestety wiąże się to z nie najlepszym rozpoczęciem lektury, lecz mimo wszystko radzę nie pomijać tego opowiadania, przechodząc do następnych, solidniejszych - lepiej potraktować je jako prezentację przewijających się odtąd bohaterów i przyswoić sobie kilka faktów z życia głównego bohatera.

"Strażnik Nocy" wypadł już trochę lepiej, jednak w moim odczuciu jest to ciąg dalszy niefortunnego startu. Pojawia się jedna ważna postać, poza tym odbiorca dostanie historię, która mimo wszystko odstaje od prawdziwej klasy. Na tym kończy się moje rozczarowanie zbiorem. "Cień w słońcu" to nie tylko powrót Kańtoch do jordanowskiej formy, ale i jedno z lepszych moim zdaniem opowiadań. Właśnie w nim wyrozumiały czytelnik doczeka się w końcu zagadki z magią w tle, o niebanalnym zakończeniu i z lekkim dreszczykiem. Następne w kolejności "Ciernie" utrzymują dobre wrażenie, wywołane poprzednią przygodą Jordana. Tym razem atmosfera jest już gęstsza i bardziej namacalna staje się groza, która momentami przebija się nawet na pierwszy plan. Właśnie dla tego tekstu warto przeczytać "Strażnika Nocy". Dalsze opowiadania "Karnawał we krwi" i tytułowe "Zabawki diabła" z pewnością nie zawiodą miłośników Domenica. Ostatnie jest mocniejszym akcentem na zakończenie zbioru. Powtarzałem to i powtarzać będę dalej; zakończenia książek Kańtoch są zawsze ponadprzeciętne. Jak pokazują "Zabawki diabła" od tej reguły nie ma wyjątku. Przynajmniej nie tym razem. Pod warunkiem, że przeczyta się wszystko i po kolei, nie przejmując się niefortunnym rozpoczęciem.

Porównując styl tego zbioru z "Diabłem na wieży", nie da się zobaczyć wielkiej różnicy. Największą innowacyjnością jest uchylenie rąbka tajemnicy życia prywatnego Jordana, ale ta nadaje po prostu bohaterowi nieco dramatyzmu. Niezmiennie, biorąc do ręki książkę Kańtoch można niemal natychmiast wyczuć, że została ona napisana przez kobietę - znacznie więcej miejsca poświęcone jest na subtelne szczególiki i opisy, czy niebanalne określenia kolorów, niż w przypadku, gdyby za spisanie przygód Jordana wziął się mężczyzna. Niewątpliwy plus. Dzięki temu sam Domenic zyskuje na wyrazistości jako postać.

Jako uzupełnienie "Diabła na wieży", "Zabawki diabła" wypadają dobrze. Czytelnik dostanie co prawda dwa teksty, które mnie osobiście trochę rozczarowały, ale zaraz zostają one nadrobione solidną dawką Jordana z krwi i kości - takiego, jakiego poznałem w pierwszym zbiorze.

Polecam pozycję tym z Was, którym pierwsza część przygód Domenica Jordana przypadła do gustu i chcieliby sięgnąć po więcej. Ten tom autorka zapełniła czterema historiami, które dobrze wpasowują się w poziom poprzedniego, pozostałe dwie zaś rzucają nowe światło na postać samego lekarza-detektywa. Oczywiście można też przeczytać obie książki w odwrotnej kolejności, ale ciekawiej jest zdobywać wiedzę o głównym bohaterze stopniowo.

"Zabawki diabła" to zbiór sześciu opowiadań, będących nie tyle kontynuacją, co uzupełnieniem historii Domenica Jordana, zaprezentowanej przez Annę Kańtoch po raz pierwszy w "Diable na wieży". Trudno bowiem nazwać kontynuacją zbiór, w którym już pierwsze opowiadanie odnosi się do lat młodości głównego bohatera, przedstawiając zdarzenia, będące kluczowe dla zrozumienia tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat widziany oczami dziecka wygląda całkiem inaczej, niż obserwowany z perspektywy rodziców, czy dziadków. Najbardziej szara rzeczywistość zachowuje przynajmniej cień magii i niezwykłości. Zdarzenia, o których z przerażeniem szepczą dorośli, kiedy myślą, że dziecko nie słyszy, ma dla niego zupełnie inną barwę i smak. Niezrozumiała groza miesza się z fascynacją i poczuciem tajemniczości, a każdy obraz ma swoje bardziej lub mniej racjonalne wytłumaczenie w dziecięcym umyśle.

