-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Cytaty z tagiem "dhaka" [4]
[ + Dodaj cytat]Dziesiątki kilometrów mielonych każdego dnia przez rikszarzy nie pozostają obojętne dla ich zdrowia. Najpóźniej po sześciu-siedmiu latach takiej pracy stawy odmawiają posłuszeństwa, w wiecznie przeciążonych mięśniach nóg i pleców powstają nieodwracalne zmiany zwyrodnieniowe. Płuca, które przez cały ten czas zasysały kurz i spaliny, cierpią od pylicy. Oprócz tego dniówka wystarcza rikszarzom tylko na podłe jedzenie. Po godzinach śpią więc często pokotem pod dachami miejskich targowisk, na posłaniach ze starych jutowych worków i gazet, a za poduszkę służy im własne ubranie. Podły żywot. Gorszy - jak twierdził szofer - nawet od doli podwórkowego psa, którego też można kopnąć bez powodu, ale za to nikt nie każe mu ciężko pracować cały dzień na miskę strawy.
Dhaka się zatkała. Mieszka się w niej jak w zlewie z niedrożnym odpływem, do którego ktoś nadal wlewa nieczystości.
W razie przyłapania na gorącym uczynku - jak po Rana Plaza - bariera językowa i różnice kulturowe dają szansę na rozmycie odpowiedzialności. Pokrzykiwanie na szwaczki zawsze można przedstawić jako lokalny styl komunikacji, w końcu na ulicy też wszyscy krzyczą do wszystkich. /brak wentylacji - nie mówiąc już o klimatyzacji - potrzebami samych pracowników, którzy nie przywykli do niskich temperatur. Niedostateczną liczbę gaśnic - chwilowymi problemami z zaopatrzeniem w ten chodliwy ostatnio towar. Brak przeszkolenia przeciwpożarowego pracowników - zaniedbaniem nadzorcy, którego demonstracyjnie wywala się za to z roboty, a potem cichaczem przyjmuje ponownie. Obecność dzieci w zakładzie - nieporozumieniem. Azjaci wyglądają przecież na młodszych niż są w rzeczywistości, a prośbę o dowód tożsamości zwykle kwituje się perlistym śmiechem. Większość robotników trafiła do Dhaki z przeludnionych, biednych wsi, gdzie przez lata nikt nie zawracał sobie głowy wydawaniem dokumentów. Jak zresztą prowadzić rzetelną ewidencję ludności w kraju, w którym każdego dnia tysiące ludzi w poszukiwaniu jedzenia po prostu pakują dobytek w koc i ruszają w drogę?
Sprawiał wrażenie faceta, który kocha swoją pracę. Zawdzięczał jej status i poziom życia niedostępny dla przeciętnego mieszkańca Bangladeszu oraz - jeśli nie przede wszystkim - poczucie władzy. Wobec mnie był więc niemal kolonialnie uprzejmy, ale już swojego kierowcę traktował jak psa: kazał mu czekać na siebie w nagrzanym jak piekarnik samochodzie bez włączonej klimatyzacji.