-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-02-01
2024-01-04
Bardzo przyjemnie się czyta, bez dłużyzn, bez rozkmin psychologicznych, chociaż może trochę za dużo dialogów i rozkazów, ale to taka militarna s/f, więc nie ma się co za bardzo przyczepiać. Nie ma rozbudowanych postaci, a raczej wydarzenia. Nie wiem czy od strony fizyki coś tu się sprawdza, ale niech będzie. Bardzo dobra lektura na zimowe, nudne dni i wieczory.
Czy ktoś wie, co stało się ze statkiem, który w końcówce książki wyruszył w misję za Obcymi? Wątek został ucięty, ale nie czytałam jeszcze drugiej części O1.
Bardzo przyjemnie się czyta, bez dłużyzn, bez rozkmin psychologicznych, chociaż może trochę za dużo dialogów i rozkazów, ale to taka militarna s/f, więc nie ma się co za bardzo przyczepiać. Nie ma rozbudowanych postaci, a raczej wydarzenia. Nie wiem czy od strony fizyki coś tu się sprawdza, ale niech będzie. Bardzo dobra lektura na zimowe, nudne dni i wieczory.
Czy ktoś...
2022-03-29
Doskonała książka s/f!! W ostatnim czasie kupiłam kilka, ale tylko ta mnie zaciekawiła. Łatwo przyswajalny styl, lekko zarysowane, a jednak wyraźne postaci, bez natłoku nowomowy i innych wymyślanych na siłę wynalazków technologicznych. Bardzo czekam na ekranizację, bo scenariusz jest tu w zasadzie podany na tacy. Na pewno też sięgnę po inną książkę tego autora. Uczciwie polecam!
Doskonała książka s/f!! W ostatnim czasie kupiłam kilka, ale tylko ta mnie zaciekawiła. Łatwo przyswajalny styl, lekko zarysowane, a jednak wyraźne postaci, bez natłoku nowomowy i innych wymyślanych na siłę wynalazków technologicznych. Bardzo czekam na ekranizację, bo scenariusz jest tu w zasadzie podany na tacy. Na pewno też sięgnę po inną książkę tego autora. Uczciwie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-01
Mam mieszane uczucia, dlatego przedstawię największe plusy i minusy tej książki.
Wątek, czyli sprawdzenie, co wydarzyło się na Ziemi przez 752 lata nieobecności załogi, jest utrzymany w ryzach do samego końca, autor nie rozprasza nas dylatacją czasu czy innymi przesunięciami w scenariuszu.
Eksploracja już raz zasiedlonego Marsa wywołała u mnie dziką ekscytację, która bardzo szybko opadła, kiedy autor nie pogłębił i nie kontynuował tego tematu. Na prawdę jest tu ogromny potencjał do rozwijania własnych hipotez i pomysłów lub nawet skorzystania z teorii głoszonych przez miłośników New Age (Mars jako wojenna, niewolnicza planeta)!! Wciągnęło mnie zwiedzanie podziemnej bazy, ale oczekiwałam też widoku trupów pierwszych kolonizatorów (no, są co prawda groby we wzgórzu, ale też potraktowane bez intrygi), Obcych, klonów, hybryd, jednak nic z tego nie dostałam :( Bo nie o Marsa tu chodziło, a o Ziemię.
Tworzenie postaci i ich dialogi wołają o pomstę do nieba. Autor nie potrafił/nie chciał wykreować postaci - do samego końca nie wiemy jak oni wyglądają, co mają charakterystycznego, fizjologia, kolory, upodobania itd. Najważniejsze okazało się niestety stanowisko i zawód. Wszyscy wypowiadają się takim samym pompatycznym, przeintelektualizowanym tonem, jak gdyby referowali dla publiczności! Mówią bez zacięcia, bez przerywników, bez oddechu, jakby sobie wcześniej wypowiedź przemyśleli, zapamiętali lub napisali na kartce, a potem odtwarzali, nie ma tu żadnej spontaniczności. Nawet bardzo dojrzali, starzy ludzie nie mówią takim językiem między sobą! W dialogach powinno się używać języka potocznego, bo tak mówimy do siebie na co dzień, i taka mowa ma w sobie cechy charakterystyczne każdego człowieka. Jeden mówi mało a zwięźle, inny swobodnie używając wielu słów, jeszcze inny ciągle wzdycha i narzeka, pociąga nosem, nie patrzy w oczy, albo przeciwnie, patrzy na wylot itd. Ludzie wpadają sobie w słowo, dyskutują, a tu każdy ze stoickim spokojem i akceptacją czeka na zakończenie monologu poprzednika, nawet jak ta trwa pięć minut. Okazjonalnie musiałam też sięgać po encyklopedię, bo rzadko widuje się tak naukowe wyrażenia w dialogach, niestety nie mogę już odnaleźć jakie to były słowa.
