Ewelina

Profil użytkownika: Ewelina

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
12
Przeczytanych
książek
24
Książek
w biblioteczce
10
Opinii
29
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Są na świecie konflikty i dramaty, o których mówi się przez całe dekady: nie znajdziemy chyba nikogo, kto nie słyszałby o Holokauście czy Apartheidzie, ale już na przykład o ludobójstwie w Rwandzie sama dowiedziałam się czegoś więcej dopiero w zeszłym roku. Jedną z takich niemedialnych, przemilczanych zbrodni jest masakra Ormian w Turcji z początku ubiegłego stulecia: i to właśnie o niej opowiada Dziedzictwo Orchana Aline Ohanesian - ormiańskiej autorki, której dziadkowie znaleźli się w niewielkiej grupie przedstawicieli swego narodu, którym udało się przetrwać okrutne czasy I wojny światowej w Turcji.

Zanim przejdziemy do tego, czym jest ta książka, ustalmy, czym nie jest. Okładka głosi, że jest to opowieść o namiętnej miłości, niewypowiedzianej tragedii i tajemnicach. Jest to dość ryzykowne stwierdzenie, bo sugeruje, że mamy do czynienia z romansem historycznym, albo przynajmniej z sagą rodzinną. Tajemnic, owszem, nie brakuje, ale wątek romantyczny praktycznie nie istnieje. To po prostu (i aż) cholernie mocna, dobrze napisana obyczajówka: historie poszczególnych bohaterów są często zaledwie zasygnalizowane, ale i tak zapadają w pamięć na długo. Ciężko tu kogoś osądzać, niezależnie od przynależności narodowej i momentu w historii. Jednocześnie bohaterowie nie są sztampowi i naprawdę budzą emocje (a nawet dają się lubić), nawet gdy są zaledwie pobocznymi postaciami.

Historia w Dziedzictwie Orchana opowiadana jest dwutorowo. Narracja w obu planach czasowych poprowadzona jest w czasie teraźniejszym - i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to pierwsza i dotąd jedyna powieść, w której taki styl był całkowicie na miejscu i ani razu nie spowodował żadnych zgrzytów. To taka elegancka, retrospektywna podróż, w którą wyruszamy z czasów współczesnych: Kemal, ekscentryczny, stary Turek, właściciel ogromnej firmy zajmującej się tkaniem dywanów, zostaje znaleziony martwy w kadzi z indygo. Większe zamieszanie niż dziwne okoliczności śmierci mężczyzny wywołuje jednak jego testament, który wstrząsa posadami rodu: co prawda firma trafia w ręce Orchana, wnuka Kemala, ale jednocześnie staruszek pozbawia rodzinę posiadłości, w której spędzili całe życie, zapisując dom tajemniczej, ormiańskiej staruszce z domu opieki w Los Angeles. Kim jest 87-letnia Seda, dlaczego boi się płynącej wody i odmawia mówienia o swojej przeszłości, a przede wszystkim: kim była dla Kemala?

Co ciekawe, wszystko jest tu idealnie wyważone: choć autorka nie ukrywa, że potrzeba opowiedzenia światu o historii Ormian jest tu kluczowa, to jednak nie dostajemy tu jakiejś przegiętej elegii. Problematyka powieści jest zresztą dużo bardziej złożona: dlaczego o niektórych ludobójstwach lepiej nie mówić, a o innych niemal codziennie słyszy się w mediach? Jakim cudem wydarzenia sprzed 100 lat nadal dzielą dwa narody i powodują wzajemną wrogość, choć na świecie pozostały już tylko przedstawiciele kolejnych pokoleń? Wreszcie: gdzie jest granica między pokazywaniem światu prawdy a zatracaniem się w przeszłości (i czy powinno się to robić zamiast... po prostu żyć)?

Z całą pewnością nie jest to książka dla każdego, ale do mnie trafiła bardziej, niż się tego spodziewałam; pozostaje mi więc gorąco ją polecić. Mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów i nietypowej dla mnie tematyki pozostawiła mnie z solidnym kacem książkowym i totalną pustką w umyśle. No i otworzyła mi oczy na to, jak niewiele jeszcze wiem o świecie i jak bardzo moim światopoglądem steruje to, co dociera do mojej świadomości za pośrednictwem mediów. I jest to wizja naprawdę przerażająca.

Są na świecie konflikty i dramaty, o których mówi się przez całe dekady: nie znajdziemy chyba nikogo, kto nie słyszałby o Holokauście czy Apartheidzie, ale już na przykład o ludobójstwie w Rwandzie sama dowiedziałam się czegoś więcej dopiero w zeszłym roku. Jedną z takich niemedialnych, przemilczanych zbrodni jest masakra Ormian w Turcji z początku ubiegłego stulecia: i to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydaje mi się, że każde dziecko na jakimś etapie przechodzi fascynację dwoma tematami: dinozaurami i Kosmosem. Nie byłam tu wyjątkiem; i choć pasja do paleontologii i astronomii z czasem osłabła, zastąpiona bardziej przyziemnymi tematami, to nadal nie jestem w stanie odmówić sobie przyjemności kontaktu z książkami i grami osadzonymi w tym klimacie. Nic więc dziwnego, że na premierę Zapytaj astronautę czekałam z pewną niecierpliwością...

