Cytaty
Paradoks bycia dorosłym: nic nie musisz, wszystko Ci wolno, tylko że na nic nie masz czasu.
Nie mogę oddychać, mamo. Boję się. Gdzie teraz jesteś, mamo? Mamo, dokąd poszłaś? Już mnie nie przytulisz? Już się ze mną nie pokłócisz? Czy kiedyś znów się będziesz do mnie odzywać? Szczerze mówiąc, też troszkę umarłam mamo. Czy się jeszcze o mnie martwisz? Nie mogę oddychać. I bardzo boli mnie pod piersiami. Już od dwóch lat. To taki długi żałobny zawał. Wpadł mi chyba nie w ...
RozwińLudzie kochają urojenia. Drżą od nich. Nazywają je sensami. Te "sensy" rozpuszczają się w powietrzu w momencie wypowiedzenia. Sama umiejętność ich sklecania jest pewnym fabrycznym uszkodzeniem.
- Mamo, czy Daisy jest teraz z babunią? - Tak myślę. - Są w niebie? - Tak. - Czy ludzie wyglądają tak samo, gdy są w niebie? - Nie wiem. Chyba nie. - To jak się poznają? - Nie wiem, Kochanie. - Miała zmęczony głos. - Pewnie wyczuwają się nawzajem. Nie kocha się oczami, prawda? Kocha się sercem. W niebie jest sama miłość. Nie zapomina się tych, których kochamy.
- Mamusiu, dlaczego jestem taki brzydki? - jęknąłem - Nie jesteś synku, wcale nie... - Wiem, że jestem. Obsypywała mnie pocałunkami. Całowała oczy znajdujące się niżej, niż powinny, policzki wklęsłe jak po uderzeniu i żółwie usta. Szeptała czułości, które miały mnie pocieszyć, ale przecież od nich nie zmieni mi się twarz.
Ludzie trwają chwilę, trwają cicho. Nie zostaje po nich żaden ślad. Przez tę krótką chwilę wierzgają, ocierają się o siebie, próbując jak najwięcej zeżreć, jak najbardziej wchłonąć w siebie nawzajem. W większych skupiskach przypominają pianę. Jedyna miara, według której należy ich mierzyć, to efektywność. Zwinność robaków.
Miasto jest chore. Czuję to, chce mu się wymiotować, pod chodnikami pulsuje zła, żołądkowa treść, która tylko czeka, aby wyciec, wydostać się z otworów kanalizacyjnych, wypełznąć ze szczelin w kostce brukowej, wylać się, pokryć wszystko tłustą na dwa palce warstwą.
Dziewczyna w koronkowej bieliźnie ściąga stanik. Ma małe, obwisłe piersi, jak skarpetki wypełnione piaskiem. Jej twarz jest zastygła w obojętnym obrzydzeniu, to twarz kogoś, kto właśnie minął na ulicy po raz setny tego samego, pijanego i zasranego bezdomnego. Nie ma jej tu, myśli o tym, gdzie sobie zrobi paznokcie albo co założy na chrzciny dziecka siostry.