Science fiction wymaga wyobraźni i własnych pomysłów - tutaj tak 50/50. Wiele wątków zapożyczonych np. łazik na Marsie. To już widzieliśmy w TV w 2003 r. Są też ciekawe pomysły, jak rzeźba znaleziona na nowej Ziemi tzw. 'Logika Uniwersum', która łączy się z jaźnią osoby oglądającej i daje jej odczuć, czym jest Wszechświat.
Podobał mi się też pomysł pierwszej generacji Kontrolerów - serii sztucznych inteligencji, którym dano dostęp do wiedzy o wszystkich zarejestrowanych wydarzeniach na Ziemi i w Kosmosie. Jak tylko wykalkulowały jaki jest sens istnienia i możliwy koniec, uśmiercały się w ciągu kwadransa. Człowiek nie ma takiej mocy obliczeniowej w mózgu, więc pcha się dalej w życie.
Dyskusyjne jest zakończenie - na Ziemi pozostaje jedna, stara kobieta, która wie ile jeszcze będzie żyła i ma wszczepiony w mózg jakiś Interfejs, zakładam, że chodzi o jakiś chip wspomagający nawigowanie w nowym, technologicznym świecie. Takie czipy wszczepiało się wszystkim płodom/noworodkom. Tak, jak i reszta społeczeństwa, w którym żyła, kobieta odmawia reprodukcji (oszczędza cierpienia egzystencjalnego nienarodzonym), przez co populacja planety spada do zera.
Z drugiej strony, sztuczna Inteligencja stworzona przez ludzi zarządza całą Ziemią niczym Bóg, a ludzie oddali jej władzę w imię własnego komfortu. Komfort ten spowodował nijakość, powtarzalność, nudny dla oka perfekcjonizm. I taka może czekać nas smutna przyszłość, jeśli oddamy maszynom własną kreatywność, przestaniemy używać rąk do pisania, rysowania, mózgu do analizowania i dokonywania wyborów, nóg do poruszania się itd.
Tu ludzkość postanowiła nie rozmnażać się i popełnić powolne, zbiorowe samobójstwo poprzez zakończenie swojego gatunku.
Na końcu rozczarowanie - ocaleli astronauci, którzy nie byli parą w kosmolocie (panowała tam wolna miłość, każdy z każdym) nagle poczuli zryw natury i zaczęli kochać się na plaży. Co chyba ma pokazać, że nasza planeta wyzwala jednak prymitywne instynkty i w planach tej dwójki jest odtworzenie starego porządku na Ziemi. Trochę sentymentalna jest ta scena, jednak zostawia otwarte drzwi dla kontynuacji losów Toma i Kate (zamiast ex-partnerki Marty, na której mu pierwotnie zależało, a nie chciała mieć dzieci). Poza tym, nie dowiedzieliśmy się jeszcze, o czym ostatecznie zdecydował Kontroler. Autor wydał potem 'Logikę Uniwersum', nie czytałam jeszcze, ale może tam jest
jakieś nawiązanie do ostatnich scen z 'Pustej Ziemi'.
Natomiast podobały mi się końcowe teorie, sporo ciekawych myśli - to, że człowiek zaczyna umierać w momencie narodzenia, że początek jest jednocześnie końcem, i że powstanie Wszechświata jest dziełem przypadku, synchroniczności pewnych elementów w czasie, a nie jakiejś wyższej inteligencji. To założenie można przełożyć na wiele innych spraw w życiu. Autor przedstawia także (ustami ostatniej kobiety na Ziemi) próbę zrozumienia cierpienia egzystencjalnego i jak może wpłynąć pozbawienie się potrzeb na jakość życia. Natomiast nie zgadzam się z teorią, że życie na Ziemi przez miliardy lat radziło sobie samo bez inteligencji. Wystarczy popatrzeć na to, jak rosną minerały ziemskie, np. piryt, korund, wanadynit, wszystkie kształty odgórnie zaprogramowane. Albo jak wygląda skorupa ślimaka, ułożenie nasion w słoneczniku, jakie są inteligentne proporcje (Fibonacci się kłania) w większości ziemskich tworów.
