-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Cytaty z tagiem "prusy wschodnie" [14]
[ + Dodaj cytat]
Der liebe Gott zabawił się w Harun al Raszyda i udał się w pielgrzymkę po ludzkim łez padole.
Niebawem ujrzał człowieka siedzącego nad drogą i płaczącego rzewnie.
,,Czegoż płaczesz dobry człowieku?'' zapytał Pan Bóg.
,,Straciłem żonę'' - brzmiała odpowiedź.
I Bóg wskrzesił mu żonę.
Następny płaczący rozpaczał po stracie dziecka. I Bóg przywrócił mu dziecko. I tak szedł po ziemi i czynił dobrze, i ocierał łzy ludzkie.
Aż pewien kolejny beksa, zagadnięty przez Boga, pokręcił głową.
,,Nie, Panie Boże, na moje nieszczęście nawet ty nie poradzisz - jestem rolnikiem w Prusach Wschodnich.''
I dobry niemiecki Bóg usiadł razem z biedakiem w rowie przydrożnym, i płakali obaj głośno i bezradnie.
Czyż można się dziwić, że nawracanie tego kraju szło opornie, skoro Bogu chrześcijańskiemu nie przeciwstawiano bożków, jeno słońce, księżyc i gwiazdy, gromy i ptactwo, zwierzęta czworonożne - dzieła właśnie tegoż wielkiego jedynego Boga.
Ale pierścień nienawiści nie tam jest najcięższy, gdzie tłum niemiecki demoluje budynek. Najcięższy jest dzień codzienny, ów system jednolitego , nieustannego, nieustępliwego prześladowania, pełnego zimnej nienawiści, na jakie zdobyć się może tylko żywioł niemiecki, zaprawiany i trenowany specjalnie w tym kierunku.
Znów można było wystawić twarz do słońca i cieszyć się jego promieniami. Chociaż nie były one już tak ciepłe, jak miesiąc temu. I pachniało inaczej. Ludzie wokół zbierali ziemniaki, palili na polach łęty, których specyficzna woń roztaczała się na całą wieś.
– Tak pachną Mazury – mówiła Julka...
Pochodzę z dużego miasta, z wielu miast. Przeczytałem, było wielu ludzi wokół mnie, pochwała, nagana, pytania, losy. Właśnie przespałem noc w ojczyźnie, w małym domku nad Krutynią. Na małym cmentarzu za ogrodzeniem spali moi dziadkowie, a przede mną leżało zakole rzeki, a za nią rozciągały się bezkresne lasy. Wszystko było szare i zimowe i cicho jak makiem zasiał. I widziałem tylko, że było tylko jedno prawo, po tym jak wszedłem i poszedłem dalej, i zadrżałem trochę przed wielkością i melancholią tego prawa.
Chmury za chmurami, wschodzące nad widnokręgiem, patrzące płowymi brzegami na Sowiróg i na ziemię. Ani gradu, ani grzmotu, ani deszczu, tylko milcząca ściana obrzeżona słońcem. Zboże rosło, jagody dojrzewały, ale w niedzielę ludzie z Sowirogu w zamyśleniu przesypywali kłosy w ręku i spoglądali z piaszczystych pagórków na szare dachy, nad którymi unosił się dym z kominów. Już raz tak było, pamiętali dobrze. Czyżby znowu, i ile razy jeszcze? Dlaczego Bóg oddał los w ręce ludzi, w ręce niewielu ludzi? Dlaczego nie w ręce pastora lub lekarza, którzy wiedzą, co to śmierć, a jeszcze więcej, co to życie? Dzwony obwieszczały wieczór, a oni zdejmowali czapki i słuchali, aż przebrzmiał ostatni ton. Na wschodzie niebo pociemniało nad lasami, tam znowu ogień się rozpali. Wiedzieli już o tym.
Dama niesłychanie i niezdarnie interesuje się moją skromną osobą. A co robię, a gdzie jadę, a u kogo w Olsztynie mieszkam, a z kim w Szczytnie przestaję, a na jakiej ulicy w Warszawie mieszkam.
Mówię, że na Szczebrzeszyńskiej, i mam rzetelną uciechę, widząc jak Niemeczka mocuje się z tym piekielnym słowem, jak stara się zapamiętać, jak pyta co to znaczy po polsku.
- No, cóż znaczy? Miasto tak się nazywa - Szczebrzeszyn...
Na Niemeczkę poty biją. Widać ma instrukcję, aby wypadać mnie niepostrzeżenie.
- A może to leży koło jakiegoś innego miasta - pyta mdlejącym głosem.
- Naturalnie - oświadczam z miłą gotowością - w Polsce miasta są gęsto rozsiane. Szczebrzeszyn leży między Brzmichrząszczem, Trzypstreprzepiem i Pietrzewieprzepieprzem.
Jestem stary koń. A takiej uciech nie miałem nawet wtedy, kiedyśmy łacinnikowi posypali tabakę i stary straszliwie krzyczał i raz po raz kichał.
Niemeczka widać zrezygnowała z subtelności wszelkich i na papierowej serwetce zapisuje: Schtschepscheeschynnstrasse 3.
I znowu sytuacja jest jasna. I znowu nasz wzrok się krzyżuje.
- Muszę iść, mamusia niepokoić się będzie.
Ach, ty wydro! Widziałem dziś tę twoją mamusię z wąsami, z brzuszkiem i w cwikierze na tarasie uniwersytetu jabłonkowskiego.
Tyle lat żyliśmy na tej ziemi wspólnie z innymi narodami, nie myśleliśmy o nich, że byli gorsi od nas. Ot, po prostu sąsiedzi. Aż nagle w naszym świecie pojawiło się takie zło, które tak bardzo nas zepsuło i podzieliło.
To był krajobraz, który trzeba było dopełniać polowaniem, konną jazdą, pływaniem. To był krajobraz, do którego nie można było mieć stosunku biernego i wypoczywającego, boby człowieka ogarnęła nostalgia.
Ernst Wiechert pisze: Krew duszy tego kraju [...] to to, że jego ciemne rzeki płyną do Narwi, że nazwiska jego wiosek brzmią tajemniczo, jak Zakręt, jak Sowiróg, a ja nie wiem, co to znaczy. Że oblicze jego mieszkańców zachowało skryte i bojaźliwe milczenie.