Szybko okazało się jednak, że domorośli miłośnicy astronomii raczej nie znajdą tu za wiele dla siebie, ale za to fani astronautyki - jak najbardziej. Tim Peake, brytyjski astronauta i autor książki, nie poświęca za wiele uwagi samemu Kosmosowi, a jeśli już, to czyni to z bardzo technicznej perspektywy. Nie dowiemy się więc raczej nic nowego o ciałach niebieskich, ale za to poznamy zasady funkcjonowania Sojuza (a przy okazji odkryjemy, dlaczego dla astronauty rosyjski jest językiem obowiązkowym - aparatura w maszynie opisana jest tylko w tym języku) i samej Stacji, wraz z detalami życia na niej. Jeśli więc zastanawialiście się kiedyś, jak korzysta się w stanie nieważkości z toalety, co dzieje się z podeszwami stóp, kiedy się ich nie używa (uwaga - szczegóły bywają mało apetyczne), czy są określone procedury na wypadek kontaktu z Obcymi (spoiler alert: nie ma), albo czy w Kosmosie jest szybkie wifi, to jak najbardziej jest to pozycja dla Was.

A jeśli stąpając twardo po Ziemi nie poświęcaliście takim dylematom zbyt dużo czasu, to tak naprawdę i tak macie szansę znaleźć tu coś dla siebie. Tematyka jest bardzo szeroka - znajdziemy tu odpowiedź na pytanie, po co w ogóle latamy w kosmos, i to nie tylko z perspektywy futurystycznej terraformacji Marsa, ale też w bardzo nam bliskich kwestiach medycznych czy technicznych. Dlatego, choć otrzymałam coś innego, niż się spodziewałam, to nie była to wcale zła zamiana.

Można się też nieźle zdziwić, jak przyziemne są niektóre problemy, które rozgrywają się wysoko nad naszymi głowami (i nagle człowiek docenia, że może wypić herbatę przy lekturze, nie używając przy tym foliowego worka), a także odkryć, że nawet w Kosmosie nie brakuje czysto ludzkich absurdów (choć część amerykańską i rosyjską dzieli raptem jedna śluza, to każda ma inne napięcie elektryczne i system gaśnic, który wyklucza pomoc „zagranicznym” sąsiadom w razie pożaru...).

Bardzo podobały mi się też wstawki kulturowe: wiedza o tym, dlaczego astronauci w Rosji sikają na oponę samochodu przed „godziną zero”, albo jakiej muzyki słucha się przed wylotem na orbitę, nie jest może niezbędna do życia, ale stanowiła fantastyczny i naprawdę ciekawy element Zapytaj astronautę. Ze względu na formę „pytanie: odpowiedź”, skupiającą się na wyjaśnianiu konkretnych problemów i fenomenów, trochę zabrakło mi opisu konkretnych wydarzeń z przebiegu misji Tima - a trochę się u niego działo: brał zdalny udział w londyńskich maratonach, wręczał nagrody, prowadził spotkania ze szkołami... Są to fakty przemycane to tu, to tam, przy okazji odpowiedzi na pozornie niepowiązane pytania, ale jestem pewna, że takich fascynujących wydarzeń było sporo więcej.

Mam trochę wątpliwości, dla jakiej grupy docelowej powstała ta pozycja - choć autorem otwierającego książkę pytania jest kilkulatek, to nie brakuje tu też bardziej złożonych zagadnień, które autorowi podsuwali choćby wykładowcy akademiccy. Do tego niektóre techniczne czy medyczne kwestie, które porusza Tim, wymagają już pewnej wiedzy o świecie oraz zrozumienia dla semi-naukowego języka. Ogólny obraz jest taki, że jest to po prostu bardzo uniwersalna pozycja, w której znajdziemy odpowiedzi na pytania zdolne zainteresować każdą grupę wiekową (a te zadawane przez dzieci czasem naprawdę zaskakują). W związku z tym zastanawia mnie, czemu zdecydowano się na tak... infantylną oprawę graficzną, zamiast na coś bardziej wyważonego? Plansze tematyczne i przekroje są super, kolorowe zdjęcia też ok - ale oprócz tego w książce znajdziemy też... rysunki kanapek z bekonem, obsikanej opony wielkiej na pół strony czy smutnych bakterii, które zabija plazma. Serio? Tego typu grafik jest za dużo jak na żart, a nijak nie zmieniają one faktu, że nie jest to książka skierowana do całkiem młodego odbiorcy, który z wypiekami na twarzy konstruuje statki kosmiczne z klocków lego. Osobiście chyba wolałabym nieco „poważniejsze” podejście.

Mimo tego drobnego zgrzytu, Zapytaj astronautę to lektura, którą da się przeczytać i w poszukiwaniu konkretnych informacji, i dla czystej przyjemności. Nie żałuję poświęconego jej czasu... i kiedy następnym razem spojrzę w niebo i zobaczę światełka Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (a wiecie, jak odróżnić ją od przelatujących satelit i samolotów? O tym też przeczytacie w książce), to na pewno przywitam ją z uśmiechem.