Korekta - dziwnie zapisane są dialogi, z których składa się większość treści - po znakach przystankowych zazwyczaj stawia się duże litery, z pewnymi wyjątkami, a tutaj tak nie ma. Nawet myśl jednego z bohaterów zaczyna się od półpauzy (zamiast wziąć je w cudzysłów).
Ogólnie książka utrzymana jest w bardzo chłodnym, sztywnym stylu, taki hard s/f z elementami filozoficznymi. Nie ma tu emocji (poza wypadkiem na kosmolocie i samobójstwem Krisa), mało intryg, a wszyscy nad wszystkim panują do samego końca - zawsze znajduje się pozytywne rozwiązanie problemu. Poza tym, teoria pustej Ziemi (ang. hollow Earth) zakłada istnienie cywilizacji podziemnej, więc jak ktoś już o tym słyszał, to może mieć nieco inne oczekiwania co do treści.
Mam mieszane uczucia, dlatego przedstawię największe plusy i minusy tej książki.
Wątek, czyli sprawdzenie, co wydarzyło się na Ziemi przez 752 lata nieobecności załogi, jest utrzymany w ryzach do samego końca, autor nie rozprasza nas dylatacją czasu czy innymi przesunięciami w scenariuszu.
Eksploracja już raz zasiedlonego Marsa wywołała u mnie dziką ekscytację, która...
2022-01-13
Uff. Akcja zaczyna się dopiero w połowie tej obszernej książki, tj. z rozdziałem "12 rok ery kryzysu". Pierwsze pół można sobie darować, jeśli ktoś sięgnął po 'Ciemny Las' w kontekście gatunku science fiction. Autor w zasadzie mógł streścić pierwszą połowę do tego, że program Wpatrujących się w Ścianę był fiaskiem, bo wybrano do niego ludzi nieodpowiednich i nieodpowiedzialnych, o skłonnościach psychopatycznych, którzy Ziemię chcieli traktować jak swój własny folwark. Klasyka.
W drugiej części znajdziemy ogromne przyspieszenie, soczyste opisy kosmicznych bitew, podziemnego miasta, ciekawe pomysły (zabójcza, niezniszczalna kropla!), przyszłościowe technologie (ekrany wbudowane w meble, ściany, dostęp do sieci bez urządzeń), oraz obawy o rozwój ludzkości (czipy tożsamościowe wszczepione podskórnie nowej cywilizacji ziemskiej, brak możliwości ukrycia się, a co za tym idzie nachalność spersonalizowanych reklam, usług, jawność prywatnych danych w społeczeństwie itd).
Całość Ciemnego Lasu jest jednak mętna. Pomysły nie kleją się, zagadki (rzucenie klątwy w celu rozwalenia odległej gwiazdy za pomocą fal elektromagnetycznych ze Słońca?) nie intrygują. Dlaczego takie kluczowe okazało się ukrywanie lokalizacji Trisolaris, jeśli i tak ta planeta nie nadawała się do życia, bo była co jakiś czas niszczona przez 3 gwiazdy? Dlaczego taka groźna armia Trisolaris reprezentowana przez Obserwatora ugięła się na sam koniec wobec żądań jednego Ziemianina, który i tak nie miał żadnych życiowych ambicji?
Poza tym, wpadamy tu w rzeczywistość Chin - komitety, unie, zgromadzenia plenarne, szumne nazwy, no jak za komuny. Z racji wielkości społeczeństwa Chin, autor myśli także w kategoriach grupowych - milion zabić, milion ocalić, nie ważne są jednostki, a tylko, jeśli dobrze wykonują swoją pracę. Nie bez kozery, pojawia się na początku mrówka, niczym symbol narodu żyjącego dla pracy.
