-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać325
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2013-10-29
Coraz głośniej robi się o tej serii. W sumie w Polsce wyszło już osiem tomów. Postanowiłam zacząć recenzje od pierwszego, żeby zachęcić do czytania te osoby, które jeszcze nie miały tej powieści w rękach.
Z góry informuję, że pierwszy tom nie jest typowym romansem. Pojawia się tam oczywiście ten wątek, ale nie jest on głównym. Ten tom to, jakby wprowadzanie historii. Dopiero następne będą opierać się w dużej mierze na wątku miłosnym.
Co do treści. Po pierwsze, musicie się uzbroić w cierpliwość i przez pierwsze 100 stron pilnie wczytywać się w książkę. Dlaczego? Ponieważ autorka wrzuca, dosłownie, wrzuca was w powieść. Nie wiecie o tym świecie nic. Nic nie jest wyjaśniane. Informacje zdobywacie jedynie z dialogów postaci i opisów. Musicie posłużyć się dedukcją, kochani. Jak detektywi. Czytając książkę chomikujemy i jednocześnie porządkujemy oszczędnie wydzielane wyjaśnienia i składamy w całość. Jeśli przebrniecie przez ten etap, nie odłożycie już tej książki dopóki jej nie przeczytacie. Ma się też wrażenie, przez ten brak wyjaśnień, że czytelnik sam jest częścią tej rzeczywistości. Przynajmniej ja czułam jakbym tam była, jakbym przeżywała wszystko razem z bohaterami. Dla jednych będzie to rozwiązanie fascynujące i po części nowatorskie, dla innych – upierdliwe. Ja należę do tej pierwszej grupy.
Fabuła zaczyna się od przepowiedni: Oto nadejdzie Czarownica. „Ona nadchodzi. Świat Terreille rozpadnie się przez jego głupią zachłanność. Ci, którzy przeżyją, będą służyć, ale przeżyje niewielu” – mówi Tersa, szalona, złamana Krwawa. Już nie wiecie o co chodzi? Nie szkodzi. Właśnie ta niewiedza wywoła w was niepohamowaną ciekawość.
Wyjaśnię tylko troszkę, żeby nie zdradzić wszystkich smaczków. Jest to rzeczywistość alternatywna, gdzie rządzą kobiety (TAK!), a mężczyźni służą swoją siłą i opiekuńczością. Niestety nadeszły złe czasy. Dorothea zdobyła połowę świata i krzywdzi mężczyzn oraz kobiety. Łamie dawne obyczaje. Krwawi zapomnieli jak to było kiedyś. I oto ma nadejść Czarownica, najpotężniejsza Krwawa wszechczasów, która zaprowadzi porządek. Wspominałam już, że Krwawi posługują się magią? Nie, to wspominam. Każdy z nich posiada moc, a jej ilość i siła zależy od koloru kamieni, które otrzymał podczas ceremonii, najpierw Urodzenia, a potem Ofiary Ciemności (7 lat i około 20. Dorosły Krwawy ma dwa kamienie). Nie będę dokładnie wyjaśniać, bo to trzeba zrozumieć samemu :D A potem poznajemy tę wybraną. Jaenelle uczy się podstaw Fachu od samego Wielkiego Lorda Piekła i czeka na swojego wybranka. Niestety jej rodzina nie zdaje sobie sprawy z jej wielkiej mocy i myślą, że dziewczynka jest upośledzona. Z tego powodu spotyka ją wiele przykrości, a czytelnik ma ochotę wejść w książkę i przylać jej babce.
Nie ma co dalej wyjaśniać. Fabuła jest tak pogmatwana, że aby to zrozumieć to trzeba przeczytać. Opisywanie tego świata też nic nie da. To tak jakby kosmicie próbować scharakteryzować prawidłowości rządzące Ziemią. Wyobrażacie sobie opisywanie zwyczajów każdego kraju i rządzące nimi zależności? Albo scharakteryzować relacje łączące kraje Unii? Masakra.
Wydaje się, że powieść o czarodziejach już była. Ale nie taka. Tą zdecydowanie odradzam osobom poniżej szesnastego roku życia. Liczne przekleństwa i brutalne sceny są przeznaczone wyłącznie dla ludzi dojrzałych, którymi to już tak bardzo nie wstrząśnie. A wierzcie mi, niektóre fragmenty są ostre i nie nadają się dla dzieci.
Ciekawym zabiegiem było przenoszenie akcji w różne miejsca. Raz jesteśmy w Terreille i widzimy złą Dorotheaę, za chwilę bawimy się razem z Jaenelle Chaliot. Czasami coś takiego bardzo denerwuje, szczególnie wtedy, gdy przerywa jakiś fascynujący wątek, jednak jednocześnie buduje napięcie.