Z takiej właśnie perspektywy Jacek Dukaj ukazuje nam we „Wrońcu” zdarzenia, jakie miały miejsce pewnej niezapomnianej, grudniowej nocy roku 1981. Jakże by zresztą inaczej – autor książki miał wtedy skończone siedem lat, więc taka konwencja wydaje mi się naturalna. Tym bardziej, że z całą pewnością nie miał to być podręcznik wiedzy historycznej tego z tego okresu, a prędzej swego rodzaju upamiętnienie wydarzeń, jakie zapamiętał z czasów stanu wojennego.

Fabuła zbudowana jest według dość prostego schematu – mały Adaś musi zmierzyć się ze straszną rzeczywistością - tajemniczy Wroniec porywa jego ojca, a Oni pakują do metalowych suk resztę rodziny. Jak pewnie nietrudno się domyślić, chłopiec wyrusza na poszukiwania uwięzionych gdzieś w nieznanym miejscu bliskich. Odnoszę jednak wrażenie, że to nie fabuła jest w tej książce najistotniejsza. Adaś pełni rolę przewodnika, niczym Wergiliusz Dantego, oprowadza czytelnika po Warszawie ogarniętej koszmarem stanu wojennego. Co ważne, realia ówczesnych czasów oddane są z punktu widzenia dziecka.

Książka, oprócz samej przyjemności czytania, dostarcza jeszcze jednej atrakcji – zabawy polegającej na wychwytywaniu sensu jak największej ilości dziecięcych przeinaczeń narratora, rozpoznawaniu przedstawionych w zawoalowany sposób bohaterów tamtych dni i odczytywaniu poukrywanych symboli. Wyłapywanie tych smaczków nie jest trudne, zwłaszcza, gdy większość z nich zbudowana jest na zasadzie dowcipnego neologizmu (mój ulubiony to Miłypan – Milipanci), lecz wywołuje na twarzy ciepły uśmiech. Czasami zabawa staje się trochę trudniejsza – co do jednego cukiereczka nie jestem pewien do dzisiaj, czy faktycznie był w zamyśle autora, czy też jest wybrykiem mojej pobudzonej "Wrońcem" wyobraźni.

Kiedy mówiłem, że Jacek Dukaj opisuje zdarzenia z perspektywy dziecka, nie miałem na myśli tylko wyboru Adasia na głównego bohatera. Również styl autora oddaje irracjonalność dziecięcej psychiki, która bazuje na behawioryzmie. Narrator nie skupia się więc na opisywaniu rzeczywistego stanu rzeczy, a jedynie przedstawia obserwacje dziecka i komentuje zachowania, czy wygląd, nie sięgając głębiej. Dzięki temu czytelnik może odnieść wrażenie, że mały Adaś sam opowiada swoją historię, lub też, że narrator przekazuje ją jak najprościej, by była ona zrozumiała dla najmłodszych.

Poza samą treścią, na uwagę zasługuje również wydanie „Wrońca”. Trzeba przyznać, że Wydawnictwo Literackie stanęło na wysokości zadania. Na pierwszy rzut oka książka wygląda całkiem zwyczajnie, lecz wystarczy otworzyć ją na dowolnej stronie, by spojrzeć na jedną z ozdabiających wydanie ilustracji Jakuba Jabłońskiego, wykonanych w kreskówkowej konwencji i przy zachowaniu spójności stylu. Nie liczyłem, ile grafik musiał wykonać Jabłoński, ale na całą dwustuczterdziestosześciostronicową książkę znalazłem ze dwie, może trzy kartki, których z żadnej ze stron nie pokrywałaby jakaś ilustracja... Zapewne wraz z odpowiednio dobraną wielkością czcionki miało to wpłynąć na stworzenie wrażenia, że książka została napisana z myślą o najmłodszych czytelnikach, lecz nic bardziej mylnego. Ktoś pewnie powie, że faktycznie tak było, a to, co odczytuje dorosły odbiorca, jest drugim dnem dzieła. Według mnie, sprawa wygląda jednak zdecydowanie odwrotnie.