Natomiast z książki wynika pewna lekcja i ostrzeżenie, że nawet w Kosmosie, podczas rzadkiej okazji spotkania Obcych (chociaż człeko-podobnych) ludzkość może wybrać knucie przeciwko swojemu gatunkowi - słucha podszeptów własnego Cienia, mrocznej strony psychiki (albo sofonów, niewidzialnych 'pluskiew' Obcych) - dla przeżycia jednego statku niszczy cztery inne, które i tak cudem ocalały z pierwszej potyczki, a bo paliwo, a bo ograniczenia prędkości, a bo kapitan ma zabójcze plany, którymi nie dzieli się z załogą, mimo potrzeby współpracy itd. Co ciekawe, w tej książce bohaterowie żyją w zasadzie bez jedzenia, picia, robienia kupy, a ktoś tam czasem śpi albo się upija z sąsiadami :)
Zadziwia mnie też wybór - mimo, że Ziemia po przegranej w Kosmosie jedynie zmaga się z chaosem natury psychologicznej i oczekuje najazdu Obcych, to kapitanowie statków stchórzyli i założyli, że tam już jest śmierć i nie chcą nawet wracać, wolą zginąć w Kosmosie. Wiedzą dobrze, że dotarcie do wybranej gwiazdy w celu 'zatankowania paliwa' termojądrowego ma mieć miejsce po 2 tys. lat ziemskich, a w razie słabego stanu statków, po 60 tys. Mimo tego, załoga nie przygotowała się do klonowania swoich członków, żeby ludzkość przetrwała. Może ten temat został poruszony w trzeciej części trylogii, nie dotarłam jeszcze.
'Problem Trzech Ciał' wciągnął mnie głównie przez opisy wirtualnej rzeczywistości, odwadniania ciał w celu przetrwania itd., to się zapamiętuje! W drugiej części, 'Ciemnym Lesie' rozczarowanie - wg. autora, ludzkość za dwieście lat wybrałaby znowu strach, negatywne założenia, walkę ze swoim gatunkiem i zabijanie, zamiast współpracy z Obcymi, z którymi można by się było dogadać, bo to oni szukali planety dla przetrwania, my już ją mamy i powinniśmy o nią dbać.
I oby do tego nie doszło, ja witam Obcych z otwartymi rękami, przylatujcie nawet dziś, mam ogród do lądowania! :)
Uff. Akcja zaczyna się dopiero w połowie tej obszernej książki, tj. z rozdziałem "12 rok ery kryzysu". Pierwsze pół można sobie darować, jeśli ktoś sięgnął po 'Ciemny Las' w kontekście gatunku science fiction. Autor w zasadzie mógł streścić pierwszą połowę do tego, że program Wpatrujących się w Ścianę był fiaskiem, bo wybrano do niego ludzi nieodpowiednich i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Konkretnie i do przodu! Currie ma talent w przechodzeniu od sceny do sceny bez zagłębiania się w niepotrzebne rozkminy, detale i psychologię postaci. Jednak najbardziej rozwalił mnie opis walki na stronie 280 - bohaterka programuje broń tak, aby obracając się (nad nią? jakoś telekinetycznie?) strzelała z obrotu dookoła, a w tym samym czasie sama zabija Obcych ostrzami, nożami, z buta, z pięści itd. :)) I do tego wszystkiego jest w stanie osiągnąć prędkość 90km/h w biegu, w podziemiach jakiejś bazy. A jak z hamowaniem na zakrętach..? Pamiętajmy, że czytamy science-FICTION.
Męskich czytelników serii krytykujących, że niemożliwe, że jak to, silna baba walczy jak 5 facetów itd., informuję, że tak - twarde babki, już bez pancerza oferującego nieśmiertelność, znajdują się na planecie Ziemia, w sportach ekstremalnych, na siłowniach, we wojsku, policji i okazjonalnie na runmageddonach :))
Konkretnie i do przodu! Currie ma talent w przechodzeniu od sceny do sceny bez zagłębiania się w niepotrzebne rozkminy, detale i psychologię postaci. Jednak najbardziej rozwalił mnie opis walki na stronie 280 - bohaterka programuje broń tak, aby obracając się (nad nią? jakoś telekinetycznie?) strzelała z obrotu dookoła, a w tym samym czasie sama zabija Obcych ostrzami,...
więcej Pokaż mimo to