Kolejnym plusem dla Bishop są bohaterowie. Każdy jest tam inny. Poznajemy Wielkiego Lorda Piekła, opiekuńczego względem Jaenelle, ale surowego wobec innych. Spotykamy Daemona zimnego, wyniosłego i niebezpiecznego. Moją ulubioną postacią jest Lucivar. Arogancki, pewny siebie, ale przy tym niezwykle uroczy. Nie można się na niego gniewać. Sama Jaenelle jest tak niezwykle realna. Mogłaby to być każda żyjąca w naszym świecie dziewczynka. Nie widzi nic niezwykłego w bawieniu się z jednorożcami i uczeniu Fachu od Pająków. Jest taka żywa i nic nie może zniszczyć jej ciekawości świata. Nie będę tu charakteryzować tych postaci ze szczegółami. Wiem już za dużo z poprzednich tomów i zepsułabym niektórym przyjemność z odkrywania pokręconych związków jakie ich łączą.
Ostatnio dyskutowałam na temat serii Czarne kamienie z przyjaciółką. Ona twierdziła, że jak na taki potencjał książki są za mało „krwawe”. Chodzi tu też o brutalność. Przyznałam jej w tym rację. Mamy Saetana, Wielkiego Lorda Piekła. Wszyscy się go boją, bo niewiadomo jak jest okrutny. Ale kiedy przychodzi co do czego, to tej okrutności nie widać. Podobnie jest z Daemonem i Lucivarem. Przynajmniej w tym tomie. W dalszych dojdą jeszcze niepokryte niczym groźby i nieuzasadniony (tak naprawdę) strach przed wielką mocą Jaenelle. Ja jednak doszłam do wniosku, że widok krwi nie jest dla mnie taki istotny. Bardziej skupiłam się na opowiedzianej fabule i zupełnie innym świecie. Różnice w odbiorze wynikają też z różnych filozofii życiowych jakimi się kierujemy. Cóż poradzę, że nie jestem wybredna. Mnie smakowałoby nawet jedzenie podawane w samolocie :D
Poza tym mam słabość do autorów, którzy kreują swoje własne światy. Rowling, Paolini, Sapkowski, Flanagan, a od paru lat Bishop. Mam nad wami tę przewagę, że przeczytałam już wszystkie dostępne w Polsce tomy Czarnych Kamieni. Wiem, więc dużo więcej od was o wykreowanym tam świecie, o przygodach, które przeżywali bohaterowie i relacjach jakie ich łączą. Jeśli sięgniecie po tę serię czeka was wiele niespodzianek. Nierzadko będziecie wrzeszczeć na całe gardło: „Co?!”, nie mogąc uwierzyć, że Bishop mogła wymyślić coś tak skomplikowanego, zagmatwanego, a jednocześnie logicznego. Jestem kobietą i może dlatego prawidłowości rządzące tym matriarchalnym światem tak mnie fascynują. Ale, kurczę, chciałabym mieć takiego Lucivara :D
Recenzja zamieszczona na blogu http://tylkoromanse.blogspot.com
Coraz głośniej robi się o tej serii. W sumie w Polsce wyszło już osiem tomów. Postanowiłam zacząć recenzje od pierwszego, żeby zachęcić do czytania te osoby, które jeszcze nie miały tej powieści w rękach.
Z góry informuję, że pierwszy tom nie jest typowym romansem. Pojawia się tam oczywiście ten wątek, ale nie jest on głównym. Ten tom to, jakby wprowadzanie historii....
Nie pamiętam już kiedy po raz pierwszy przeczytałam jej książkę. Nie pamiętam nawet, która to była. Wiem jednak, że odkąd pamiętam Nora Roberts jest moją ulubioną pisarką. Żadnego innego autora nie mam przeczytanego tak dokładnie i wnikliwie, jak jej. Przygotujcie się na bicie pokłonów, stawianie złotych pomników i hymny pochwalne, bo oto recenzuje moje literackie bóstwo!
Książkę pożyczyła mi moja ciocia, u której to na półce leżał już pożółkły tom 350 stronicowej powieści – romansu. Nudziłam się, więc zaczęłam czytać. Nora jak zwykle zaczyna ciekawie i nigdy się nie powtarza. Pierwsze zdanie ma mówić wiele, a jednocześnie nie mówić nic, tak żeby czytelnik chciał czytać dalej. I oczywiście, chce.