Wydaje mi się, że każde dziecko na jakimś etapie przechodzi fascynację dwoma tematami: dinozaurami i Kosmosem. Nie byłam tu wyjątkiem; i choć pasja do paleontologii i astronomii z czasem osłabła, zastąpiona bardziej przyziemnymi tematami, to nadal nie jestem w stanie odmówić sobie przyjemności kontaktu z książkami i grami osadzonymi w tym klimacie. Nic więc dziwnego, że na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znowu Afganistan. Miejsce, o którym przeczytałam już co najmniej kilkanaście książek (na ogół całkiem dobrych), i z każdą kolejną utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy nie chcę się tam udać osobiście - kolebka ludzkich dramatów, w które Zachodowi do dziś ciężko uwierzyć. Do niedawna moim guru od literatury około-afgańskiej był genialnie piszący Khalid Hosseini, ale ostatnio trafiłam na mocno obiecującą powieść Afgańska perła Nadii Hashimi, która spodobała mi się na tyle, że zdecydowałam się sięgnąć po inne jej książki. Na pierwszy ogień poszła właśnie Kiedy księżyc jest nisko.



Feriba, matka trójki dzieci i żona uznanego inżyniera, musi uciekać z ogarniętego wojną Kabulu po tym, jak jej męża zatrzymują i mordują Talibowie. Brak środków do życia dla samotnej kobiety, której ustrój polityczny nie pozwala nawet opuścić domu, oznacza wyrok śmierci. Nielegalne przekraczanie kolejnych granic nie jest dużo bezpieczniejsze, zwłaszcza z trojgiem dzieci, z których najmłodsze ledwo zaczęło chodzić i choruje na tajemniczą chorobę. Dramatyczna decyzja Feriby daje początek nielegalnej podróży przez Turcję do Grecji, w której jej najstarszy syn, Selim, zostaje zatrzymany przez policję. Zdesperowana matka staje przed wyborem: skorzystać z okazji na wyjazd z pozostałą dwójką do Anglii, gdzie czeka na nią siostra, czy po raz kolejny utknąć bez środków do życia w obcym, wrogim miejscu?

Niestety, choć warstwa fabularna jest bardzo obiecująca, to jednak styl i sposób prowadzenia opowieści wypada znacznie gorzej niż w debiutanckiej powieści Hashimi (zmienił się też tłumacz - może to ma znaczenie?). Być może wynika to z faktu, że przez znaczną część narracji towarzyszymy nie Feribie, a właśnie Selimowi. I choć autorka nie pokusiła się w tych rozdziałach o relację pierwszoosobową, to jednak momentami wydają się one bardzo infantylne. Przypuszczam, że miało to uwiarygodnić perspektywę dziecka, będącego świadkiem rzeczy, których nigdy nie powinno widzieć, jednak narracja wydawała mi się tam wyjątkowo toporna i znacznie uboższa niż w Afgańskiej perle.

Odniosłam też wrażenie pewnego braku balansu. Selimowi zbierającemu pomidory na tureckiej farmie poświęcono kilka całych rozdziałów, w których (obiektywnie) za wiele się nie działo, a już potencjalnie bardzo ciekawe środowisko obozów dla uchodźców w krajach Europy Zachodniej potraktowano mocno po macoszemu i zamknięto w opisach raptem na parę akapitów. Jest to bardzo aktualny problem i naprawdę ubolewam, że autorka nie przedstawiła tej "drugiej strony ogrodzenia" nieco bardziej dokładnie - miałoby to na pewno dużą wartość dla europejskiego czytelnika.

Mamy tu historię o poświęceniu matki, o dziecku, które musi wziąć na swoje barki odpowiedzialność za los całej rodziny, mamy brutalny obraz wojny, mamy wreszcie inne spojrzenie na emigrantów z krajów Bliskiego Wschodu... Jednak to wszystko składa się na książkę zaledwie poprawną i nieszczególnie angażuje emocjonalnie, a przecież jest to klucz do sukcesu w tego typu powieściach. Można przeczytać ją, nawet z przyjemnością, ale... można też sięgnąć pod Chłopca z latawcem Hosseiniego, który problem imigracji (a także zderzenie z obcą kulturą) przedstawił dużo ciekawiej. Z pewnością jednak sięgnę po kolejną pozycję autorstwa Hashimi - nie tracę nadziei, że będzie to kolejna perła.

Znowu Afganistan. Miejsce, o którym przeczytałam już co najmniej kilkanaście książek (na ogół całkiem dobrych), i z każdą kolejną utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy nie chcę się tam udać osobiście - kolebka ludzkich dramatów, w które Zachodowi do dziś ciężko uwierzyć. Do niedawna moim guru od literatury około-afgańskiej był genialnie piszący Khalid Hosseini, ale...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Ewelina

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
12
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
29
razy
W sumie
wystawione
12
ocen ze średnią 6,8

Spędzone
na czytaniu
74
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]