Gdybym miał wskazać kilka wad „Wrońca” w pierwszej kolejności wymieniłbym lekki niedosyt, jaki towarzyszył mi po zakończeniu lektury. Trudno będzie określić z czym jest on związany. Z fabułą? Nie po to powinno się czytać tę pozycję, ale o tym wspominałem już kilka linijek wcześniej. Myślę, że ma to raczej związek z banalizacją, która z rzadka wyziera gdzieś zza czytanego tekstu. Nie jest to jednak coś, za co można przekreślić dzieło Dukaja i puścić je w literackie zapomnienie.

Z całą pewnością książka godna polecenia każdemu, kto posiada przynajmniej odrobinę wiedzy historycznej na temat stanu wojennego w Polsce. W szczególności zaś doradzam jej lekturę rodzicom, którzy powzięli szlachetny zamiar czytania swoim pociechom na dobranoc – dzieci znajdą w niej dla siebie ciekawą opowieść, a dorośli nie będą skazani na nudę, jaką niosą ze sobą typowe bajki. Kto wie, może momentami będą czytać z rosnącym entuzjazmem, parskając co jakiś czas śmiechem?

Świat widziany oczami dziecka wygląda całkiem inaczej, niż obserwowany z perspektywy rodziców, czy dziadków. Najbardziej szara rzeczywistość zachowuje przynajmniej cień magii i niezwykłości. Zdarzenia, o których z przerażeniem szepczą dorośli, kiedy myślą, że dziecko nie słyszy, ma dla niego zupełnie inną barwę i smak. Niezrozumiała groza miesza się z fascynacją i poczuciem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"13 anioł" Anny Kańtoch ukazał się nakładem Fabryki Słów w 2007 roku. Była to trzecia książka autorki, z jaką miałem do czynienia, zaraz po obu zbiorach opowiadań o Domenicu Jordanie. Jest to więc pierwsza powieść polskiej pisarki, jaka trafiła w moje ręce, a zarazem pozycja, która rzuciła nowe światło na jej twórczość. Mówi się, że nie można oszukać diabła, lecz do aniołów nie odnosi się to żadną miarą. Kańtoch udowadnia to w bardzo nowatorski sposób na kartach "13-go anioła". Od pierwszych stron książki czytelnik zapoznaje się ze szczegółami drobnego anielskiego niedopatrzenia, wokół którego narasta fabuła powieści.

Getteim, miasto zbudowane na jeziorze w najszerszym miejscu nieprzekraczalnej bariery wodnej, oddzielającej mieszkańców świata magii od świata ludzi, jaki znamy, skupiło na sobie po pięćdziesięciu latach uwagę rady anielskiej. Należy zaznaczyć, że nie w smak jej było obejście zakazu i wymieszanie się kultur, dlatego postanawiają zetrzeć Getteim na pył. Łaskawi członkowie "anielskiego zarządu" zsyłają mieszkańcom Znaki, by dać im czas na opuszczenie miasta przed jego zniszczeniem. Jedyną nadzieją dla Getteim staje się Joel - trzynasty członek rady, który przepadł bez wieści. Americ Tyren, syn założyciela wodnej metropolii wynajmuje prywatnego detektywa, by ten odszukał zaginionego skrzydlatego. w ciągu dwunastu dni, które pozostawiła miastu rada. Obaj jeszcze nie wiedzą, że Joel może mieć swoje własne, całkowicie niezależne plany.