Krótkie streszczenie z tyłu okładki: Dora Connroy, prowadząca w Filadelfii niewielki sklep z antykami, zakupuje na aukcji zestaw intrygujących przedmiotów. Wkrótce dowie się, że nowy nabytek jest czymś więcej niż tylko urozmaiceniem jej zbiorów – Dora nieświadomie staje się jednym z biernych ogniw międzynarodowego przemytu dzieł sztuki. Gdy wraz ze swym sąsiadem, byłym policjantem, Jedem Skimmerhornem, postanawiają rozwikłać tajemnicę, mimowolnie przekraczają niewidzialny próg, za którym żądza posiadania przeradza się w śmiertelną obsesję, a w cenę sztuki wliczona jest krew...
Mocne, ale nawet ten krótki opis nie oddaje w pełni świetnej fabuły przesyconej, muszę napisać to słowo, zajebistym humorem. Roberts nigdy nie pisze sztampowych romansów. W jej powieściach oprócz miłości zawsze równorzędną rolę odgrywa też inny wątek, najczęściej kryminalny – jak w tym przypadku.
Samodzielna bizneswoman i bogaty były policjant z - nieodzowną w romansach - traumą, którzy mają, delikatnie mówiąc, problemy z dogadaniem się, a jednak coś ich do siebie ciągnie. Sceny z głównymi bohaterami umiejętnie przeplatane są scenami z szefem całej szajki przemytniczej, który planuje kolejne kradzieże i... morderstwa. Niestety to nieco psuje całą tajemnicę. Już od samego początku wiemy, kto jest przestępcą. Zaliczmy to jednak do jednego ze sposobów realizowania konwencji gatunku.
Być może już zdążyliście zauważyć, że najbardziej w romansach cenię humor. Czytanie o przesłodzonej miłości powoduje, że robi mi się niedobrze, a humor zawsze jest „na czasie”. Dlatego tak zachwycili mnie główni bohaterowie. Bez przerwy sobie dogryzają, a robią to w całkiem nieszkodliwy sposób. Przez to nawet wyraźniej odczuwa się łączącą ich chemię.
Autorka barwnie opisuje też postacie poboczne. Rodzina Dory, to zawodowi aktorzy, w dodatku ekscentryczni. Każda postać ma swój własny charakter i sposób bycia, co jeszcze lepiej różnicuje świat przedstawiony, a także powoduje wiele zabawnych sytuacji.
Pod koniec książki, akcja jakby się rozmywa. Co jest dziwne, gdyż w tym momencie bohaterowie intensywnie pracują nad rozwiązaniem zagadki i ujęciu sprawcy. Może odniosłam takie wrażenie, bo bohaterowie już się „nie szukają”, ale są razem jako para. Na szczęście ta chwila nie trwa długo. Jeden rozdział dalej znowu mamy pełną dynamikę zdarzeń i szybkie tempo, które nie pozwoli wam oderwać się od lektury.
Jedynym minusem jest zakończenie. Zbyt oględne. Zabrakło mi ledwie kilku jakiś konkretniejszych zdań podsumowujących. W sumie to romanse bardzo trudno zakończyć z polotem – mnie zawsze jest mało i nie do końca tak jak bym chciała. Ale znając Norę, mogła postarać się o lepsze.
Książka zdecydowanie genialna! Barwne postacie, zagadka kryminalna, sporo akcji i oczywiście mój ulubiony – humor. Zdecydowanie polecam znudzonym cukierkowymi romansami czytelnikom. Jeśli wolicie czytać romanse jeszcze bardziej kryminalne niż ten, to polecam serię In Death. Też Nory, która pisze pod pseudonimem J.D. Rob. Za te książki też się zabiorę. Muszę tylko odzyskać głos po opętańczych wrzaskach nad kunsztem jej pisarstwa :D
Nie pamiętam już kiedy po raz pierwszy przeczytałam jej książkę. Nie pamiętam nawet, która to była. Wiem jednak, że odkąd pamiętam Nora Roberts jest moją ulubioną pisarką. Żadnego innego autora nie mam przeczytanego tak dokładnie i wnikliwie, jak jej. Przygotujcie się na bicie pokłonów, stawianie złotych pomników i hymny pochwalne, bo oto recenzuje moje literackie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rewelacyjna. Fabuła niesamowicie wciągająca. Spodziewałam się kolejnej fantastyki przygodowej z dominującym wątkiem miłosnym w stylu Efemery, ale ta przypomina zdecydowanie "Czarne Kamienie". Bishop można kupować w ciemno. Nie mogę się doczekać kolejnych części.
Rewelacyjna. Fabuła niesamowicie wciągająca. Spodziewałam się kolejnej fantastyki przygodowej z dominującym wątkiem miłosnym w stylu Efemery, ale ta przypomina zdecydowanie "Czarne Kamienie". Bishop można kupować w ciemno. Nie mogę się doczekać kolejnych części.
Pokaż mimo to