Podczas czytania pojawia się kilku głównych bohaterów, z których każdy wykreowany jest w sposób wyjątkowy pod względem osobowości. Mogłoby się wydawać, że wiele postaci może wprowadzić pewien chaos, ale nie u Kańtoch. Każda z tych osób jest na tyle różna od pozostałych, że trudno je pomylić. Każda z nich odgrywa również ważną rolę dla całokształtu powieści oraz zakończenia, które wydaje się być specjalnością autorki. Nie zdarzyło mi się jeszcze, bym zawiódł się u niej treścią kilku ostatnich stron - te zawsze zapadają w pamięć. Również tym razem.

Na dobry odbiór spory wpływ ma również styl, jakim książka została napisana. Język autorki oferuje pewne bogactwo, które urozmaica kolejne strony powieści, a lekko ironiczny humor dodaje całości ciepła. "13-go anioła" czyta się jak dobry kryminał, w którym znaczenie może mieć każdy znak pozostawiony przez autorkę. Nieuważny odbiorca dostanie więc książkę z zaskakującym finałem, podczas, gdy ktoś, kto zagłębi się bardziej w fabułę, zakończy lekturę z uśmiechem satysfakcji. Kańtoch nie traci czasu na zbędne pisanie o niczym, wszystko rozgrywa się błyskawicznie, zgodnie z tempem narzuconym przez anielską radę. Splatające się wątki, tworzą powieść spójną i logiczną, a przy tym ciekawą i nietuzinkową. Książka ta odstaje od pozostałej twórczości autorki, zarówno konwencją, jak i - w pewnej mierze - stylem. Nie świadczy to jednak na niekorzyść "13-go anioła", a jedynie wprowadza pewną odmianę. Pierwszy raz mamy bowiem u Kańtoch do czynienia z historią osadzoną w realiach nie czerpiących pełnymi garściami z epoki wiktoriańskiej, a co za tym idzie - z wyższym poziomem techniki. Poza tym nie zdarzyło się wcześniej, by w prozie autorki pojawiały się postaci aniołów, które tym razem mają zasadniczy wpływ nie tylko na fabułę, ale również całą wykreowaną rzeczywistość. Pomimo tego jednak, że skrzydlaci odgrywają na stronach książki ważną rolę, bohaterami pozostają istoty niższe.

Tym, co najbardziej drażniło mnie w całym wydaniu, były ilustracje, przy których nie potrafię się zmusić, by uznać je za udane. Na szczęście nie straszą aż tak, jak niektóre inne diabełki Fabryki Słów i jest ich niewiele. Jednak osobiście nie jestem czytelnikiem, który w razie czego potrafi całkowicie zignorować popisy rysowników wydawnictwa.

Tę książkę mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto lubi synkretyzm w literaturze fantastycznej. Mamy tu bowiem do czynienia zarówno z aniołami oraz magami rodem z fantasy, jak i detektywami, którym mogło się kiedyś obić coś o uszy o niejakim Owenie Yeatesie. Każdy, kto zainteresuje się światem, w którym elfy odgrywają główne role na wielkim ekranie, a magiczne umiejętności nie robią na nikim większego wrażenia, stanowiąc element codzienności, dostanie w swoje ręce pozycję, którą z pewnością zapamięta na długo.

"13 anioł" Anny Kańtoch ukazał się nakładem Fabryki Słów w 2007 roku. Była to trzecia książka autorki, z jaką miałem do czynienia, zaraz po obu zbiorach opowiadań o Domenicu Jordanie. Jest to więc pierwsza powieść polskiej pisarki, jaka trafiła w moje ręce, a zarazem pozycja, która rzuciła nowe światło na jej twórczość. Mówi się, że nie można oszukać diabła, lecz do aniołów...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Viear

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [5]

Douglas Adams
Ocena książek:
7,4 / 10
33 książki
6 cykli
351 fanów
Stephen King
Ocena książek:
7,0 / 10
169 książek
14 cykli
15915 fanów
Anna Kańtoch
Ocena książek:
6,6 / 10
62 książki
9 cykli
472 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
137
książek
Średnio w roku
przeczytane
9
książek
Opinie były
pomocne
40
razy
W sumie
wystawione
54
oceny ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
784
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
9
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]